wtorek, 5 czerwca 2012

3. Musimy pogodzić się z tym co jest i cieszyć się tymi ostatnimi chwilami..

W głowie miałam mętlik, tak bardzo martwiłam się o mamę i ten chłopak. Wydawał się być miły, jednak bardzo tajemniczy. Dość Caroly, teraz najważniejsza jest mama, szkoła i praca. Musisz zarobić, musisz być silna. Dasz radę, przecież dawałaś dotychczas. Znajdzie się dawca, przecież to kwestia czasu. Właśnie czas. Jest go coraz mniej. Dni mijają nieubłagalnie, a stan zdrowia mamy pogarsza się, ale przecież musi być jakiś sposób - myślałam aż w końcu zasnęłam.. O 6 usłyszałam dzwięk budzika. Mimo tak krótkiego snu, czułam się niezwykle zrelaksowana. Wykonałam poranną toaletę, zjadłam śnadanie, po czym ruszyłam do szkoły. Już przy drzwiach wejścowych do budynku ujrzałam Samanthe. Lubię ją najbardziej ze wszystkich osób w szkole, jednak nie nazwałabym ją swoją przyjaciółką. Czasami odnoszę wrażenie, że rozmawia ze mną tylko dlatego, że mam jakikolwiek kontakt z panem Gwiazdą. - I jak, i jak? - zapytała na starcie. - Cześć - odpowiedziałam z ironią. - Ach tak cześć, wybacz - odparła nieśmiało. - W porządku - uśmiechnęłam się. - Więc jak było? - No, a jak miało być? - No nie wiem, ty mi powiedz, umieram z ciekawości! - mówiła z przejęciem. - Tak jak każdego innego dnia - rzuciłam obojętnie. - Rozmawiałaś z nim? - dopytywała. - Przecież to nie uniknione.. - No, ale.. - i w tym momencie zadzwonił dzwonek sygnalizujący rozpoczęcie lekcji, więc uniknęłam dlaszych opowieści. Szczerze mówiąc nie wiem co ona w nim widzi. Chłopak jak każdy inny, no może jest bardziej arogancki, egoistyczny i samolubny niż inni, ale to nic nie zmienia. Dzień minął bardzo spokojnie, aż sama byłam zdziwiona. Dochodziła 15 i jeszcze dzisiaj nic złego się nie wydarzyło. Niesamowite - mruknęłam zabierając z szafki książku i ruszyłam w stronę wyjścia, po czym udałam się do szpitala. Na szczęście mam do niego jakieś 15 minut pieszo i nie muszę tracić pieniędzy na metro. Po drodze kupiłam trochę owoców, mama bardzo je lubi. Niedługo potem znalazłam się w szpitalu, szybkim krokiem podążyłam do wyznaczonej sali. Stanęłam przy oknie przez które było widać salę. Leżała tam moja mama, moja biedna, samotna i bezbronna mama. Do moich oczu napłynęły łzy. W mojej głowie znowu pojawiło się pytanie. Dlaczego ona? Dalczego właśnie ona musi tak cierpieć? Czym ona zawiniła? Nie rozumiałam tego i szczerze mówiąć nie chciałam rozumieć. Wolnym krokiem przekoroczyłam próg sali. Była taka nijaka, zupełnie mi obca. Nie chciałabym tu leżeć nigdy w życiu.. Cicho usiadłam na krześle, po chwili oczy mamy otwarły się. - Przepraszam nie chciałam cię obudzić - powiedziałam cicho. - Nie spałam - uśmiechnęłam się delikatnie. Odwzajemniłam uśmiech. - Mamo tak bardzo się wczoraj martwiłam - mówiłam, a po mojej twarzy spłynęło kilka łez. - Nie potrzebnie Caroly, niepotrzebnie, wszystko w porządku - szepnęła. - Mamo, wiem jak jest. Nie martw się znajdę dawcę, choćbym miała go wyciągnąć spod ziemi rozumiesz?- miałam ochotę wrzeszczeć, ale nie zrobiłam tego. To byłoby nie na miejscu. - Caroly, nie musisz. Nie jesteśmy w stanie już nic zrobić, musimy pogodzić się z tym co jest i cieszyć się tymi ostatnimi chwilami.. - ostanie słowa wypowiedziała bardzo cicho, jednak na tyle bym mogła je usłyszeć. - Damy radę, zobaczysz, jeszcze będziemy szczęśliwe - mówiłam, ale wcale tak nie było, nawet sama nie wierzyłam w te słowa.. - Kocham cię - wyszeptała. - Ja ciebie też - odparłam.. Posiedziałam jeszcze chwilę, po czym musiałam już pójść. O 17 zaczynałam pracę. Miałam 30 minut. Musiałam się spieszyć, w przeciwnym razie ryzykowałabym utratę pracy. Doszłam idealnie na czas. - Dzień dobry - przywitałam się widząc Justina siedzącego w kuchni. - Oo dobrze, że już jesteś - odpowiedział uśmiechając się. To było bardzo dziwne, jednak na wszelki wypadek postanowiłam odwzajemnić uśmiech. - Coś się stało? - zapytałam. - Nie wszystko w porządku, niedługo przyjdzie Selena przygotuj coś do zjedzenia i na dziś jesteś wolna - mówił, a uśmiech nie schodził mu z twarzy. - Oczywiście - Bardzo ucieszyłam się na te słowa. Będę mogła trochę odpocząć. Dzisiaj piątek, mogę dłużej posiedzieć i przemyśleć wszystko. Wykonałam swoje zadanie, pożegnałam się i ruszyłam do domu nim jeszcze księżniczka raczyła przyjść do swojego księcia. Szczerze mówiąc zazdrościłam im trochę, ale bałam się przyznać do tego samej sobie. Byli szczęśliwi, kochali się. Mieli wszystko co potrzebne do szczęścia, nawet te cholerne pieniądze.. Spieszyłam się bardzo, bo przypomniał mi się ten chłopak i nasza wczorajsza rozmowa. Uśmiechnęłam się na samą myśl o nim, nie wiem dlaczego. Nawet go dobrze nie znałam. Praktycznie nie wiedziałam o nim nic, tylko tyle, że mógł mieć na imię Christian, co wywnioskowałam po jego nicku.. W domu wzięłam długą kąpiel, poczytałam książkę, zjadłam kolację i zasiadłam przed urządzeniem potocznie nazywanym komputerem. Zalogowałam się do gry i wkroczyłam do tamtego świata. Bardzo mi zaimponował, chciałam go poznać coraz bardziej. Rozglądałam się dookoła w poszukiwaniu chłopaka, ale nigdzie go nie było. Dochodziła 22, może jeszcze za wcześnie - przemknęło mi przez myśl. Prosił żebym była, więc sam powinien również się pojawić chociażby z grzeczności. Postanowiłam trochę się rozejrzeć. Chodziłam różnymi uliczkami mijając różne miejsca, różnych ludzi, różne sklepy. Byłam w tym szczęśliwym świecie, jednak bardzo chciałam znaleźć drogę do tamtego miejsca. Tego w którym panował smutek, ból i rozpacz. Tutaj wszystko było takie szczęśliwe.. Nie pasowało do mnie i mojego życia. Podążałam uliczkami kiedy nagle poczułam czyiś dotyk na moim ramieniu. Wystraszyłam się bardzo, ale po chwili zrozumiałam, że to symulator. Odwróciłam się i ujrzłam chłopaka. Tego samego co wczoraj. - Cieszę się, że jesteś - znowu nad jego postacią pojawiła się chmurka z wiadomością. - Ja także - odparłam. - Masz na imię Caroly, tak? - zapytał. - Tak, a ty jesteś Christian? - Tak.. Chodź oprowadzę cię. - Będzie mi miło - odpowiedziałam. Szliśmy różnymi uliczkami, Christian pokazywał mi kolejno różne miejsca. Podobało mi się, nawet bardzo podobał mi się ten świat. - A teraz zaprowadź mnie tam gdzie wczoraj - odważyłam się napisać w końcu. - Dlaczego? Nie podoba ci się tutaj? - zapytał zdziwiony. - Podoba, ale to chyba nie jest miejsce dla mnie. Moje realne życie bardziej przypomina tamto miejsce niż to.. - Rozumiem, w takim razie chodźmy, ale tylko na chwilę, bo.. - i w tym momencie z gry wyrwał mnie dźwięk telefonu..

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz