piątek, 9 grudnia 2011

1. Życie to nie bajka, a ja nie jestem księżniczką.

- Oo Selena. Wybacz, że musiałaś tyle czekać kochanie - powiedział Bieber w stronę gościa. Niewielkiej, ciemnej i skromnej dziewczyny, która uśmiechała się do niego zalotnie.
- Wejdź skarbie - powiedział wskazując wielki salon. Był naprawdę ogromny. Dwa razy większy od całego mieszkania w jakim mieszkam z matką.
- Podaj kolację za 10min - mruknął w moją stronę wychylając się z salonu. Posłusznie odgrzałam wszystko i podałam do stołu.
- To Twoja ostatnia szansa - przeszło mi przez myśl.. Po chwili znów znalazłam się w kuchni wśród talerzy, szklanek, kubków.. To właśnie mój świat. Jakże chciałabym od niego uciec. Chociaż na chwilę.
Jedną maleńką chwilę.. Niestety trzeba spojrzeć prawdzie w oczy. Widać tak musi być. To jest moje życie, którego nie zmienię.. No chyba, że wygram na loterii no, ale to zupełnie inna historia.
Ostrożnie wychiliłam się z kuchni by sprawdzić czy moja ostatnia sznasa właśnie nie została zmarnowana.
- Uff. - szepnęłam. Jedli z apetytem. Kamień spadł mi z serca.. To chyba tyle na dziś..
Ubrałam się i podeszłam do wyjścia. Oczywiście tego od ogrodu. Nie śmiałabym wyjść przez główne drzwi,a nawet jakbym chciała to i tak byłabym stracona. Przez chwilę ogarnęła mnie panika. Czy powinnam powiedzieć,że wychodzę ? A może lepiej się nie odzywać ? W ostateczności postanowiłam napisać kartkę, którą zostawiłam
w kuchni na stole.. Mam nadzieję, że ją przeczyta. Chociaż kto wie czy taka gwiazda potrafi czytać... W ciszy wyszłam i udałam się w stronę domu. Po drodze mijałam wiele pięknych willi, należących do gwiazd..
No tak w koncu znajduję się w najbogatszej części L.A.. Ehh. Ile bym oddała bym chociaż przez chwilę mogła tu pomieszkać,
ale życie to nie bajka, a ja nie jestem księżniczką.... Nie... musisz wziąć się w garść. W domu czeka na Ciebie chora mama.
Musisz być silna. Musisz dać radę. Dla niej.. Tylko i wyłącznie dla niej. Jeszcze tylko 2 przecznice i będę na miejscu - pomyślałam wsiadając do metra.. Po kilku minutach ogromny, podziemny pociąg zatrzymał się Will Street. Mój
przystanek. Powinnam wysiąść, ale czy na pewno ? Może, ten jeden, jedyny raz pojadę dalej ? Przez jedną noc,będę kimś innym ? Nie biedną, samotną dziewczyną, tylko arystokracką gwiazdą ? Po chwili myśli odchodzą, wysiadam.
Koniec z marzeniami, bo one nigdy się nie spełnią. Staję na jednym z ruchomych schodów i jadę w górę. Po chwili znów znajduję się
na powierzchni ziemi.. Teraz jest inaczej. Wsiadałam na pięknym dworcu, a wysiadłam na jakimś przedwojnennym..
- Życie.. - przechodzi mi przez myśl. Wolnym krokiem podążam w stronę naszego domu. Starej kamienicy na zakręcie.
Wchodzę do domu i w ciszy otwieram drzwi, które po chwili zamykam. Ściągam buty i rozglądam się dookoła.
- Mamo ? - szepczę wchodząc do kuchni. Cisza..
- Mamo ? - wołam kolejny raz. Niestety bezskutecznie. Chodzę po całym domu w poszukiwaniu.. Wchodzę do łazienki i doznaję szoku.. Leży na podłodze i nie daje znaku życia.
- Mamoo ! - wrzeszczę.
- Proszę odezwij się ! Co Ci jest ? Powiedz coś ? Powiedz coś do jasnej cholery ! - krzyczę, a do moich oczu napływają łzy..
Jednym ruchem biegnę po telefon i dzwonię na pogotowie. Następnie wszystko dzieje się w błyskawicznym tempie..Przyjeżdżają stanitriusze, zabierają ją i odjeżdżają na sygnale.. Siedzę w łazience i płaczę. Płaczę jak dziecko.. Nie mogę nad tym zapanować.Nie wiem co się dzieje, nie panuję nad tym. To mnie przerasta, to jest za trudne... Około północy dzwoni telefon, którego cały czas oczekiwałam.
- Potrzebny jest natychmiastowy przeszczep szpiku.. - słyszę głos lekarza..
- Jeżeli w najbliższym miesiącu nie znajdzie się dawca too... - szepcze.
- Too..? - powtarzam ostatnie słowo.
- Wszystko będzie stracone i nie będziemy w stanie nic zrobić. - odpowiada ze smutkiem. Rozłączam sie i rzucam słuchawką.
- To nie, to niesprawiedliwe ! Boże ! Powiedz mi dlaczego nam to robisz ? Co my ci zrobiłyśmy. Nie możesz jej zabrać, rozumiesz ! Zabierz mnie,
ale nie ją. Proszę - krzyczę dławiąc się łzami. Jak mam jej pomóc ? Boże, skoro istniejesz to powiedz mi co mam do jasnej cholery zrobić ! No dalej, czekam ! Muszę jej pomóc..

*matko . straciłam już chyba wprawę do pisania hah . następny pojawi się niedługo ;*
skype : tala118855
gg : 24211673
no to by było tyle < 3333

niedziela, 20 listopada 2011

` a po burzy zawsze wstanie słońce

no dobra . co mogę powiedzieć ? zawaliłam ? zjebałam ? jestem egoistyczna .. mogłam bym tak jeszcze wymieniać całe godziny , ale nie o to chodzi. chciałam was przeprosić za wszystko . nie chciałam żeby tak wyszło . po prostu na pewien czas musiałam od tego wszystkiego odpocząć . chyba jestem gotowa by wszystko zacząć od początku . długo by opowiadać co się stało . niewiele osób wie i tak pozostanie. więc jak zaczynamy od nowa ? dam wam możliwość kontaktu i tak dalej . zdaję sobie , że pewnie straciłam 9/10 czytelników, ale będę pisać . ;) .
` a po burzy zawsze wstanie słońce .
GG : 24211673 .

piątek, 29 lipca 2011

Prolog

- Panie Justinie pora wstawać !!! Śniadanie już w jadalni - krzyknęłam.
Jak zwykle nie odpowiedział (przecież nie wypada mu odpowiadać służącej), zszedł na dół jak zwykle godzinę póżniej. Ile czasu można rano spędzić w łazience, przesada. Podgrzałam szybko makaron ,
zrobiłam naleśniki , kanapki i podałam znowu na stół. Justin zaczął jeść (mam nadzieje że będzie mu smakować ).
-Co to jest ???Makaron za gorący , nie lubię naleśników ani z serem ani z czekoladą czy owocami a kanapki nawet nie przejdą mi przez gardło. Kiedy dostanę coś porządnego na śniadanie!!!Mam tego
dosyć jesteś zwol....- krzyczał Justin.
-Proszę , błagam tylko nie to. Jak ja teraz pomogę mamie. Nie będzie mnie stać na jej leczenie. Ona umrze !!!Proszę niech da mi pan ostatnią szansę , mogę ugotować coś innego tylko niech pan powie co ,
jedną szansę . błaagam !!!!
-Wiesz ile dziewczyn chciałoby być na twoim miejscu ???ale dobrze nie lubię sprowadzać nowych osób do domu , masz ostatnią szansę , a dzisiaj już nic nie chcę ,kupię sobie coś w drodze do wytwórni. A
jeszcze jedno do mojego powrotu dom ma błyszczeć spodziewam się gościa. pamiętaj twoja ostatnia szansa - powiedział justin. Wziął plecak, kluczuki do samochodu i wyszedł. A ja mam 3 godziny żeby
ogarnąć ten wielki dom ...Koniec rozżalania się ,czas wziąść się porządnie do roboty. Zacznijmy od jego sypialni potem salon jadalnia i 20 innych pomieszczeń.
W jego pokoju jak zwykle wielki bałagan , niewiem jak on to robi. Zamiatam pod łóżkiem i widzę stare pudełko . Wiem że nie powinnam otwierać , ale .... To jego zdjęcia z dzieciństwa , był tak samo biedny
jak ja, skromny, wstydliwy. Co się z nim stało ??? Ale widać żę chce zapomnieć o swojej przeszłości ,lepiej schowam to na miejsce. Szybko tu posprzątam , a potem pójdę ogarnąć resztę.
3 godziny później
O nie justin wrócił , a ja jeszcze nie mam obiadu dla niego . Już po mnie ,ale wyrobiłam się ze sprzątanie to najważniejsze .
- Jadłem na mieście !! - krzyknął justin
Jaka ulga. Uff . Do czasu ...
- Chce na 18 kolację dla dwóch osób.Oczywiście przy świecach i z szampanem . To ważna okazja . Nie zepsuj tego .- dopowiedział i poszedł do swojego pokoju. A jak zwykle zostałam z robotą muszę
wymyślić coś drogiego i wykfintnego....hmmm . Wiem!!! Zrobię owoce morza ,a głównym daniem będzie homar a na deser zamówię cisto z nalepszej cukierni.
GODZINA 18
Zaraz zjawi się gość . Wszystko gotowe tak jak chciał Justin, mam nadzieję że tym razem spełniłam swoje zadanie. Nagle slyszę dzwonek do drzwi ,ale wiem że nie mogę otworzyć - Justin zakazał mi
tego robić .
-Proszę pana chyba ktoś zadzwonił do drzwi - krzyknęłam zirytowana ( jak można komus pozwolić czekać 5 minut przed drzwiami ) w stronę jego pokoju.
Oczami justina*
Jezuuu ta służba !!!!! Przecież to ja jestem gwiazdą to zaszczyt przyjść do mojego domu .Przecież jak gość poczeka za drzwiami 5 czy 10 minut to nic się nie stanie nie ??? Jeszcze tylko się odświeżę i
zejdę.
Oczami Karoliny *
Jak można tak traktować ludzi ?? Nie rozumiem tego, ale ja napewno nie traktuje tak ludzi a nawet zwierząt.
No nareszcie pan justin zszedł na dół.Wpóścił i przywitał się z ..........

--------------------
Hej.Mam nadzieję że ten prolog się wszystkim spodoba , chociaż piszę takie opowiadanie pierwszy raz :D Dziękuję przedewszystkim Tali za taką możliwoć.Ciekawe jak ta historia potoczy się dalej, sama jestem ciekawe ale wszystko w rękach Tali :D Leszcze raz dziękuję . Następny rozdział już niedługo.Komentujcie i do następnego :D
ACHA!!! Zapomniałam autorką tego prologu jestem ja - Karolina , czyli fanka i czytelniczka wszystkich opowiadań Tali.

środa, 27 lipca 2011

Bohaterowie

Caroline Botticelli - 16 letnia dziewczyna mieszkająca w najbiedniejszej częsci L.A.
Ma rysyjsko-włoskie korzenie. Wychowywana jest przez matkę. Do dzis niewiadomo gdzie jest jej ojciec. Jedno jest pewne był Rosjaninem. Ma bardzo delikatną, a zarazem wrażliwą urodę ze względu na pochodzenie matki, która jest Włoszką. Kiedy zaszła w ciąże wyjechała do Stanów by móc zapewnić sobie oraz swojemu dziecku normalne życie. Są ubogie. Utrzymują się tylko z niewielkiego zasiłku i pensji Caroly. Jej matka od pewnego czasu nie pracuje, ze względu na swój stan, który pogarsza się z dnia na dzień.. Ma białaczkę. Caroline stara się jakos pomóc, ale z jej niewielkiej pensji nie jest w stanie wiele zrobić. Jednak jest osoba, która moglaby jej w tym pomóc. Niestety dla tej osoby ona jest zwykłą sprzątaczką...

Arias Amorette - 18 letni chłopak mieszkający w L.A. Jest nie tylko przyjacielem rodziny, ale też bliskim znajomym Caroly. Są dla siebie jak rodzeństwo. Przyjaźnią się wiele lat i nic nie zanosi na to, że mogloby się to zmienić. Ze względu na swoją Tajską urodę ma wielkie powodzenie, ale on skrywa w sobie pewną tajemnicę...

Justin Bieber - 17 latni chłopak, piosenkarz i rozpiwszczony bachor. Ma wszystkie czego chce i wokyrzystuje to w każdy możliwy sposób. Jego dziewczyną jest Selena Gomez. Zą idealnym duetem. Oboje zarozumiali i zakochani w sobie. Nie zwraca uwagi na krzywdę innych. Te wszystkie akcje charytatywne to wredne pozory. Naprawdę jest egoistycznym pozerem...

Oprócz tego pojawią się bohaterowie drugoplanowi.
- Amanda Botticelli - matka Caroline.
- Selena Gomez - dziewczyna Justina.
- Caitlin Beadles, Christian Beadles - byli przyjaciele Biebera.

*Proszę oto nasi bohaterowie. Prolog jutro ;)
Ciao < 333

piątek, 22 lipca 2011

A więc, hmm.. yy..

Tak, więc większoscią głosów (100%) zdecydowaliscie, że chcecie kolejne opowiadanie..
Więc nie pozostaje mi nic innego jak zacząć pisać ;).
Niestety na chwilę obecną nie mam pojęcia o czym ma być.
Może jakies pomysły ?
Pisać w komentarzach
lub na gg - 24211673.
Bohaterowie powinni pojawić się w poniedziałek, a więc do miłego..
< 3333

ps. Liczę na Was i Wasze pomysly ; ***

czwartek, 14 lipca 2011

22. Epilog. Wszycy żyli długo i szczęśliwie.

Rozdzial dedykowany tym, którzy prosili o szczęsliwe zakończenie :).
Kocham Was < 333

Epilog.
*3 miesiące później*
*Oczami Justina*
Cholera, cholera, cholera. Nic mi nie wychodzi. Nie potrafię tak dalej żyć.
Od jej śmierci minęły 3 miesiące a ja nadal ją widzę. Cały czas mam przed oczami obraz z parku. Leżąca, bezbronną, martwą.. Przecież to niemożliwe ! Ona nie mogła umrzeć. Dlaczego to zrobiła ? Przecież ja ją kochałem, kocham i zawsze będę kochać.. Boże dlaczego ten świat jest taki okruty ? Dlaczego musiała to zrobić właśnie ona ? Nienawidzę, nienawidzę siebie. To wszystko moja wina. Powinienem ją wspierać, a ja tak po prostu sobie wyjechałem. Nigdy sobie tego nie wybaczę..
Ona nie żyje, a to wszystko moja wina. Sekcja zwłok wykzała, że to z pewnością było samobójstwo. To tabletki. Te głupie tabletki odebrały jej życie. Dlaczego ja się nie domyśliłem co chciała zrobić ? Może gdybym wcześniej otwarł ten list udałoby się ją uratować. Podły, podły świat ! Nie mogę tylko zrozumieć czemu ona to zrobiła ? Nigdy nie przypuszczałbym, że miałaby odwagę..
Każdy, ale nie ona. Nie osoba, która brzydziła się samobójstwa i nie rozumiała go.
Miała tyle planów, wielką przyszłość i co ? I wszystko się skończyło.
Wiem, że to moja wina. Na jej ręce wycięte było moje imię. Kochała mnie. I to nasze uczucie ją zabiło.
Nie wytrzymam tego dłużej.
Całe szczęście dziś ostatni koncert w całej trasie, a może i nie tylko trasie..
Siedzę w hotelowym pokoju, skulony i myślę o niej. Jest obecna w moich myślach 24h.. dzień i noc..
noc i dzień.. W każdej dziewczynie widzę ją. Wiele razy zdarzało mi się mówić
- Lauren to ty ? - wychodziłem na idiotę, ale gówno mnie to obchodziło !....
- Za godzinę zaczynamy - słyszę głos Sccotera po drugiej stronie drzwi. Głośno wzdycham i chowam się pod kołdrą.
Nie wytrzymam tego dłużej. Chcę znowu z nią być.. chcę poczuć smak jej ust.
Wstaję, idę do łazienki.. Przez kilka kolejnych minut grzebię w szafce..
- To jest to ! - wołam i wyciągam całe opakowanie tabletek. Muszę, muszę to zrobić - myślę i wyciągam jedną z nich.
Siadam pod ścianą i zaczynam jej się przyglądać..
- To ty. To ty i reszta Twoich koleżanek zabiłyście ją. A skoro zabiłyście ją, zabijecie też mnie - mówię do nich.
Cholera ! Co za idiota rozmawia z tabletkami ? Wstaję biorę tabletki i staję pod oknem. W dole stoi tysiące fanów wrzeszczących moje imię. Nie, nie mogę im tego zrobić. Muszę żyć. Chociażby dla nich.
Nie, nie Justin nie możesz żyć.. nie bez niej.
- Lauren pomóż mi - szepczę i spoglądam w niebo.. Jest tam ! Tak jak mówiła największym i najbileszym obłokiem..
- Powiedz mi proszę co mam robić.. Kocham Cię i chcę być z tobą, ale ja, ja nie mogę ich zostawić.. - zamykam oczy i skulam się.
Po chwili znów je otwieram. Ona, ona tu jest . - cały drętwieję.
- Lauren ? - pytam. Dziewczyna uśmiecha się lekko w moją stronę.
- Lauren to ty ? - powtarzam pytanie.
- Ja - szepcze dziewczyna i podchodzi do mnie. Jest taka, taka inna. Nie przypomina umierającej, cierpiącej Lauren.
Wygląda tak jak kiedyś.. W dniach gdy się poznaliśmy.
- Co ty tutaj robisz ? - pytam z niedowierzaniem. Mam wrażenie, że to sen. Nawet jeśli to ja nie chcę się budzić.
Wstaję i podchodzę do mniej próbując jej dotknąć. Niestety w tej chwili znika.
- Nie odchodź, proszę. Potrzubuję cię. Cholernie cię potrzebuje - mówię.
To, to musiało coś znaczyć. Ona cały czas tu jest i patrzy na mnie.
Bieber do cholery co się z Tobą dzieje ? To były tylko złudzenia.. a może nie. ?
Ponownie biorę do rąk opakowanie pełne tabletek. W ręku trzymam jedną z nich.
- Teraz albo nigdy.. - wydukuję i połykam jednę, po chwili drugą.. i tak aż nie opróżniłem całego opakowania.
I co już ? Umarłem ?
- Bieber czas zaczynać - słyszę wołanie. Nie jestem jeszcze na tym cholernym świecie. Przemywam twarz wodą i wychodzę.
- W końcu. Justin co się z Tobą działo ? - mama od razu podchodzi do mnie i mocno przytula. Nie protestuję. Wiem, że robi to po raz ostatni..
Po raz ostatni wtulam się w nią.
- Tak bardzo cię kocham - szepczę w jej stronę i wchodzę na scenę. W oczach tłumię łzy.
Nie ma już odwrotu. Muszę to zrobić. Nie chcę dalej cierpieć. Nie potrafię.
Rozbrzmiewa muzyka. Biorę mikrofon i zaczynam śpiewać kolejne wersy "Baby".
Cały czas myślę o niej. Patrzę na tysiące wrzeszczących fanek, ale myślę tylko o niej.
O tej dla, której żyłem, którą kochałem i do której za chwilę dołączę. Śpiewam kolejne piosenki i czuję się coraz gorzej.
Za chwilę nadejdzie ta chwila. Najgorsza chwila w życiu człowieka.. Chwila śmierci. Moment w którym kończy się wszystko
i po którym nie zostaje nic.

You're who I'm thinkin' of
Girl you ain't my runner up
And no matter what
You're always number one

Śpiewam to dla Ciebie wiesz ? - mówię w myślach i spoglądam w górę..
Rozbrzmiewa się ostatnia piosenka. Śpiewam ją rzadko, ale należy do moich ulubionych.
Jeżeli śpiewam po raz ostatni, a wiem że tak jest chcę śpiewać to.

I don't wanna go back
To just being one half of the equation
Do you understand what I'm sayin'?
I'm lost
Can't fix this compass at heart
Between me and love
You're the common denominator, oh, oh, ohh, oh
You're the common denominator, oh, yeah, woah

Coraz gorzej się czuję. Nie wytrzymam do końca piosenki.
- Stoop ! - wrzeszczę. Wszystko nagle milknie.. ludzie patrzą z przerażeniem.
- Chcę, chcę coś powiedzieć...
- Na samym początku wiedzcie, że to co mówię jest prawdą i nigdy więcej tego już nie powiem.
Chcę Was wszystkich bardzo przeprosić za to co się za chwilę stanie. Jestem pieprzonym egoistą wiem,
ale nie umiałem inaczej. Kochałem ją. Tak kochałem i nadal kocham. Lauren wiem, że pomimo tego, iż jesteś
już tam po drugiej stronie słyszysz mnie. Wiedz, że robię to dla Ciebie. Starałem sobie z tym jakoś poradzić,
ale nie potrafię. Tak jak napisałaś "Wszystko ma swój początek i koniec". Ten koniec właśnie nadszedł. - mówiłem,
a w mojej głowie wszystko zaczynało wirować. Spojrzałem na fanów. Byli zdezorientowani. Jedni płakali inni słuchali z ciekawością.
- Nie płaczcie. Błagam Was. Nie mogę na to patrzeć. Mama od zawsze mi powtarzała "Żyj tak aby nikt przez Ciebie nie płakał".
Więc proszę nie róbcie tego. Nie jestem wart waszych łez. Chcę Wam wszystkim bardzo podziękować. Moim najbliższym za to,
że mnie wspieraliście w ostatnich bardzo trudnych dla mnie miesiącach.
- Mamo - mówię i zwracam się do niej. Patrzy na mnie zza kulis za łzami w oczach.
- Dziękuje Ci za trud, który włożyłaś by wychować mnie na pożądnego człowieka. Czy się udało ? Na to pytanie najlepszą odpowiedź będziesz znała sama.
Kocham Cię bezgranicznie pamiętaj o tym zawsze. Nawet jeśli nie będę przy Tobie ciałem to będę duszą. Pomogę Ci. Jeżeli będziesz potrzebowała pomocy spójrz w górę.
Będę tam na Ciebie patrzył i cieszył się Twoim szczęściem razem z Tobą. Kocham Cię - mówię, a po mojej twarzy zaczynają spływać łzy. Z truden zaczynam oddychać.
Zostało mało czasu, a ja mam jeszcze tyle do powiedzenia.
- Christian, Caitlin. Wiem, że teraz jesteście gdzieś daleko i w najlepsze się śmiejecie, bo tak jest zawsze. Mam nadzieję, że usłyszycie kiedyś to co teraz powiem.
Byliście i zawsze będziecie dla mnie moimi przyjaciółmi. Kocham Was. Beadles nie śmiej się. Kocham Was tak po przyjacielsku. Dziękuje, że mnie wspieraliście i że
byliście obecni w moim życiu. Lepszych przyjaciół nie mogłem sobie wymarzyć. Kłociliśmy się i wyzywaliśmy, ale zawsze się godziliśmy, więc teraz jeśli jeszcze jakieś
rzeczy nas różnią chcę Was przeprosić..
- Tato, babciu, dziadku. Kocham Was. Co mogę jeszcze powiedzieć ? Nie mam pojęcia. Zresztą sami dobrze wiecie i sami dopowiecie.
- Braciszku, siostrzyczko. Nie rozumiecie mnie wiem. Jesteście najlepszym rodzeństwem na świecie i nie zamieniłbym Was na nikogo innego !. Mam nadzieję, że będziecie mnie pamiętać.
Chociaż jakieś epizody, w których uczestniczyłem. Brat was kocha...
- Dziewczyny, chłopacy, fani, antyfani.. Wam rówież dziękuje. W szególności fanom. Chciaż nie wiedzieliście co się dzieje i tak zawsze mnie wspieraliście.
Dzięki Wam udało mi sie przejść i nie zmienić w ciągu mojej krótkiej, a tak wiele znaczącej dla mnie kariery.
- Scotterowi za pomoc w dążeniu do sukcesu. Gdyby nie ty byłbym dzisiaj nikim.
- Usherowi mojemu mentorowi i przyjacielowi za współpracę i dobra rady. Dzięki stary.
- Kenny stary, Tobie też dziękuje. Miałeś mnie chronić do końca życia. No udało Ci się. Wszystkiego dobrego na nowej drodze życia - uśmiechnąłem się w jego stronę.
- No i przedewszystkim Tobie kochanie. Za to, że Cię poznałem, pokochałem. Za to, że pokochałaś mnie. Nie moją sławę tylko mnie. Zwykłego Justina Biebera ze Starford.
Wiedz, że jesteś byłaś i będziesz najważniejszą osobą mojego życia. Tą jedyną, na którą czekałem 17 lat.. i którą pokochałem od razu. Między nami było różnie, ale to miłość zwyciężyła
wszystko. Mam nadzieję, że przyjmiesz mnie i będziemy mogli żyć długo i szczęśliwie tam u góry. W raju. W miejscu, w którym nikt nie będzie nam już przeszkadzał..
Nie chcę żebyś myślała, że zrobiłem to przez Ciebie. Nie. Zrobiłem to dla Ciebie. Kocham Cię.. i już za kilka minut się spotkamy... - mówiłem, a po mojej twarzy spływały łzy.
Nie obchodziło mnie to, że płaczę.. Upadłem na scenę i zamknąłem oczy. Po chwili znów je otwarłem..
- Lauren ? - z trudem wypowiedziałem jej imię. Stała tu. Była jak żywa, ale unosiła się nad ziemią. Zupełnie jak duch.
- Co ty tu robisz ? - spytałem.
- Przyszłam po Ciebie - podała mi rękę i razem odlecieliśmy w stronę nieba.
- Kocham Cię - wyszeptaliśmy równocześnie...


I tak kończy się historia naszych bohaterów. Chcieliście happy end prawda ? No i jest. Może nie chodziło Wam o taki, ale oni w końcu byli razem i żyli długo i szczęśliwie tam po drugiej stronie.
Z góry obserwowali losy przyjaciół, rodziny i cieszyli się ich szczęściem.
A co u reszty bohaterów ?
Nie uwieżycie !

*Oczami Caitlin*
*10 lat później*
Teraz albo nigdy.. - mówię i siadam na ławce przed ich grobem.
- Justin kocham cię i zawsze kochałam. Nie chciałam przeszkadzać waszej miłości i chyba dobrze zrobiłam. Wiem, że w moim stanie nie powinnam tego mówić, ale nie czułam się fair. No
to co ? Szczęśliwego życia i będę się za Was modlić - mówię i wracam do klasztoru. Tak dobrze słyszycie zostałam siostrą zakonną.. i dobrze mi z tym. Oczwiście chciałabym
mieć męża i dzieci, ale czuję, że sługa Bogu to moje powołanie.

*Narrator*
Christian i siostra Lauren wzięli ślub. Mieli dwójkę dzieci. Dziewczynkę o imieniu Lauren, i oczywiście chłopca Justina.
Mama Justina i Usher wzajemnie się wspierali po śmierci Justina, aż w końcu uświadomili sobie, że łączy ich coś więcej.
Ich pierwsze dziecko mała Ashley ma 5 lat.
Wszystko potoczyło się zgodnie z ich planami. Żyli długo i mieli piękne życie.
A Justin i Lauren cieszyli się z ich szczęścia i żyli długo i szczęśliwie...
Wszystko musiało się tak potoczyć, bo przecież
"Nic nie dzieje się bez przyczyny".



Historia dobiegla końca mam nadzieję, że się spodoba.
Na dole umiesciłam ankietę z pytaniem czy mam pisać kolejne opowiadanie.
Do następnego ; *** < 333

sobota, 9 lipca 2011

21. Wszystko ma swój początek i koniec.

*Rok później*

Dni mijały, a oni coraz bardziej oddalali się od siebie. Ich uczucie do siebie nawzajem nadal płonęło, jednak był to tylko mały płomień. Dziewczyna nie radziła sobie z nowym życiem, a chłopak szalenie rozwijał swoją karierę. Spotykali się tylko czasami.. Ona coraz rzadziej zaczęła wychodzić do ludzi, on zwyczajnie nie miał czasu...
Jest późna noc. Na dworze cicho i ciemno. Dookoła wszystko zasnęło. W domach nie ma żadnego śladu żywej duszy.. Tylko w niewielkich pokojach po przeciwnych stronach miasta pali się mała lampka.. Po jednej stronie Lauren... po drugiej Justin. Są daleko od siebie, ale oboje myślą o tym samym..
- Przecież miało być tak pięknie - szepcze do siebie chłopak siedzący na parapecie wpatrujący się w oddal. W oczach tłumi łzy..
- Co my zrobiliśmy ? - mówi dziewczyna i po raz kolejny przykłada do ręki ostrą krawędź żyletki. Ostatnio tylko z nimi rozmawia. Są dla niej najbliższymi osobami. Bardzo się zmieniła. Od śmierci najbliższych zamknęła się w sobie. Od czasu do czasu rozmawia z siostrą, ale tylko i wyłącznie z przymusu. W końcu mieszkają razem. Włosy dziewczyny nabrały ciemnej barwy i fryzury "emo". Nie ma dnia żeby ubrana była w inny kolor niż czerń. Na jej nadgarstkach prezentują się czerwone rysunki i napisy. Po lewej stronie serce.. po prawej "Justin". Sytuacja ją przerosła. Nie poradziła sobie z odpowiedzialnością jaka na nią spadała. Nie miała w nikim wsparcia, którego tak cholernie potrzebowała. W jej głowie od pewnego czasu rodził się pewien plan.
- Nie wytrzymam tak dłużej ! - wrzeszczy dziewczyna kalecząc się po raz kolejny. Po chwili wstaje i spogląda w lustro.
- Nie wierzę.. - szepcze do siebie. Nie może uwierzyć w to jak wygląda. Kątem oka zerka na wspólne zdjęcie pary.
- Byliśmy tacy szczęśliwi - powtarza dławiąc się łzami.
- Dlaczego to wszystko się skończyło tak nagle ? - to pytanie zadaje sobie od dłuższego czasu, jednak nadal nie potrafi na nie odpowiedzieć...
- Co się z nią dzieje ? - zadaje sobie pytanie chłopak. Żadne z nich nie chce zadzwonić do drugiego. Boją się, że to drugie zapomniało już o tym co ich łączyło. A było tego wiele. Planowali wspólną przyszłość. Przeprowadzka dziewczyny miała sprawić wiele dobrego... wyszło inaczej.
Każdy oddech bez niej zadaje mu ból, a słowo cierpienie. W jednej chwili oboje chwycili kilka kartek i zaczęli pisać.

I can't imagine a life
Without your touch
Every kiss that you give
It fills me up
And to all the heart aching
Jealous females hate it
I'ma hold it down for you

Pisał Justin.. Lauren była temu odległa. Jej przesłanie było zupełnie inne. W końcu przestaje. Obmywa twarz zimną, orzeźwiającą wodą. Z twarzy zmywa cały makijaż. Z szafki wyciąga bandaż i owija nim ręce. Bierze krótką kąpiel. Ubiera się jak zwykle na czarno, jednak tym razem wygląda jakoś inaczej. W oczach znów zabłysnęły te iskry, którymi raziła będąc z Bieberem. W dłoń chwyta zapisaną kartkę, chowa ją w kopertę i wychodzi. Na dworze robi się coraz jaśniej. Dziewczyna przejeżdża taksówką z jednego na drugi koniec miasta. Wysiada, płaci.. Staje pod domem. Domem chłopaka. Spokojnym, opanowanym krokiem podchodzi do drzwi lekko w nie stukając. Po chwili w drzwiach pojawia się chłopak.
- Tak ? - pyta z irytacją. Nie poznaje jej, jednak postać wydaje mu się dziwnie znajoma.
- Proszę nic nie mów, tylko weź tą kopertę i otwórz o 6:00 - mówi i odchodzi. Justin stoi zdezorientowany. Czy to była kolejna fanka ? Nie był tego taki pewien. Spogląda na zegarek. 5:10. Idzie do swojego pokoju i siada na łóżku. Korci go. Jest potwornie ciekawy co jest w tej kopercie. Wstaje i zaczyna krążyć po pokoju. Po chwili staje przerażony. Przecież to była ona !
- Lauren to na pewno Lauren - mówi.
Tymczasem w opustoszonym parku siedzi załamana dziewczyna i płacze. Czy on jej nie poznał ? Aż tak się zmieniłam ?
- Nie mogę tak dłużej.. - mówi i wykonuje swój plan...
Dochodzi 6:00. Chłopak nie wytrzymuje. Otwiera kopertę przed czasem.
Znajduje w niej złożoną w prostokąt kartkę.

"Wszystko ma swój początek i koniec"
Tak właśnie. I mój koniec właśnie nadszedł. Odchodzę. Nie potrafię tak dłużej żyć. Moje życie bez Ciebie nie ma już sensu.
Chociaż znamy się tak krótko wiedz, że byłeś, jesteś i zawsze będziesz najważniejszą osobą w moim życiu. Pokochałam Cię bezwarunkowo i to właśnie ta miłość
mnie zabiła. Nie chcę tego, tak cholernie chcę żyć, ale nie mam już po co. Tak nie poradziłam sobie. Przegrałam walkę z życiem. Przerosło mnie to.
Czy jestem świadoma, że odchodzę na zawsze .? Tak.. Wiedz, że to nie była chwila, to nie był impuls. Długo się do tego przygotowywałam i właśnie nadszedł ten czas.
Czas, w którym w końcu mam odwagę to zrobić...
Kiedy dotrzesz tutaj, wiedz, że mnie nie zobaczysz. Nie zapominaj o tym, bo nie byłeś dla mnie przygodą. Traktowałam Cię jako osobę ważną w moim życiu. Nie raz zastępywałeś mi bliskich. Byłeś wszystkim i dalej jesteś. Chociaż mnie nie ma wśród was ciałem, to jestem duszą. Kiedy mnie zabraknie obiecuję, że nie dam o sobie zapomnieć. Zawsze będę przy Tobie. Proszę Cię, niech twój piękny uśmiech nie schodzi Ci z twarzy. Znajdź sobie dziewczynę, którą pokochasz tak, jak ja kochałam Ciebie. Nie płacz, nienawidzę kiedy płaczesz. Bądź radosny, a jak zwątpisz spójrz w niebo. Tam ujrzysz mnie. Będę jedną z tysiąca obłoków. Zawsze patrz na ten najbielszy i największy. Zobaczysz mnie. Kocham Cię na zawsze, Lauren.. - czytał głośno chłopak. Nie wierzył, nie wierzył w to co właśnie przeczytał..
Leżę. Umieram. Odchodzę. Nie ma już żadnej szansy dla mnie. Ból, czuję cholerny ból.
Przed oczami wiruje całe moje życie.. widzę różne sceny z życia. Widzę jego. Tego dla, którego żyłam, dla którego umieram.
Zamykam oczy.. Z trudem łapię każdy oddech. Wiem, że to koniec. Zabiłam się. Po chwili z trudem je otwieram by po raz ostatni spojrzeć na świat.. Mam zwidy, złudzenia.
Widzę go. Stoi nade mną. Zatapiam się w jego czekoladowych tęczówkach.. Czy ja, czy ja już umarłam ? Nie jeszcze nie. Jeszcze chwila, moment, minuta, sekunda..
- Kocham Cię Justin - szepczę i odchodzę.. Odchodzę do krainy wiecznych snów..
- Lauren, Lauren ! - krzyczy chłopak. Zauważa ją. Nad brzegiem rzeki. Leży tam.. jest ...martwa...

Ostatni rozdział naszego opowiadania. Dlaczego tak się stało ? Nie wiem, już od dawna był on gotowy i po prostu czekał na swoją kolej.
Został nam jeszcze epilog o dalszych losach Justina i reszty, który ukaże się niebawem..
Dziękuje Wam. Tak bardzo Wam za wszystko dziękuje.. < 333

czwartek, 7 lipca 2011

20. To ja Twoja siostra...

- Kolejny sekret ? - zapytałam sama siebie i zaczęłam czytać....
- Nie przecież to niemożliwe !... - krzyknęłam po przeczytaniu... W kopercie było kilka listów,
które należały.. do mojej matki ?
Cassandra Luxas, zaraz przecież ja znam to nazwisko. Tak się nazywała siostra mojej matki !.
To ona, to ona była moją matką !
Zaczęłam czytać jeszcze raz :
"Do Lauren"
Nie wiem czy kiedykolwiek będziesz czytać ten list, nie wiem też czy Twoi rodzice
wyznają Ci prawdę.., ale chciałam żebyś wiedziała, że nie mogłam inaczej postąpić.
Musiałam oddać jedną z Was. Nie byłaś lepsza ani gorsza po prostu Twoi rodzice wybrali Ciebie.
Dlaczego tak postąpiłam ? Historia zaczyna się równo 9 miesięcy przed Twoimi, waszymi narodzinami.
Był to zimny, ponury wrześniowy piątek. Wraz z moim ówczesnym chłopakiem, Twoją matką i ojcem wybraliśmy się
na imprezę. Lisa ( mama Lauren. od. autora ) i jej chłopak, a Twój ojciec jechali z nami jako przyzwoitki. Impreza była bardzo udana,
może nawet za bardzo. Wypiliśmy za dużo i straciliśmy kontrolę nad rzeczywistością. Kiedy szłam w stronę toalety
spotkałam Johna ( ojciec Lauren. od. autora ) no i stało się. Początkowo zaczęliśmy tylko flirtować, aż później
zrobiliśmy "to". Byłam załamana wiedziałam, że Twoja matka mi tego nie wybaczy i tak też się stało. Po pewnym czasie okazało się,
że jestem w ciąży. Cała prawda wyszła na jaw.. Mój chłopak gdy dowiedział się o zdradzie zerwał ze mną i od tamtego czasu go
nie widziałam. Lisa zerwała z Johanem, ale ich uczucie było silniejsze i wrócili do siebie. Zostałam sama. Cała rodzina na czele z Lisą
odwróciła się odemnie.. Czułam się potwornie. Znienawidziłam siebie i Was. Dowiadując się, że to ciąża bliźnicza wiedziałam co zrobię.
Oddam jedną biologicznemu ojcu i jego dziewczynie, a mojej siostrze. Tak też postąpiłam. Twoi rodzice wyjechali byś
nie dowiedziała się prawdy i aby nie było plotek. Wiem, że radzą sobie bardzo dobrze i cieszę się.
Mam nadzieję, że się kiedyś spotkamy.
Twoja matka. - czytałam, a po moich policzkach spływały łzy. A więc to ona jest moją matką, ale przecież, przecież ona nie żyje !
Siostra mojej matki popełniła samobójstwo ! Czyli, czyli to oznacza, że nigdy jej nie poznam..
Czyli moja mama nie była biologiczną matką ? Ale mój ojciec tak.
O co tu chodzi ? Kim oni są do cholery ? Kim ja jestem ?
Muszę się tego dowiedzieć..

*3 tygodnie później*
- To ja Twoja siostra.. - powiedziałam do dziewczyny, która bezproblemu mogłaby być moim sobowtórem.
- Lauren ? - patrzy na mnie z niedowierzaniem. Przytakuję głową i obie rzuacmy się sobie w ramiona.
Tak teraz już wszystko jasne. Odnalazłam moją siostrę i dowiedziałam się wszystkiego.
Przeprowadzam się do niej do Atlanty ! Tak to dziwne, że ona mieszka w Atlancie, nawet bardzo.
Jeszcze kilka miesięcy temu nie sądziłam, że będę teraz tutaj wśród moich nowych przyjaciół i siostry !
Hurra ! Jestem w siódmym niebie.
I wiecie co ? Chodzę z Justinem już ponad 2 tygodnie i o dziwo nie zwariował jeszcze.
Ja i moja siostra jesteśmy bardzo podobne do siebie. Czasami nawet Bieberowi zdaża się
nas pomylić, co nie jest miłe, ale muszę jakoś wytrzymywać...

*2 Miesiące później*
Dziś mijają 2 miesiące odkąd jesteśmy razem. Wszystko zaczyna się układać. Nasi dziadkowie zgodzili się nas
zaadoptować i teraz to oni są naszymi opiekunami..
Mieszkają w L.A, a my tutaj. Wciąż nie mogę w to uwierzyć. To brzmi jak sen, z którego nie mam
najmniejszego zamiaru się budzić.
Ubrana w śliczną czerwoną sukienkę schodzę na dół by otworzyć drzwi. W drzwiach widzę mojego chłopaka i rzucam mu się na szyję.
Od nie odwzajemnia tej euforii.
- Lauren możemy porozmawiać ? - pyta. Wchodzi i siada na kanapie w salonie.
Zaczynam się denerwować, jego mina nie wróży niczego dobrego...
- Wyjeżdżam - szepcze...
- Co ? Żarujesz ? - parskam.
- Niestety nie.. - mówi smutno.
- Na długo ? - zadaję kolejne pytania a po mojej twarzy zaczynają zpływać łzy.
- Na rok - odpowiada...


Rozdział 20 i przedostatni :(. Zbliżamy się do końca naszego opowiadania. Nie wiem czy na tym blogu powstanie kolejne opowiadanie. To zależy czy będziecie chcieli.
Jak na razie życzę Wam miłego czytania i do jutra ; ***.

niedziela, 3 lipca 2011

19. Kocham go i nie pozwolę zmarnować sobie wszystkiego po raz kolejny.

No właśnie. Tym kimś okazał się nie kto inny jak Justin.
- Siema - wymruczałam.
- Wszystko okey ? - zapytał, a w jego oczach pojawił się lęk.
- Jasne, lepiej niż myślisz. Wejdź - mówiłam. Chłopak posłusznie wszedł i usiadł w wskazane miejsce..
- Napijesz się czegoś ? - pytałam wskazując na barek pełen alkoholu.
- Nie dzięki. Nie piję alkoholu. I ty chyba też nie powinnaś. - wykręcał się..
- Nie to nie. - wzruszyłam ramionami jednocześnie nalewając kolejny kieliszek. Jednym ruchem wypiłam go i przystąpiłam do nalewania kolejnego. Bieber patrzył na mnie z irytacją.
- Lauren wystarczy już.. - próbował wyrwać mi kieliszek.
- Dobra - mruknęłam i przysunęłam się do niego. Spojrzałam mu w oczy i zaczęłam delikatnie całować.. Nie opierał się, wręcz przeciwnie. Spodobało mu się to. Moja ręka powędrowała do
guzików przy jego koszuli, które zaczęłam gwałtownie odpinać.. nie przestając go całować. Nie panowałam nad tym co robię. Wiedziałam tylko, że nie jest to w porządku..
- Co ty robisz ? - spytał wyrywając się.
- To co nam przerwano - wymruczałam i uśmiechnęłam się szyderczo.. po czym wróciłam do całowania.
- Lauren wystarczy. ! - krzyknął.
- A więc nie podobam Ci się ? - warknęłam..
- Nie to nie tak ! - mówiła..
- A jak ? - zapytałam
- Podobasz mi się. Nawet bardzo, ale nie chcę żebyś później tego żałowała. Chcę tego, ale nie w takich okolicznościach. Za dużo wypiłaś to przez to - powiedział zapinając koszulę i ruszył w stronę kuchni.
Przed oczami wszystko zaczęło mi wirować. Czułam się strasznie.. po chwili zasnęłam.
Następnego dnia obudziłam się po południu. Wszystko mnie bolało. Nie mogłam nic powiedzieć, nie mówiąc już o jakichkolwiek ruchach.
- Ałłłaaa ! - krzyczałam próbując się podnieść.. Rozejrzałam się do okoła. Po chwili ujrzałam chłopaka leżącego na przeciwnej kanapie..
- Co się stało ? - zapytałam. W głowie miałam totalny mętlik nic nie pamiętałam w dodatku strasznie bolała mnie głowa..
- Wczoraj trochę za dużo wypiłaś - odpowiedział.. Nie mogłam w to uwierzyć. Ja piłam ? Brzydzę się alkoholem..
Wypiłam gorącą herbatę i znów ułożyłam się do snu.
Kolejne dni mijały błyskawicznie. Rozpoznawanie ofiar, przygotowywania do pogrzebu.. Na szczęście Justin, Pattie, Caitlin, Christian i moi dziadkowie wspierali mnie przez cały czas.
Gdyby nie oni nie poradziłabym sobie. Są teraz dla mnie wszystkim. Moją jedyną, chociaż nie prawdziwą, ale rodziną. Długo zastanawiałam się czy powinnam zapytać dziadków i poznać prawdę
o moim życiu, ale nie chcę ich teraz jeszcze bardziej dołować. Sama do tego dojdę gdy tylko się ogarnę. Nie ma dnia abym nie płakałam. Kogo mi najbardziej brakuje ? Każdego po trochu..
Rodziców, no bo, bo byli moim rodzicami. Niezależnie jakimi, ale rodzicami. Adama i Davida za przyjaźń jaka nas łączyła. Z nimi nigdy się nie nudziłam. No i przedewszystkim Weronici.
Może to głupio zabrzmi, ale ona była całym moim światem.. rozumiałyśmy się bez słów... jest niezastąpiona i zawsze nią będzie. Jedyne czego żałuję, to to że nie pogodziłyśmy się.
Odeszła i już nigdy nie będę mogła jej przeprosić.. Zrozumiałam, że to wszystko moja wina. Byłam cholerną, samolubną egiostką, niestety zrozumiałam to trochę za późno.

Dziś pogrzeb. Dzień, którego każdy się bał. Wszyscy są załamani, ale wspierają się wzajemnie. Wciąż nie pogodziłam się z ich stratą. Wierzę, że są gdzieś obok i chcą, abyśmy byli szczęśliwi.
Wszystko było krótkie, ale piękne, wszyscy ruszyli w swoją stronę, a ja jeszcze zostałam na cmenatarzu, zamierzałam wyznac to, co gryzło mnie od dawna. Usiadłam na drewnianej ławeczce obok grobu
i patrzyłam na ich zdjęcie wyryte w ciemnym marmurze.
- Nie wiem kim dla mnie byliście, ale zawsze Was kochałam i będę kochać. Nie zależnie od tego czy mam siostrę i czy jesteście moimi prawdziwymi rodzicami jesteście dla mnie
najważniejsi. Przepraszam za wszystko, za to że byłam potworną córką i zginęliście przezemnie. Nawet nie wiecie jak bardzo chciałabym się z Wami teraz zamienić..
Gdybym mogła oddałabym swoje życie za wasze.. Kocham Was..- wyszeptałam. Po raz pierwszy od bardzo dawna wypowiedziałam w ich stronę te dwa pochopnie używane słowa..
Wstałam, a za sobą ujrzałam Justin, rzuciłam się w jego ramiona i poczułam bezpieczeństwo. Wróciliśmy do domu.. do mojego domu.. Teraz to wszystko było moje. Miałam niesamowity majątek, ale nie miałam ich.
Oddałabym wszystkie pieniądzę aby tylko wrócili. Justin musiał wracać. Poleciał do Atlanty.. Christian i Caitlin również.. Dziadkowie zostali w L.A, a ja ? A ja znowu jestem sama. Nie przeraża mnie już to.
Przyzwyczaiłam się już, jednak teraz czuję się trochę inaczej. Wiem, że Justin wróci za kilka dni i się zobaczymy. Co będzie dalej ? Nie wiem.., ale kocham go i nie pozwolę zmarnować sobie wszystkiego po raz kolejny.
Za bardzo mi na nim zależało.Tak powiedziałam to. Lauren Brower otwarcie mówi o swoim uczuciu do Justin Biebera. O uczuciu, którego tak długo się wypierała..
Następnego dnia obudziłam się w ponurym nastroju. Czekało mnie dziś porządkowanie wszystkich rzeczy. Postanowiłam trochę poszperać. Weszłam do ogromnego gabinetu, który był "pracownią"
mojego ojca. Rzadku tu bywałam. Może dlatego, że niezbyt chętnie pozwalał mi tu wchodzić. Po powrocie z pracy zawsze zaszywał się tu na kolejne kilka godzin i tak dni mijały. Gabinet był naprawdę wielki.
Swego czasu była tu pewnie jakaś biblioteka.. Tak ten dom ma w sobie to coś. Jest bardzo stary, chociaż wcale na taki nie wygląda. Całe wnętrze urządzone jest w noweczysnym stylu... tylko tutaj pozostało
tak jak kiedyś. Nie wiem dlaczego. Może to jakieś szczególne miejsce ? Ale nie czas zawracać sobie tym głowy. Zaczęłam od wyciągania z półek starych książek. Wszystkie były bardzo zakurzone, ale
w dobrym stanie. Wzięłam kilka z nich. Lubię czytać książki, a teraz kiedy nie mam się do kogo odezwać będę mogła "rozmawiać" z nimi. Chwyciłam jedną i otwarłam.
"Mgła zapomnienia" - hm. Ciekawe. Zaraz przecież coś tu jest ! - w mojego głowie budowała się ciekawość. Był to starannie schowany list.
- Kolejny sekret ? - zapytałam sama siebie i zaczęłam czytać.... Nie przecież to niemożliwe !... - krzyknęłam po przeczytaniu...
***
Małymi krokami zbliżamy się do końca kolejnego opowiadania. Zostały nam jeszcze jakies 3, 4 rozdziały. Co dalej ? Mam dla Was małą niespodziankę ;D. Otóż założyłam kolejnego bloga ;). Oczywiscie również z opowiadaniami.

http://justinbieberofstory.blog.onet.pl/

Aczkolwiek nie wiem czy jest sens pisania, ponieważ nie wiem czy ktos to czyta. Na blogach oneta latwiej dodać komentarz no i jest bardziej estetycznie. Czy blog wystartuje ? To wszystko zależy d WAS. Czy będziecie chcieli czy też nie.
Miłego czytania :D < 333

piątek, 1 lipca 2011

18. Pamiętasz ten dzień jak się poznaliśmy ?

- Czy rozmawiam z Lauren Brower ? - usłyszałam głos po drugiej stronie.
- Taak. Czy coś się stało ? - odpowiedziałam pytaniem na pytanie. Czego po chwili żałowałam. To co usłyszałam było dla mnie ciosem. Znowu po mojej twarzy spływały łzy. Na chwilę odsunęłam słuchawkę.
Nie chciałam słyszeć już nic więcej... Te informacje całkowicie mi starczały.
- Justin. Ona nie żyje - wydukałam... Chłopak wstał i spojrzał na mnie z miną "WTF?".
- Oni nie żyją.. - dodałam po chwili.. Nadal patrzył na mnie jak na idiotkę.
- Kto nie żyje .? - zapytał.
- Wszycy.. Nie przecież to niemożliwe.. To jakiś głupi żart - mówiłam sama do siebie.. Bieber podszedł do mnie i delikatnie objął. Poczułam się bezpieczna, jednak nadal myślałam o tym co powiedział tamten
mężczyzna. Nagle w jego ramionach rozpłakałam się jak dziecko..
- Hej mała.. Co się stało. ? - pytał.. Opowiedziałam mu wszystko co do słowa. On również nie mógł w to uwierzyć.. Szybkim ruchem wyrwałam się z jego objęć i włączyłam telewizor na najbliższym
kanale informacyjnym.
- Informacje z ostatniej chwili... Lecący kilka godzin temu z L.A do Kalifornii samolot niespodziewanie rozbił się podchodząc do lądowania. Z 98 osób przebywających na pokładzie przeżyło
zaledwie 12. Przyczyny katastrofy nie są znane. Więcej informacjii można uzyskać dzwoniąc na naszą infolinię.... Łączymy się w szczerym smutku z rodzinami ofiar. - mówiła młodziutka, drobna dziewczyna
o ślicznych długich lokach. Staliśmy jak wryci spoglądając raz na TV raz na siebie nawzajem..
- Justin ja muszę tam jechać - wyszeptałam i wtuliłam się w niego.
*Oczami Justina*
Delikatnie gładziłem jej długie włosy. Czy to wszystko musiało się stać właśnie teraz ? Przecież mogliśmy... a zresztą. Zależy mi na niej i chcę jej pomóc.
- Dobra pakujmy się - wydukałem smutno. Nie chciałem tego, bo te wakacje bardzo mi się podobały, ale..
Wciągu następnych kilku godzin wszystko potoczyło się błyskawicznie. Lotnisko, bilety, odprawa.. i już
po kilku minutach byliśmy w drodze powrotnej. Lot w przeciwieństwie do tamtego przebiegł
bez problemów. Lauren przez całą drogę płakała. W jej oczach było widać chociaż trochę nadzieji, że oni żyją.
Przez cały czas sobie to powtarzała, ale chyba nie skutkowało..
- Justin co teraz będzie ?. Kim ja teraz jestem ? W ciągu kilku chwil straciłam tyle bliskim mi osób.
To wszystko moja wina.. Może gdybym nie uciekła oni zostaliby jeszcze ? Nienawidzę siebie.
To ja ich zabiłam ! Rozumiesz ? Oni zginęli przezemnie. Moja mama, tata, David, Adam, Weronica !
Przecież to niemożliwe - powtarzała przez cały czas.
- Wszystko będzie dobrze rozumiesz ? Musisz być teraz silna.. - odpowiadałem cały czas. Wreszcie wylądowaliśmy i udaliśmy się do wskazanego szpitala..
*Oczami Lauren*
Boję się. Tak cholernie boję się tam wejść. A co jeśli ich tam nie będzie ? - mówiłam do siebie. Nie Lauren nie możesz tak myśleć. Oni na pewno żyją nic im nie jest.
Przed wejściem starałam się uspokoić i opanować. W milczeniu weszliśmy do szpitala. Pielęgniarka skierowała nas pod odpowiednie sale. Wszystkie znajdowały się na intensywnej terapii.
Troszeczkę się przeraziłam, ale wiedziałam, że teraz strach nie jest odpowiednii.
- Mam iść z Tobą ? - wyrwło mnie z myśli pytanie Justina.
Zebrałam wszystkie myśli. Jasne, że chciałam aby poszedł ze mną, ale nie chciałam żeby to wszystko widział.
- Nie, zostań tu. Poradzę sobie - wydukałam.
Ruszyłam w stronę pierwszych sal. Stanęłam pod zamkniętymi drzwiami. Wzięłam głęboki oddech i lekko uchyliłam drzwi. Ku mojemu zdziwieniu nie było to aż tak odrażającę.
Dobra, dobra, żeby nie było, że samolubna jestem, ale myślałam, iż zobaczę tam gorsze rzeczy. Rozejrzałam się dookoła.
- Nic. - mruknęłam pod nosem. Starałam się być bardzo cicha, bo w większości z tych sal wykończeni ludzie spali... A może byli nie przytomni ? Nie wiem. W każdym razie
wraz z ilością odwiedzanych sal moja nadzieja robiła się coraz mniejsza.. Niestety. Została ostatnia sala. Obawiałam się najgorszego. Jednym ruchem otwarłam drzwi i weszłam. Czego od razu pożałowałam.
Nie mogłam w to uwierzyć... Stanęłam jak wryta. Nie mogłam się ruszyć, a co dopiero coś powiedzieć. Odwróciłam się i wybiegłam najszybciej jak potrafiłam. Chciałam znaleźć się jak najdalej od tego miejsca.
- Muszę stąd wyjść - rzuciłam krótko do Biebera nie zatrzymując się. Wybiegłam przed szpital i osunęłam się na najbliższą ławkę. Nie mogłam dojść do siebie.
- Przecież w tej sali.. to, to na pewno był on - mówiłam nie zważając na to, że Justin stanął nademną. Usiadł obok mnie.
- Kto tam był ? - zapytał spokojnie.
- Ten, ten człowiek, który napadł mnie w parku.. - wydukałam.
- Jaki człowiek ? - pytał dalej.
- Pamiętasz ten dzień jak się poznaliśmy ? - zapytałam..
- Tak, ale co ma jedno do drugiego ? - mówił zdezorientowany.
- Wtedy, wtedy jak się pokłóciłam z Caitlin ?... - zrobiłam przerwę. Chłopak przytaknął.
- Ja później pobiegłam no i wpadłam na tego człowieka.. On, on chciał - mówiłam przez łzy.
- Chciał mnie zgwałcić - wyszeptałam. W jego oczach pojawiło się przerażenie...
- Ale jak to ? - zapytał.
- W ostatniej chwili uratował mnie Ryan - kontynuowałam. Patrzył na mnie ze zdziwieniem.. W dodatku właśnie uświadomiłam sobie, że to była już ostatnia sala i oni rzeczywiście nie żyją..
To mnie jeszcze bardziej dołowało..
- Proszę wracajmy - wyszeptałam. Tak też zrobiliśmy. Wróciłam do domu.. sama. Znowu.
W jednej chwili moje życie straciło sens. Nic już nie ma. Został mi tylko Justin, z którym i tak naprawdę nie wiem co mnie łączy.. Krzątałam się po pokojach. Po mojej twarzy przez cały czas spływały łzy..
Miałam tego wszystkiego dosyć. Przerosło to mnie. Chciałam chociaż na chwilę od tego wszystkiego odpocząć.. Stanęłam przed ogromnym barkiem. Otworzyłam go i sięgnęłam po jakąś butelkę. Wzięłam kieliszek
i nalałam do niego odrobinę napoju. Nie lubię alkoholu, ale czułam potrzebę wypiać chociaż kilku kropel.
- Mmm dobre. - mruknęłam do siebie nalewając kolejny kieliszek. I tak przez cały czas puki nie opróżniłam całej butelki. Miałam wrażenie, że pozbyłam się wszystkich problemów. Czułam się szczęśliwa i wolna.
Zaczęłam robić bardzo dziwne rzeczy...
******
W końcu jest ;D. Wiem, że nawalilam i bardzo długo czekaliscie, ale wybaczcie. Mam nadzieję, że teraz się poprawię .! Miłych wakacji ; *.
A i jeszcze jedno chciałam Wam polecić bloga mojej koleżanki, a zarazem stałej czytelniczki naszego bloga . http://historiaodziewczynieijustinie.blogspot.com/
Dominikoo < 333

poniedziałek, 20 czerwca 2011

17. Justin, ona nie żyje.

- Justin proszę... nie utrudniaj nam tego. To wgl nie powinno się stać. Rozumiesz ? Nie powinniśmy przekraczać granicy przyjaźni.. - mówiłam cicho. Chłopak stał i patrzył na mnie z żalem w oczach.
- Ty nic nie rozumiesz ? - zapytał
- Tak właśnie zrozumiałam. Przyjaciele nie powinni tak robić - odparłam.
- Ale ja nie chcę być twoim przyjacielem ! - krzyknął.
- Dlaczego ? - wyszeptałam. Nic nie rozumiałam.
- Bo Cię kocham ! - wykrzyczał i wyszedł trzaskając drzwiami.... Zostałam sama. Znów. W tej ponurej ciemności. Całkowicie zdezorientowana... Nie wiedziałam co mam robić. Zostać czy biec.
Wybrałam to drugie.. Szybko wstałam i pobiegłam.. Biegałam korytarzami, zaglądając we wszystkie możliwe miejsca. Nigdzie go nie było. Zaczęłam przeklinać pod nosem. W końcu wykończona
wróciłam do apartamentu. Rozejrzałam się dookoła. Zaraz .! Wiem.! Jeszcze taras... Spokojnym cichym krokiem ruszyłam w jego stronę. Uchyliłam drzwi.. Nie myliłam się. Justin był tam. Siedział oparty o
barierkę i grał.. na gitarze śpiewając przy tym cicho. Powoli zbliżałam się w jego stronę, tak by mnie nie zauważył. Starałam się wsłuchać w tekst.
You're who I'm thinkin' of
Girl, you ain't my runner up
And no matter what
You're always number one.. - śpiewał cicho. Nie znałam tej piosenki choć wydawała mi się dziwnie znajoma. Być może słyszałam ją gdzieś u Weronici. Po raz pierwszy jego śpiew
wydawał mi się jakiś inny. Działał na mnie w sposób hipnotyzujący. Przez kolejne wersy rozpłynęłam się całkowicie. Nawet nie zwróciłam uwagi gdy skończył. Nadal byłam w tym dziwnym stanie,
z którego nie chciałam wyjść. Chłopak zauważył mnie i patrzył na mnie z przekąsem. Patrząc na mnie miał mieszane uczucia. - przynajmniej tak mi się wydawało. Usiadłam obok niego w milczeniu.
Zebrałam myśli w jedną całości i zaczęłam..
- Justin przepraszam.. Nie powinnam była tego mówić. - powiedziałam smutno.
- Nie przepraszaj. Przecież to nie Twoja wina.. przecież nie możesz na siłę mnie pokochać - mówił. Cholera jak on może tak mówić ?
- Proszę posłuchaj to nie tak.. - próbowałam jakoś załagodzić całą tą sytuację.
- Nie. Wystarczy. Już wszystko już jasne. Nigdy nie będziesz w stanie zrozumieć kim jestem naprawdę. Chciałem Ci pokazać, ale nie potrafi już dłużej tak. Od początku jak Cię tylko
zobaczyłem spodobałaś mi się. Nigdy niczego takiego nie czułem. Chciałam żebyś poznała prawdziwego Justina Biebera. ! Nie żadną gwiazdę, tylko tego kim jestem naprawdę.. - mówił. Do
moich oczu napłynęły łzy.
- Czy ty naprawdę nie rozumiesz .? Ja też Cię kocham idioto ! - wykrzyczałam. Zamurowało go. Czy ja .. ? Czy ja właśnie to powiedziałam ? Te dwa słowa, których od dawna unikałam. Czy
ja naprawdę to powiedziałam ? - w mojej głowie rodziły się pytania. Chłopak patrzył na mnie ze zdziwieniem.
- Co. ? Żartujesz sobie prawda ? - pytał z dociekliwością.
- Nie. - wyszeptałam..
- To, to dlaczego nie chcesz.. no wiesz. - zapytał.
- Bo się boję. Tak cholernie się boję ! - mówiłam coraz głośniej.
- Nie chcę zaczynać czegoś co nie ma przyszłości ! Rozumiesz ? Nasz związek nie miałby żadnych szans ! Nie chciałam się w to angażować, bo się boję. Tak bardzo boję się
rozczarowania. Nie chcę być dla Ciebie kolejną "chwilówką". Ja chcę być z kimś kto będzie mnie kochał przez cały czas. Boję się zdrady.. to, że sobie później nie poradzę.., .- krzyczałam. Po mojej twarzy spływało morze łez.
- Ale, ale skąd to możesz wiedzieć .? Nie chcę Cię skrzywdzić.. - zaczął.
- Nie wierzę Ci. - wyszeptałam.
- Chciałbym Ci udowodnić i zrobię to ! - wykrzyczał.
- Jak ? - zapytałam. Nasza rozmowa przerodziła się w głośną kłótnię.
- Tak. - powiedział i zbliżył się do mnie. Oparłam się o barierkę. Nasze usta od dawna lgnęly do siebie, aż w końcu złączyły się w jedną całość. Na początku się nie opierałam lecz później zaczęłam
lekko się wyszarpywać.
- Justin.. - próbowałam coś powiedzieć. Chłopak nie przestawał. Na dworze robiło się coraz jaśniej. Poczułam na swojej skórze gorące Zaczął błądzić swoimi dłońmi po mojej szyi,
zjeżdżając delikatnie po moich ramionach...
- Co ty robisz ? - zadałam kolejne pytanie.. Justin nic sobie z tego nie zrobił. Nadal całował mnie jak oszalały. Okey może mi się podobało, ale..
Postanowiłam w pełni mu się oddać. Nie wiedziałam co zamierzał, ale niezależnie chciałam tego
. Może on naprawdę coś do mnie czuje ?
Jego wargi, oddech, smak. Czekaj, czekaj…Czemu ja się na to zgadzam. Nie mogę! Ale chcę… Rozpłynęłam się jak czekoladka z nadzieniem truflowym.
Mmm… Całował mnie namiętnie, sugestywnie i porywczo.Brakło mi już tlenu, w moim brzuchu czułam stado owadów, a w nogach watę cukrową.
Jakie ja mam schizy. Moje ręce powędrowały na jego szyję, a za to jego dłonie były na moich plecach. Jedna ręka szła w stronę pośladków, a druga w odwrotną stronę
. Do szyi. Szliśmy w stronę łóżka, nagle się położyłam na nim, a on zaraz na mnie. Nie mogłam się powstrzymać, moja ręka zaraz powędrowała pod jego koszulkę.
Nie mogę na to pozwolić. Na chwilę się od siebie oderwaliśmy.
- Nienawidzę ciebie, Bieber! –powiedziałam, przy okazji dotleniając się.
- Ja ciebie bardziej, Lauren. –zaapelował, po czym znów zaczął mnie nachalnie całować.
Jego rękę czułam pod bluzką, przy zapięciu od stanika. Ale coś musiało nam przerwać. A dokładniej telefon. Mój telefon. Cholera miałam ochotę wyrzucić go przez okno. Czy on zawsze
musi przerywać w najmniej chcianym momencie ?
- Nie przestawaj - szepnęłam. iPhone dzwonił jak oszalały. Dobra okey.
- Wygrałeś - mruknęłam w stronę telefonu, wstałam i odebrałam.
- Czy rozmawiam z Lauren Brower ? - usłyszałam głos po drugiej stronie.
- Taak. Czy coś się stało ? - odpowiedziałam pytaniem na pytanie. Czego po chwili żałowałam. To co usłyszałam było dla mnie ciosem. Znowu po mojej twarzy spływały łzy. Na chwilę odsunęłam słuchawkę.
Nie chciałam słyszeć już nic więcej... Te informacje całkowicie mi starczały.
- Justin. Ona nie żyje - wydukałam...
***
Za nami 17 rozdzial. Miał być długi... Ale obiecuję, że jutro będzie 2 częsć, bo dzis nie mam czasu. Koniec roku się zbliża, tak więc będę miala więcej czasu na pisanie. Zdecydowaliscie, że chcecie średnie rozdzialy co 3 dni. Tak też będzie. ;) Do jutra... ; *
PS. Następny rozdział będzie dopiero w lipcu gdyż w srodę wyjeżdżam na wakacje.
< 333

poniedziałek, 13 czerwca 2011

16. Zapomnij o mnie.

Całował mnie delikatnie, jednak z szaleństwem jakby robił to pierwszy i ostatni raz. Czułam jak moje serce biło z prędkością światła. Wszystko byłoby udane gdyby nie....... zadzwonił telefon. W jednej chwili oboje oderwaliśmy się od siebie. Nasze oddechy były nierówne. Szybkim ruchem wyjęłam iPhona z torebki. Na wyświetlaczu widniało zdjęcie Christiana. Zirytowana odebrałam.
- Czego ? - warknęłam. Nie potrafiłam określić czy byłam szczęśliwa, że to przerwał czy też nie.
- Lauren gdzie ty jesteś ? Co się z Tobą dzieje ? Bardzo się o Ciebie wszyscy martwimy - usłyszałam znajomy głos po drugiej stronie, lecz nie był to Chris. Był to Ryan..
- Co ty się tak nagle zacząłeś mną interesować ? - wysyczałam.
- Nie mów tak, dobrze wiesz, że tak nie jest. - mówił spokojnie.
Justin siedział i zza interesowaniem przysłuchiwał się naszej rozmowie.
- A niby jak jest ? Będziesz mi teraz próbował wmówić,że mnie kochasz ? Oszczędź nam tego ! - krzyczałam.
- Przestań. ! Kocham Cię, ale to nie zmienia faktu, że bardzo cię zraniłem...
- Skończ ! Nie chcę tego słuchać..
- Uspokój się. Chcę z Tobą porozmawiać.. proszę .. Gdzie jesteś ?
- Wydaje mi się, że nie mamy o czym ze sobą rozmawiać. - mówiłam. Justin chyba zrozumiał z kim rozmawiam i odsunął się udając, że nie chce przeszkadzać, chociaż tak naprawdę chciał wszystko słyszeć.
- Okey. To nie jest rozmowa na telefon... Słuchaj wiesz może gdzie jest Justin ? Zniknął gdzieś i od wczoraj nikt go nie widział. Ma wyłączony telefon. Zaczynamy się denerwować - zmienił temat. Odsunęłam słuchawkę i szepnęłam w stronę Biebera.
- Co mam powiedzieć ? Gdzie jesteś ?
- Nie wiem. Najlepiej powiedz prawdę - odpowiedział.
- Yyy Justin ? O niego też nagle zacząłeś się martwić ? Szkoda, że nie pomyślałeś o tym całując się z jego dziewczyną ! Wszystko w porządku nie martw się. Jesteśmy na krótkich wakacjach. A teraz sory, ale idziemy na spacer - skłamałam. Chciałam aby poczuł się zazdrosny.
- Co ? Ale jak to ? Wy razem ? Przecież my... - zaczął.
- Ryan. Między nami wszystko skończone. Zapomnij o mnie - powiedziałam i rozłączyłam się. Justin spojrzał na mnie zza ciekawienie,. Teraz została jeszcze jedna sprawa...
- Coś nie tak ? - zapytałam.
- Nie wszystko w porządku. To gdzie idziemy na ten spacer ? - zapytał i uśmiechnął się. Aww. Ten uśmiech mnie powalał.
- To była tylko aluzja. Musiałam go jakoś spławić - powiedziałam z satysfakcją. Chłopak posmutniał..
- No, ale skoro tak ci zależy możemy iść - mówiłam z obojętnością. Ruszyliśmy wzdłuż brzegu. Nadal byłam cała mokra zresztą Justin nie pozostawał gorszy. Zaczęliśmy rozmawiać. Chciałam wrócić do tego co się stało, ale nie miałam odwagii.
- Powiedz dlaczego chciałeś uciec ? - spytałam nagle.
- Nie wiem. Wszystko tak nagle straciło dla mnie sens. Chciałem od tego wszystkiego odpocząć. Musiałem wszystko przemyśleć - odpowiedział.
= Od wszystkiego ? Czy ktoś taki jak ty może mieć problemy ?
- Dosłownie.. A kim ja jestem ? Nie jestem wyjątkowy. To prawda moje życie codzienne różni się trochę od życia moich rówieśników, ale staeam się żeby było jak najbardziej normalne. Niestety to wszystko nie jest takie kolorowe jak myślełem. Czasem nawet zastanawiam się czy nie popełniłem błędu. Nigdy nie marzyłem o sławie i nie dążyłem do niej tak bardzo. To wszystko stało się z dnia na dzień. Na początku jak zawsze wydawało się fajne. Bo było to coś nowego, a teraz co ? Wszystko się zmieniło. Nie mogę poznawać nikogo nowego, bo nie wiem czego on chce !. Nie wiem komu mogę ufać ! To jest za trudne. Nie radzę sobie z tym - mówił smutno.
- Przepraszam nie wiedziałam. Po prostu zawsze wydawało mi się, że takie gwiazdy są rozpieszczone i moją wszystko... - mówiłam.
- Nie masz za co przepraszać. Skąd mogłaś wiedzieć ? A poza tym starczy już tego o mnie. Teraz powiedz co ty masz zamiar zrobić ? - zapytał. Wróciło do mnie wszystko. Znów moje życie zawaliło się tysiącem pytań i problemów.
- Nie wiem. Wgl sobie z tym nie radzę. To wszystko dzieje się zdecydowanie za szybko. Nie ograniam tego. Nadal nie dochodzi do mnie, że mam siostrę. Zawsze byłam jedynaczką. Miałam dobry kontakt z rodzicami, a oni ? Tak zwyczajnie mnie okłamywali. Nie umiem im tego wybaczyć - mówiłam.
- Lauren. Nie powinnaś ich tak pochopnie oskarżać. Może oni chcieli Ci powiedzieć, ale jeszcze nie teraz ? Może był/ jest jakiś powód ? - starał się rozładować mój gniew, ale efekt był odwrotny.
- Jak możesz ich bronić ? Po czyjej stronie jesteś ? - wykrzyczałam i zaczęłam biec. Chłopak pobiegł za mną.
- Zaczekaj ! - krzyczał. Przystanęłam na chwilę.
- Daj mi spokój ! Nie chcę Cię znać. ! - wydukałam przez łzy. W ciemności biegłam dalej. Justin najwyraźniej posłuchał mojej rady, bo pozostał na plaży. Cholera ! Co ja najlepszego narobiłam ? Przecież ja tego nie chciałam ! Potrzebuję go teraz jak nikogo innego. Tak cholernie potrzebuję jego bliskości...Teraz został mi tylko on.. Wróciłam do hotelu, wzięłam krótką kąpiel i położyłam się. Starałam sobie to wszystko jakoś poukładać. Pewne rzeczy musiałam przemyśleć. Jedne powiać inne pożegnać. Tak jak przyjaźń z Weronicą. Ona stała się już przeszłością. Czy da się to jeszcze uratować ? Bardzo bym chciała, ale przecież nie mogę ciągle żyć złudzeniami. Szansa jest naprawdę mała. David ? Mieliśmy pozostać przyjaciółmi, ale, ale nie możemy ! Nie będę potrafiła zachowywać się tak jakby nic się nie stało.. Leżałam wpatrując się w ciemność jaka tu panowała i rozmyślałam, gdy naglee.. Drzwi się uchyliły i do pokoju wszedł Justin. Podniosłam się i kątem oka spojrzałam na niego. Ruszył w moją stronę i usiadł na łóżku..
- Długo się nad tym zastanawiałem i postanowiłem, że cokolwiek postanowisz będę starł się pomóc - powiedział cicho. Zdziwiłam się trochę.
- Nie rozumiem...Co masz na myśli ? - spytałam.
- No czy będziesz chciała odnaleźć siostrę... - powiedział niepewnie.
- Nie sądzę. Jak ty to sb wyobrażasz ? Mam zapukać do jej drzwi i powiedzieć "Cześć to ja Lauren Twoja siostra ?" Ale dziękuje i doceniam to.. Jesteś kochany ! Przepraszam, ze tak na cb nakrzyczałam. Po prostu nie rozumiałam wielu rzeczy...- odparłam i wtuliłam się w niego. Po chwili odsunęłam się. Nasze wzroki spotkały się. Znów byliśmy w niebezpiecznej odległości. Nasze usta lgnęły do siebie aby znów się połączyć. Justin zbliżył się do mnie. Dzieliło nas kilka centymetrów. Poczułam niepewność...
- Justin stop ! - krzyknęłam i odsunęłam się. Bieber patrzył na mnie z niepewnością.
- My nie możemy... - zaczęłam
- Ale przecież... - próbował mi przerwać.
- Justin proszę... nie utrudniaj nam tego. To wgl nie powinno się stać. Rozumiesz ? Nie powinniśmy przekraczać granicy przyjaźni.. - mówiłam cicho. Chłopak stał i patrzył na mnie z żalem w oczach.
- Ty nic nie rozumiesz ? - zapytał
- Tak właśnie zrozumiałam. Przyjaciele nie powinni tak robić - odparłam.
- Ale ja nie chcę być twoim przyjacielem ! - krzyknął.
- Dlaczego ? - wyszeptałam. Nic nie rozumiałam.
- Bo Cię kocham ! - wykrzyczał i wyszedł trzaskając drzwiami....
***
Rozdział 16. Dedykowany Paulinie ; *. Mojej kochanej Palice, ;). Nasz dzisiejszy wf.. ach ; ). Miłego czytania. Do... poniedziałku ?

PS. Jedzie ktoś 30 czerwca na zlot fanów Biebera do Poznania ? Bo się wybieram, ale nie wiem czy warto ;) ?

czwartek, 9 czerwca 2011

Czee.

Hey ; *. Chciałam Wam tylko powiedzieć, że na dole umieściłam ankietę. Chciałabym sprawdzić ile osób czyta bloga i jakie chcielibyście rozdziały. Ogólnie troszkę mi tęskno za blogiem, ale rozdziały są w trakcie tworzenia. Następny rozdział w poniedziałek ;-). Dziękuje ;- ***
Talaa.

poniedziałek, 6 czerwca 2011

15. Przecież ja Cię nienawidziłam...

Chłopak bez wahania wykonał zadanie. Zawstydziłam się troszeczkę, a zarazem poczułam motylki w brzuchu . . „ Czy to coś oznacza ? „ – pomyślałam. Chwilę potem usłyszałam komunikat „ Uwaga , uwaga ! Proszę zapiąć pasy ! Za chwilę lądujemy !” . Zapięłam pasy i rozejrzałam się .
- Witaj nowy świecie ! – wypowiedziałam klaszcząc w ręce .
Kiedy samolot wylądował wysiedliśmy i odebraliśmy nasze bagaże. Pomimo, że był to poranek na dworze słońce grzało i świeciło już bardzo mocno. W dodatku musieliśmy założyć ciemne bluzy z kapturem i okulary, tak by nie wywołać zamieszania. Wyszliśmy z lotniska i wsiedliśmy do jednej z taksówek.
- I co dalej ? - spytałam. Chłopak spojrzał na mnie ze złowieszym uśmiechem.
- Hm. Chyba zaczniemy od zakupów. Musimy kupić dla Ciebie jakieś seksowne bikini. - powiedział i uniósł brwi.
- My ? - zapytałam
- No co ? Nie chcesz żeby Justin Bieber pomógł Ci wybrać bikini. Masz niepowtarzalną okazję ! Miliony lasek chciałoby tak. - mówił z przejęciem.
- Taak jasne. O niczym innym nie marzę. - powiedziałam i po chwili oboje wybuchnęliśmy głośnym śmiechem. Nasze parodie przerwał taksówkarz.
- Dokąd jedziemy ? - zapytał.
- Do najfajniejszego CH - zawołał Bieber. Po kilku minutach dojechaliśmy na miejsce. Wysiedliśmy i udaliśmy się do środka wielkiego, jasnego budynku. Wchodziliśmy kolejno do wszystkich sklepów. Nie było to łatwe, ale dawaliśmy sobie radę. W końcu znaleźliśmy jeden, całkiem fajny sklep z bielizną. Było to dla mnie bardzo krępujące, ale starałam się zachowywać normalnie.
- I co ekspercie znalazłeś coś ? - mówiłam z ironizacją.
- Hm. Uhm. Będzie ciężko. Tego jest tu za dużo ! - mówił stojąc przed manekinami, po czym wziął kilka stroi i podał mi je.
- Idź przymierz - rzucił krótko wskazując przymierzalnię i usiadł na fotel. Posłusznie wykonałam polecenie Ubrana przejrzałam się w lustrze. Wyglądałam całkiem nieźle.. Nieśmiało wyszłam i stanęłam na środku. Chłopak pilnie "studiował" jakieś czasopismo. Kiedy wyszłam przerwał na chwilę. Uniósł wzrok i zaczął mi się bacznie przyglądać. W środku wszystko się we mnie gotowało..
- Aww. Wyglądasz słodko - powiedział przygryzając wargę. Wywróciłam oczyma i wróciłam się przebrać. Przymierzałam kolejne stroje i w końcu zdecydowałam się na 2. Zadowolona podeszłam do kasy i zapłaciłam. Początkowo było trudno. Justin był bardzo uparty i chciał zapłacić, ale w końcu ustaliliśmy kompromis. Zmęczeniu wyszliśmy i ponownie wsiedliśmy do taksówki..
- Dokąd teraz ? - zapytał siwy kierowca.
- Do... - szepnął do niego Jus. Ruszyliśmy. Zastanawiałam się na co wpadł tym razem. Całe szczęście pojechaliśmy do hotelu. Z zewnątrz wyglądał na bardzo luksusowy. Taki też był wewnątrz. Wzięliśmy nasze bagaże i weszliśmy do środka. Znaleźliśmy się w holu, w którym była recepcja. Wyglądała bajecznie. Aż trudno to opisać. - Prosimy 2 apartamenty. Najlepiej obok siebie - powiedział Bieber do recepcjonistki. - Przykro mi, ale obecnie mamy wolny tylko jeden apartament dla dwóch osób. - powiedziała z uśmiechem. W jednej chwili spojrzeliśmy na siebie. Każde z nas czekało na odpowiedź drugiego..
- Naprawdę nic nie ma ? - spytałam z nadzieją.
- Niestety. Chyba, że zgodzą się państwo przenocować jedną noc tam, a jutro przniesiecie się - odpowiedziała. Po krótkiej naradzie zgodziliśmy się. Wjechaliśmy windą na ostatnie piętro. Trochę się bałam, bo po ostatnich wydarzeniach mam lekki wtręt do jazdy windą. W sumie powinnam być jej wdzięczna, bo przecież to ona nas tak do siebie zblićył, ale to by było dziwne. Na szczęscie tym razem obyło się bez komplikacji. Podeszliśmy pod wskazane drzwi. Otworzyliśmy je za pomocą złotej karty. Drzwi się otworzyły. Weszliśmy do środka. Zamurowało mnie.. Stanęliśmy jak wryci, powstrzymując śmiech..
- No tak. Można się było tego spodziewać - zaczął mówić przez śmiech Justin.
Okazało się, że trafiliśmy do apartamentu dla nowożeńców.
- Super - mruknęłam depcząc po świerzo wysypanych płatkach róż. W apartamencie unosiła się woń ich zapachu. Muszę przyznać, że bardzo go lubię. Justin nadal stał i próbował opanować śmiech. Po chwili dołączyłam do niego. Z trudem po kilku minutach uspokoiłam się. Otworzyłam walizkę i wyjęłam z niej kilka rzeczy po czym zaszyłam się w łazience na dobrą godzinę. Wzięłam długą, relaksującą kąpiel. W końcu zerelaksowana i ubrana w świeże ciuchy wyszłam. Justin leżał na łóżku gapiąc się bez celu w sufit. Ostrożnie zmierzyłam go wzrokiem (tak jak Artur, Palisię xDD) i usiadłam obok.
- O czym tak myślisz ? - spytałam. Chłopak głośno westchnął.
- O wszystkim... o życiu.. o Tobie... o mnie... o nas... - powiedział. Te ostatnie wyszeptał niezwylke cicho i spokojnie.
- I co wymyśliłeś ? - dodałam po chwili udając, że "o nas" nie słyszałam.- Zobaczysz wieczorem - odparł i poszedł w stronę łazienki. Zostałam sama z tysiącem pytań, które dręczyły moją głowę od jakiegoś czasu. Uchyliłam drzwi i weszłam na taras podziwiając wiodok. Był naprawdę cudowny. Słońce świeciło, ocean spokojnie szumiał, fale biły o brzeg nie zważając na pływających ludzi. Rodziny w pełni rozkoszowały się wspólnie spędzonym czasem. Głęboko westchnęłam. Jak to wszystko może być możliwe ? Co ja tutaj robię ? Z kim ja tu jestem ? Niestety nie mogłam odpowiedzieć na te pytania, bo właśnie obok mnie wyłoniła się sylwetka chłopaka. - Chodź pójdziemy coś zjeść - powiedział i ruszył w stronę drzwi. Podążyłam za nim. Wrócę do tego później - pomyślałam. Zeszliśmy na dół do jednej z restuaracji i usiedliśmy na samym koncu za jednym z parawanów. Zamówiliśmy to samo. Z apetytem pochłonęliśmy nasze porcje. Przez cały czas rozmawialiśmy i śmialiśmy się. Od dawna tego potrzebowałam. Będąc z nim byłam po prostu sobą. Nikogo nie musiałam udawać..
- To co teraz ? - zapytałam po skonczeniu. Robiło się już późno.
- Chodź idziemy na spacer po plaży - odpowiedział. Nie protestowałam, wręcz przeciwnie. W milczeniu ruszyliśmy w jej stronę. Słońce właśnie zachodziło.. Na plaży było zupełnie pusto. Wszyscy jakby nagle rozpłynęli się w powietrzu. Zostaliśmy sami. Usiedliśmy na piasku wpatrując się w zachodzące słońce. Zapadło głębokie milczenie. Sytuacja znów stała się niezręczna. Myślami wróciłam do tamtych pytań, które męczyły i na które nie znałam odpowiedzi.
- Dlaczego to jest takie dziwne i trudne ? - wyszeptałam do siebie, ale chyba trochę za głośno, bo Justin gwałtownie na mnie spojrzał.
- Co jest dziwne i trudne ? - zapytał nie spuszczając wzroku.
- Wszystko... Gdyby ktoś miesiąc temy powiedział mi, że będę teraz tu z Tobą to bym go wyśmiała. Nie rozumiem tego. Po prostu działasz na mnie w dziwny sposób.
Przecież ja Cię nienawidziłam... - mówiłam.
- A teraz mnie lubisz ? - spytał z uśmieszkiem.
- Hm. Może troszeczkę.. - mówiłam ze śmiechem.
- Troszeczkę ? No to zobaczymy... - powiedział i gwałtownie się podniósł. Wziął mnie na ręce i zaczął biec w stronę bijących o brzeg fal.
- Justin zostaw mnie ! - darłam się jak opętana. Chłopak wbiegł wraz ze mną do wody.
- A teraz ? - zapytal
Niee ! - wydarłam się i wybuchnęłam śmiechem.
- Jak wolisz. No to na 3 - zaczął się śmiać.
- Zostaw, puść mnie ty głupku ! - krzycząłam. Okey nie powinnam mu tego mówić, ale było już za późno. Chłopak tak jak kazałam puścił mnie. W jednej chwili znalazłam się pod wodą. Wkurzyłam sie. Postanowiłam dać mu nauczkę. Wyłoniłam się lekko i zaczęłam udawać, że się topię. -- Justin, ja, ja nie umiem pływać ! - krzyczałam. Chłopsk się nabrał. Zaczął panikować. Jednym ruchem zawrócił i ruszył w moją stornę. Udawałam, że tracę przytomność. Ponownie wziął mnie na ręcę. Tym razem biegł, jednak w str brzegu. Położył mnie na miejscu gdzie zostały nasze rzeczy.
- Lauren ! Lauren - krzyczał. Z trudem powstrzymywałam śmiech.
- Justin ty idioto - mówił do siebie. W tej chwili otworzyłam oczy. Ujrzałam go nad sobą. Znów zatopiłam się w jego czekoladowych tęczówkach. Spojrzał na mnie z radością i zloscią
- Nie rób tak więcej - wyszeptał i zbliżył swoją twarz do mojej. Wiedziałam co się zaraz stanie. Nie chcę tego - wmawiałam sobie. Cholera Lauren kogo ty oszukujesz? Jasne, że chcesz... Postanowiłam w pełni oddać się temu co za chwilę miało nastąpić. Czułam jego oddech na swojej twarzy, po czym zatopiłam się w namiętnym pocałunku. Całował mnie delikatnie, jednak z szaleństwem jakby robił to pierwszy i ostatni raz. Czułam jak moje serce biło z prędkością światła. Wszystko byłoby udane gdyby nie....

***
To jest rozdzial 15. Ostatni jak na razie. Nie mialo już być, ale Dominika bardzo prosila i jest. Ten rozdział jest dla niej wlasnie... i dla mojego Aska, który zabiera mnie do Kanady < 333. Dziękuje Wam bardzo. Do nastęnego... ; ***
edit: Proszę podaję jeszcze raz gg 24211673

ZAWIESZAM.

Długo zastanawiałam się czy dobrze robię. Rozwarzałam wszystkie za i przeciw, no i podjęłam decyzję. Zawieszam bloga na czas nieokreslony. Nie pytajcie o powody, bo jest ich wiele. Min.: Nie mam teraz czasu, pomysłów i chęci. Jednym słowem znudziło mi się to. Co pewien czas będę dodawała jakis nowy odcinek. Oczywiscie jestem swiadoma tego, że po tym prwdopodobnie nikt już nie będzie tego czytał, ale niezaleźnie od tego będę pisac dalej. Tyle odemnie dzis.
Jestem Wam bardzo wdzięczna za te 2 miesiące.. Bez Waszych komentarzy i wiadomosci już dawno bym z tym skończyla. Jestem z Was bardzo dumna. Pamiętajcie o mnie i zajrzyjcie czasem na bloga. Na chwilę obecną nie potrafię powiedzieć kiedy wrócę. Może za tydzień, za dwa lub za kilka dni. Mam kilka odcinków do przodu, ale jestem bardzo leniwa i nie chce mi się ich przpisywać. Więc... Do następnego ; *...

ps. Mam nadzieję, że pomimo zawieszenia nadal będę miała okazję do rozmów z czytelnikami, a z niektórymi naprawdę udało mi się zaprzyjaźnić. Dziękuja Wam za wszystko ! ; ***
Tala...

czwartek, 2 czerwca 2011

14. Witaj nowy świecie !

Następne co usłyszałam to głośny pisk opon. Ostrożnie otwarłam oczy. Z samochodu wysiadła nieco wyższa ode mnie postać.
- To ty? – zawołaliśmy jednocześnie. Nie mogłam w to uwierzyć. Żyję ! ..
- Tak – odpowiedział nieśmiało chłopak. Staliśmy tak na środku drogi. Moje uczucia były zmieszane. Po mojej twarzy spływały łzy, ale nie potrafiłam określić czy były to łzy szczęścia , czy też nie.
- Co ty tutaj robisz ? – spytał zdezorientowany. Znów przypomniałam sobie dlaczego ja tu jestem.
- … Justin proszę nie pytaj. Zabierz mnie stąd jak najszybciej, a wszystko Ci wytłumaczę.- mówiłam niespokojnie, po czym wtuliłam się w niego.
- Wszystko będzie dobrze. – wyszeptał gładząc moje włosy. Zabrał moją walizkę, położył na tylnie siedzenie i pomógł mi wejść do auta. Byłam tak roztrzęsiona, że nie potrafiłam się ruszyć. Oboje wsiedliśmy i ruszyliśmy. Sięgnęłam do torebki, by wyciągnąć chusteczki . Spojrzałam w lusterko, wyglądałam jak jakiś potwór. Byłam cała rozmazana, a moje oczy były całe czerwone od płaczu.
- Gdzie jedziemy ? – zapytał.
- Jak najdalej od wszystkiego i od wszystkich.. – wydukałam.
- Okey. No to zostaje nam tylko lotnisko.- powiedział. Z początku myślałam, że żartował , ale po kilkunastu minutach zrozumiałam, że się myliłam..
- Co my tu robimy? – spytałam nie urywając zdziwienia.
- No mówiłem przecież, że jedziemy na lotnisko .. polecimy na krótkie wakacje.- powiedział uśmiechając się złowieszczo. Nie ukrywam spodobał mi się ten pomysł , ale to było bardzo dziwne i nie mogłam się na to zgodzić.
- Żartujesz ? Jak ty to sobie wyobrażasz? Przecież nikt nie wie, że tu jesteś. Nie masz nawet żadnych rzeczy . – próbowałam się wykręcić.
- I tu się mylisz- powiedział i w tej chwili wyciągnął jeszcze jedną walizkę. Spojrzałam na niego robiąc minę z serii „ wtf” ?
- O co tutaj chodzi? – spytałam.
- Chodź wszystko ci wytłumaczę – powiedział i objął mnie ramieniem. Nie opierałam się, a poza tym było mi bardzo zimno. Justin doskonale to wyczuł i dał mi swoją bluzę.
- Dziękuję ;) – wyszeptałam i pocałowałam go w policzek. Był wyraźnie uradowany. No co ? Przecież zasłużył, c’nie? Podeszliśmy do jednej z kas . Było bardzo pusto i cicho. Jeszcze nigdy nie widziałem takiego spokoju na lotnisku. Kasjerka dziwnie nam się przyglądała. Zresztą pozostali ludzie również. Dopiero teraz zauważyłam, że trzymamy się za ręce ! Nie dziwie się. Justin Bieber na lotnisku, w ciągu nocy, z jakąś dziewczyną, z walizkami, a na dodatek trzymają sięga ręce. To musiało wywołać sensację i lekkie zamieszanie. Całe szczęście większości byli to dorośli już ludzie, więc obyło się bez wrzeszczących fanek.
- Dokąd? – zapytała młodziutka kasjerka. Wyglądała na miłą i taka też się okazała. Miała ciemne, krótkie włosy i jasną karnację. Po akcencie było też widać, iż nie jest „ tutejsza”.
- Poproszę dwa bilety do .. hmm .. do .. gdzie?- szepnął w moją stronę.
- Jak najdalej .. – wyszeptałam.
- A dokąd są najbliższe loty? – tym razem spytał kasjerkę.
- Chwileczkę. Hm . Za godzinę jest lot do NY, za dwie do Nowego Orleanu. I to chyba wszystko. A chwila. Jest jeszcze na Bahama, ale to za 15 minut . – powiedziała ze skrzywioną miną. Justin spojrzał na mnie z niepewnością. Zastanowiła się chwilkę i pomyślałam, że to nie jest wcale taki głupi pomysł. Bahama – ciepły ocean, piękne plaże i przystojni chłopacy. Super sprawa ! Tylko jest jeden tyci problem. Wylot jest za 15 minut.
- Jak pani myśli ? Zdążymy? – zapytałam .
- Jeśli się pośpieszycie , to jest mała szansa! – odpowiedziała z uśmiechem na ustach.
- Dobrze, niech pani da te bilety, byle szybko! – wysyczał w pośpiechu Bieber. Kasjerka wydała bilety, a Justin za nie zapłacił. Ile sił w nogach pobiegliśmy na odprawę. Mieliśmy szczęście, bo do samolotu dotarliśmy kilka minut przed odlotem.
- O Boże , ale się zmachałam – wyszeptałam ciężko oddychając.
- Ale zdążyliśmy ! – dokończył chłopak. Usieliśmy obok siebie w wygodnych fotelach i zapieliśmy pasy. Spojrzałam przez małe , okrągłe okienko i lekko się uśmiechnęłam. Przez chwilę milczeliśmy , ale po chwili , mój towarzysz przerwał ciszę :
- Właściwie to co się stało ? Dlaczego uciekłaś z domu ? – zapytał nieśmiało .
- Wiesz , to długa historia . . . – zaczęłam i opowiedziałam mu całą historie . Słuchał mnie z lekkim przygnębieniem.
- Ooo . To smutne . – wydukał kiedy skończyłam.
- A ty ? Dlaczego chcesz wyjechać ? Co się takiego stało ? – zadałam pytanie z iskierką w oku.
- Przepraszam Cię . . – wypowiedział.
- Ale za co ?
- Za to , że ci w tedy nie uwierzyłem .. – odpowiedział. – widziałem ich .. widziałem ich jak obściskiwali się przy moim hotelu . – mówiąc to , zauważyłam , że po policzku chłopaku spływa jedna , mała łza . „ To wszystko jasne ! „ – pomyślałam.
- Nic się nie stało . Przeprosiny przyjęte .Nie martw się , będzie dobrze . – objęłam go i lekko przytuliłam. On odwzajemnił mój uścisk.
- Chciałbym ci uwierzyć . . naprawdę chciał bym . .
- Eyy , na pewno tak będzie .
- I jeszcze jedno .Przepraszam cię ,że prawie bym cię dzisiaj przejechał samochodem . – speszył się lekko.
- Aaa . A spoko . Najwyżej…nie chce myśleć co by się stało-powiedziałam chichrając się pod nosem – Eyy , nie martw się już ! Lecimy na Bahama ! – powiedziałam wyższym tonem głosu i klepnęłam go w plecy.
- Dobra . Koniec zmartwień . Teraz rozmawiajmy o samych pozytywach !
- Zgadzam się . – powiedziałam . Po krótkim zastanowieniu powiedziałam łapiąc się za głowę.
- Cholera ! Zapomniałam o czymś ! – wykrzyknęłam.
- O czym ? – zapytał z przerażeniem w oczach Juss.
- Na Boga zapomniałam o stroju kąpielowym ! – wybuchłam śmiechem.
- Jej . – wyjęczał . – Weź mnie tu nie stresuj , bo zawału przez ciebie dostanę ! Nie martw się . Strój kupimy na miejscu ! Uwierz mi ! W wybieraniu bielizny lub tego typu rzeczy jestem najlepszy ! – powiedział pewnym siebie tonem.
- Nie wątpię to ! – odpowiedziałam chichocząc. Przez jakieś 2 godziny rozmawialiśmy śmiejąc się w niebo głosy i nie przejmując się warczącymi na około pasażerami. Byłam tak wykończona , że nawet nie zorientowałam się kiedy usnęłam. Obudziłam się na pół godziny przed lądowaniem. Przetarłam oczy i zauważyłam śpiącego obok mnie Justina. Wyglądało na to , że spaliśmy przytuleni jak dwa misie, jednak mało mnie to w tej chwili obchodziło. Nie chciałam go budzić . Usiadłam i zaczęłam myśleć. Przypomniało mi się jak to jeszcze nie dawno go nienawidziłam. Uważałam , że jest pozerem i egoistą .. Zdałam sobie sprawę , że nie zawsze mam racje i , że nie ocenia się ludzi po okładce. W czasie moich przemyśleń Justin zdążył się obudzić. Patrzył na mnie jak na jakąś wariatkę.
- O czym tak fantazjujesz ? – uśmiechnął się .
- Nie fantazjuje tylko myślę brzydalu ! – uderzyłam go delikatnie .
- To o czym tak myślisz ? – zapytał ponownie .
- Aaa . . o wszystkim i o niczym . . przypomniało mi się jaka ja kiedyś byłam głupia . – wyszeptałam.
- Dużo się nie zmieniło ! – wybuchnął śmiechem Justin.
- Wiesz co ?! Nie lubię cię już ! – usiadłam w drugą stronę zawieszając rękę na rękę .
- Przecież żartuje ! – powiedział z litością chłopak. Tak naprawdę chciałam go tylko zdenerwować i udawałam. Odwróciłam się i pokazałam mu język .
- W formie przeprosin musisz pocałować mnie o tuu!. – wskazałam na moje usta. Chłopak bez wahania wykonał zadanie. Zawstydziłam się troszeczkę, a zarazem poczułam motylki w brzuchu . . „ Czy to coś oznacza ? „ – pomyślałam. Chwilę potem usłyszałam komunikat „ Uwaga , uwaga ! Proszę zapiąć pasy ! Za chwilę lądujemy !” . Zapięłam pasy i rozejrzałam się .
- Witaj nowy świecie ! – wypowiedziałam klaszcząc w ręce .
****
Rozdział 14 ;). Nastąpił nieoczekiwany zwrot akcji. Myślę, że jest trochę zaskakujący. Zbliżamy się do 3 tysięcy wyświetleń za co jestem Wam wdzięczna... Znowu ;). Kiedy następny ? Już niebawem...

środa, 1 czerwca 2011

13. Błysk świateł oślepił mój wzrok. Wiedziałam co się za chwilę wydarzy...

Zmarnowałem taką szansę. Znowu... Nienawidzę siebie za to. Za to gdy jestem egoistą... W dodatku moim przyjaciele.. Znamy się tyle lat... Miałem tego dość. Nie wiedziałem co wtedy zrobić, podejść i zobaczyć o co jest grane czy wrócić do hotelu .. Stchórzyłem i wybrałem to drugiee .. W ciszy wróciłem do swojego apartamentu. Musiałem wszystko przemyśleć. Wziąłem kartkę z napisem "Nie przeszkadzać" i powiesiłem na drzwiach, a sam położyłem się na środku pokoju. Chciałem być chociaż przez chwilę sam. To wszystko tak nagle straciło sens. Moja wieloletnia przyjaźń z Ryanem stanęła pod znakiem zapytania.. a Caitlin ? W jednej chwili poczułem do niej wstręt. Nawet tak bardzo mnie jej zdrada nie bolała. Muszę przyznać szczerze przed sobą. Nigdy jej nie kochałem. Gdyby ktoś teraz zapytał dlaczego byliśmy razem nie potrafiłbym odpowiedzieć. A Lauren ? Właśnie zmarnowałem szansę na jakąkolwiek znajomość z nią. To była chyba najgorsza rzecz z tych wydarzeń. Fajnie prawda ? Jedna głupia rozmowa, a tyle zmienia. Nie mogę dłużej tu być. Muszę przez pewien czas wszystko sobie poukładać. - w tej chwili wstałem i poszedłem się spakować. Wiedziałem, że ucieczką nie załatwię niczego, ale to było jedyne rozwiązanie jakie przychodziło mi teraz do głowy...
* Oczami Lauren *
Dlaczego in mi nie wierzył ? Jak mam mu to udowodnić ? Zresztą nie dziwię się. Gdyby tego nie widziała też bym nie uwierzyła. Wróciłam do domu, w którym panował totalny chaos. Nie miałam najmniejszej ochoty dołączać do tej sielanki. Mój telefon stale dzwonił. Ryan nie dawał mi spokoju ! Czego on może jeszcze chcieć ? Chyba wszystko już sobie ustaliliśmy.. W ciszy poszłam do swojego pokoju, ale i tam nie mogłam znaleźć sobie miejsca, dlatego po starych, skrzypiących schodach weszłam na strych. Ostrożnie uchyliłam drzwi i wkroczyłam do środka. Było tam strasznie ciemno. Po omacku szukałam włącznika światła. Znalazłam ! Pospiesznie zapaliłam je. Blee ! Ale tu kurzu. Dawno tu nie było sprzątane.. Pełno starych rupieci, o których istnieniu nikt już dawno nie pamiętał. Rozejrzałam się dookoła. Tam na końcu leżał stary gramofon, a obok niego jakaś średniej wielkości skrzynia. Było mocno schowana, a jednak trochę wystawała. Przez chwilę zastanowiłam się co w niej może być. Co mi szkodzi sprawdzić ? Podeszłam do niej i lekko uchyliłam. Była bardzo zakurzona. Leżały w niej sterty papierów. Większość była trochę pożółkła, ale niektóre były nowsze, starannie zapakowane w koperty listy. Wzięłam kilka z nich i zaczęłam czytać. W większości były to telegramy ślubne otrzymane przez moich dziadków. Między nimi znalazłam w folii akt urodzenia. Należał do niejakiej Aylin Brower. Hm.? Nie znam nikogo takiego. Spojrzałam na datę urodzenia.. była dokładnie taka jak moja !
- O co tutaj chodzi ? - szepnęłam sama do siebie.
Miejsce też się zgadzało..
- Cholera co jest grane ? - mruknęłam pod nosem. Może to była jakaś pomyłka, a może... ? Nie, przecież to niemożliwe. Chwili jest jeszcze jedna kartka. Ah ! Przecież to był mój akt urodzenia. Co on tutaj robi ? Nie mogłam w to uwierzyć. Ta dziewczyna ona, ona... jest moją siostrą ! W dodatku bliźniaczką ! - po mojej twarzy zaczęły spływać łzy. Przez siedemnaście lat myślałam, że jestem jedynaczką i pewnie nadal by tak było gdybym nie znalazła tego aktu. Jak to jest możliwe ? Dlaczego nic o tym nie wiedziałam ? Czemu ukrywano przede mną prawdę ? Co się teraz z nią dzieje ? - w mojej głowie z sekundy na sekundę wzrastały nowe pytania.. tak samo jak nienawiść do moich rodziców. Zastanawiałam się co robić. Czy powinnam porozmawiać o tym z nimi ? Jasne, że bym chciała, ale nie potrafiłam. Jeszcze nie teraz. To był dla mnie zbyt duży szok, a prawda mogła być jeszcze gorsza. W ciszy wróciłam do swojego pokoju. Musiałam tam spędzić dużo czasu, bo wszyscy już spali. Kręciłam się po pokoju, a w mojej głowie zrodził się pewien pomysł. Wzięłam moją walizkę i zaczęłam pakować do niej rzeczy. Nie mogłam tu dłużej zostać. Nie mogłabym normalnie funkcjonować, nie umiałabym. Musiałam odpocząć od tego wszystkiego i przemyśleć to...
* Oczami Justina *
Chyba mam już wszystko - mówiłem w myślach. Teraz jeszcze jedna sprawa i mogę udać się na krótkie wakacje. Nareszcie sam ! Bez żadnych ochroniarzy, rodziny...
* Oczami Lauren *
Jestem gotowa. Tylko gdzie ja wyjadę ? Eh. Będę się martwić o to później. Wzięłam kartkę i napisałam krótki list : "Nie martwcie się o mnie. Jestem bezpieczna. Muszę przez kilka dni wszystko przemyśleć i sobie poukładać. Wrócę niedługo. Lauren", po czym włożyłam go do koperty i zostawiłam na stole w kuchni. Nie chciałam uciekać. To nie miała być ucieczka tylko wakacje. Przynajmniej tak starałam to sobie tłumaczyć. Wyszłam z walizką, a po mojej twarzy znów zaczęły spływać łzy. Nie panowałam nad sobą. Robiłam wszystko pod wpływem emocji... Biegłam przed siebie nie zwracając uwagi na przeszkody. Przebiegałam przez ulicę gdy nagle.. błysk świateł oślepił mój wzrok. Wiedziałam co się za chwilę wydarzy... auto było coraz bliżej. Zamknęłam oczy i czekałam na to co się stanie. Nie mogłam uciec było już za późno.
- Boże - zdołałam wydukać przez łzy...
***
Rozdział 13. Czy pechowy ? Myślę, że w pewnym sensie tak. Bohaterka dowiaduje się wielu nowych rzeczy i.... No właśnie i co dalej ? Myślę, że następny rozdział będzie bardzo ciekawy... wydarzy się wiele złych/dobrych rzeczy.... Do jutra ; *

poniedziałek, 30 maja 2011

12. Nie ma czegoś takiego jak przyjaźń obu płci..bo zawsze jedna ze stron czuje coś więcej.…

Zbliżali się w moją stronę. W końcu dostrzegłam moich przyjaciół. Zamurowało mnie. Byli to David i Adam! Byłam w totalnym szoku. Ku ich zdziwieniu nie okazałam zbytniej euforii. No co? Przecież nie będę udawać. Teraz ich mi tu teraz jeszcze brakowało. Jakbym nie miała dość problemów. Moi rodzice wiedzą jak uprzykrzyć mi życie. Przez całą drogę milczałam spoglądając przez szyję. Bałam się spojrzeć Davidowi w oczy. Przecież przez ten cholerny tydzień tyle się zmieniło. On był teraz dla mnie zupełnie kimś innym. Nie darzyłam go już takim uczuciem jak przed wyjazdem. Zupełnie zapomniałam o tym co jeszcze kilkanaście dni temu nasz łączyło. Co ja mam teraz zrobić? Nie dość , że jeszcze sama nie wiem co z moimi uczuciami to jeszcze teraz on pojawia się niespodziewanie. I co mam powiedzieć ? Przykro mi już cię nie kocham? Teraz ktoś inny jest w moim sercu, ale jeszcze sama nie wiem kto? Chyba raczej nie .. Jedno jest pewne. Ta rozmowa czeka mnie prędzej czy później i muszę się jakoś do niej przygotować. Po kilkudziesięciu minutach byliśmy pod domem uradowany Adam wbiegł do domu w poszukiwaniu Bronicki. Był trochę zawiedziony, że nie było jej na lotnisku, ale starał się to ukryć. Za to ja w milczeniu wróciłam do siebie. Postanowiłam dzisiaj załatwić wszystkie sprawy . Pod wieczór umówiłam się z Ryanem. Oczywiście nic nie miało wskazywać za to , że będzie to miły wieczór. W końcu Ryan nie wiedział o tym co widziałam. Leżałam na łóżku z laptopem na kolanach, gdy do mojego pokoju wszedł David. Wiedziałam, że teraz przyszedł czas na tą nie ciekawą rozmowę . Miałam już wszystko zaplanowane.
- Nie przeszkadzam? – zapytał.
- Jasne, że nie. Wchodź!- zawołałam. Chłopak ruszył w stronę łóżka i usiadł na jego brzegu.
- Chciałem się przywitać – powiedział patrząc w moje oczy, ale nie robiłe one na mnie najmniejszego wrażenia. Po prostu już nie czułam żadnej chemii.
- Hmm . Z tego co wiem to już się witaliśmy- powiedziałam, wstałam i podeszłam do okna.
-No tak, ale tylko oficjalnie.- odparł i wstał i podszedł obok mnie, obejmując mnie od tyłu. Gwałtownie się odsunęłam.
- I chyba takie wystarczy.- rzuciłam oschle. Chłopak sta i patrzył na mnie zdezorientowany.
- Nie rozumiem- powiedział. Wzięłam głęboki wdech. Chciałam mieć już to za sobą. Zaczęłam powoli mówić.
-Bo tu nie ma nic do rozumienia. Między nami nic nie ma i nie będzie. Przepraszam jeśli narobiłam Ci nadziei .
- Żartujesz? Przecież jeszcze kilka dni temu mówiłaś coś innego. Co się takiego stało? – pytał ze smutkiem. No i co ja miałam mu powiedzieć? Sorry, ale przez ostatni tydzień „ byłam „ z Ryanem, o którego istnieniu nie masz zielonego pojęcia, omal nie zostałam zgwałcona i prawie pocałowałam się z Justinem Bieberem ?! To jakiś nonsens. Przecież to brzmi jak jakaś latynoski serial! Nie chciałam mówić wszystkiego , ale jakieś wyjaśnienie mu się należało.
- Bo widzisz ten wyjazd wiele zmienił i ja też się zmieniłam. Nie jestem już tą samą Lauren, którą byłam przed wyjazdem. Ostatnio w moim życiu wydarzyło się wiele zmian. Już nic do Ciebie nie czuję. Sama nie wiem co czuję! W ciągu jednej chwili mój wróg stał się moim przyjacielem. I co!? To jest chore ! Nie wiem co robić! – mówiłam , a po mojej twarzy zaczęły spływać łzy. Reakcja chłopaka była natychmiastowa.
- Cii . Wszystko będzie dobrze – powiedział i objął mnie . Nie potrafiłam odmówić. Potrzebowałam bliskości. Wtuliłam się w niego.
- Przepraszam. – wyszeptałam.
- Okey. Przemyślisz sobie wszystko i podejmiesz decyzję co do nasz. – mówił spokojnie. Nie spodziewałam się takiej reakcji. On mnie źle zrozumiał.
- Nie David. Nie o to mi chodzi. Co do „ nas” to ja już podjęłam decyzję. Jedyne co mogę ci zaoferować to przyjaźń.- wydukałam. Ostatnie zdanie musiało go zaboleć. Wiem , że to głupie jak dziewczyna mówi coś takiego. To chyba jasne, że w przyjaźni obu płci wg. Przecież nie ma czegoś takiego jak przyjaźń obu płci, bo zawsze jedna ze stron czuje coś więcej…
- Uh. Jeśli taką podjęłaś decyzję muszę ją zaakceptować- powiedział i wyszedł. Moja randka zbliżała się nieubłagalnie. Powoli zaczynałam się przebierać. Niespodziewanie przerwał mi sms. "Musimy porozmawiać jak najszybciej. Przyjaciel"odczytałam. Numer tego osobnika był ukryty , jednak coś mnie ciągnęło do niego. Zastanawiając się przez dłuższą chwilę odpisałam: "Gdzie i kiedy przyjacielu?"”- ta gra coraz bardziej mnie intrygowała. Gdy wychodziłam otrzymałam odpowiedź . Na placu zabaw w parku koło centrum o 19.00” – pomyślałam co on chciał ode mnie o tej godzinie , ale się zgodziłam. Czułam lekką obawę . Przecież to może być ten zboczeniec .. Ale skąd on miałby mój numer ? Spojrzałam na zegarek i chwyciłam się za głowę. Już byłam spóźniona. Wybiegłam z domu i ile sił w nogach biegłam do restauracji, w której umówiłam się z „ moim chłopakiem”. Kiedy dotarłam na miejsce , przed wejściem wzięłam jeszcze duży wdech. Bardzo się stresowałam. Weszłam do środka. Rozejrzałam się i ujrzałam Ryana przy stoliku pod oknem. Podeszłam do niego.
- Cześć kochanie ! - powiedział i ruszył w moją stronę. Chciał mnie pocałować , ale gwałtownie się odsunęłam. Czułam do niego obrzydzenie.
- Hej -wymruczałam pod nosem ..
- Chyba królewna wstała lewą nogą . - powiedział z uśmiechem na ustach.
- Daruj sobie! Kólewna wg nie spała... - odparłam.
- Dobra , dobra .Już się nie odzywam .. - usiadłam przy stoliku zastanawiając się czy powiedzieć mu teraz czy trochę później .. Postanowiłam , że zrobię to teraz , bo nie chce się męczyć ..
- Okey Ryan ! Nie będę owijać w bawełnę ! - powiedziałam głośniejszym tonem. – Widziałam Ciebie i Caitlin jak obmacywaliście się w tym barze !
- Alee to nie tak .. - zaczął mówić , ale mu przerwałam.
- A jak ? Może powiesz mi że to ona się na ciebie rzuciła i chciała cię zgwałcić ? Nie żartuj .. Z nami koniec i nie mam ochoty cię więcej widzieć ! Nie wiem jak mogłeś to zrobić .. jak mogłeś to zrobić swojemu najlepszemu przyjacielowi? Aha i jeszcze jedno ! - wtedy nerwy mi puściły. Wzięłam cole i wylałam mu ją całą na głowę . Poczułam ulgę. Wybiegłam z restauracji i spojrzałam na zegarek. 18:44 . . Nie mam po co wracać do domu. Ruszyłam w stronę parku , w którym umówiłam się z tajemniczym przyjacielem. Po kilku minutach byłam na miejscu. Usiadłam na jednej z huśtawek i czekałam. Chwilę potem zobaczyłam , że w moją stronę zmierza jakaś osoba . . Nie wiedziałam kto to , bo miał ciemne okulary i kaptur na głowie. Wstałam i podeszłam.
- Cześć ! To z tobą tu się umówiłam ? - zapytałam z niepewnością. W tej samej chwili chłopak ściągnął okulary i spuścił kaptur. Doznałam szoku. ( znowuu .. już drugi raz w tym tygodniu ) Przedemną stał Justin. Tak , Justin.
- Tak , ze mną . - odpowiedział na moje pytanie.
- Yyy .. Przepraszam .. trochę się zdziwiłam . - powiedziałam niepewnie.
- Dobrze , przejdźmy do rzeczy . Chciałbym cię przeprosić za to co stało się . . a właściwie mogło się stać w tej cholernej windzie. Ja naprawdę nie wiem co mnie w tedy popchnęło . Sam się zdziwiłem. Ja mam dziewczynę , ty chłopaka , więc dobrze , że ta sytuacja nie miała miejsca .
- Właściwie to miałam chłopaka . - powiedziałam ze spuszczoną głową.
- Jak to miałaś ? - zapytał z iskierkami w oczach Justin. Do oczy napłynęły mi łzy .
- Ey , co się stało ? Nie jesteś już z Ryanem ? - pytał zdziwiony.
- No , jakoś tak wyszło . Zdradził mnie .. - Wydukałam smutno. Po oczach Biebsa widać było , że bardzo się przejął.
- Jak to cię zdradził ? Ryan ? Jesteś tego pewna ? Z kim ?
- Tak , jestem. Sama to widziałam. Z .. – zaczęłam , ale przerwałam. Zastanawiałam się czy powinien dowiedzieć się tego odemnie, w takich okolicznościach.
- Właściwie to nie wiem kto to był . . –- skłamałam. Justin chyba się zorientował , że jest coś nie tak i powiedział :
- Powiedz mi prawdę , Lauren . - nie mogłam go już więcej okłamywać .
- Z, z... Caitlin . - odpowiedziałam krótko.
- Cooo ?! - zapytał z rozwścieczeniem . Ale jak to ?
- Tak to . Widać nasi przyjaciele mieli nas w dupie .. nas i nasze uczucia.
- Nie to nie możliwe. Przykro mi , ale nie mogę ci uwieżyć! - kiedy to powiedział coś mnie zabolało . Nie spodziewałam się takiej reakcji . Chwycił mnie za ramie i odszedł. Stałam tak tam chwilę , ale pomyślałam , że to bez sensu i ruszyłam w strone domu.
* Oczami Justina *
- Nie to nie możliwe ! - pomyślałem. Moje myśli toczyły ze sobą walkę , nie wiedziałem co mam teraz zrobić . Przecież Caitlin . . przecież cały czas poważała mi jak to bardzo mnie kocha. . to nie możliwe . Nie mogłem jej uwierzyć. Odszedłem bez słowa. Szedłem przez te zatłoczone ulice rozglądając się . Byłem już prawie przy moim, a właściwe naszym , bo przecież byłem tam razem z Cait i Christianem , gdy zobaczyłem w kącie jakąś parę , która nie darowała sobie czułości. Podszedłem trochę bliżej , bo twarze tych osobników okazywałe się znajome. Gdy stałem na odległości jakiś 20 matrów bardzo się zdziwiłem . Tak naprawdę bardzo, ale to bardzo . Otóż tą parą była moja dziewczyna z moim najlepszym kumplem. A jednak miała rację” – pomyślałem. Jestem totalnym idiotą. Dlaczego jej nie uwierzyłem.? Zmarnowałem taką szansę. Znowu... Nienawidzę siebie za to. Za to gdy jestem egoistą... W dodatku moim przyjaciele.. Znamy się tyle lat... Miałem tego dość. Nie wiedziałem co wtedy zrobić, podejść i zobaczyć o co jest grane czy wrócić do hotelu .. Stchórzyłem i wybrałem to drugiee ..
****
Rozdzial 12 za nami ;). Wczoraj dodawalam i dzis też jest dlatego NN będzie dopiero w srodę.. Hm. Tym razem dedykacja dla Dominiki ; *... Do następnego < 333

niedziela, 29 maja 2011

11. Miłość może być bliżej niż myślisz.

- Potrzebujesz długiej rozmowy z kimś kto jest bliski Twojemu sercu... i a co to ? W najbliższym czasie dowiesz się czegoś co całkowicie zmieni Twoje życie.. - mówiła.
- Co też pani mówi ? Żartuje sobie pani ? Nie mam zamiaru dłużej tego słuchać - powiedziałam i odeszłam.... Jak najszybciej wróciłam do domu. Miałam serdecznie dosyć ostatnich wydarzeń. Poszłam na górę i usiadłam na parapecie. Skuliłam nogi i schowałam w nich głowę. Myślałam o wszystkim. O Ryanie, Christianie, Weronice, Caitlin, Justinie i o tamtej kobiecie. O co jej chodziło ? Stara wiedźma - mruknęłam. Był środek nocy, ale ja nie byłam zmęczona. Wzięłam mój telefon i odczytałam nowe wiadomości : "Będziemy o 10:30. Mama" - czytałam w myślach. Co ? Ah ! Cholera.! Zapomniałam o tym. Przecież oni za kilka godzin tu będą. Nawet zakupów nie zrobiłam. W ciszy weszłam do pokoju przyjaciółki i usiadłam na krawędzi jej łóżka. Spała. Nie chciałam jej budzić, ale musiałam.
- Czego chcesz ? - powiedziała zaspana.
- Zapomniałam Ci o czymś powiedzieć. Moi rodzice przylatują tu za kilka godzin. Będą z nimi jacyś nasi znajomi - mówiłam. Nic nie odpowiedziała. Nadal była obrażona.
- Weronica przestań ! Nie widzisz co się z nami dzieje ? Jak bardzo się od siebie oddalamy ? Nie rozmawiamy i ciągle mijamy się ze sobą. To nie jest okey. - mówiłam, a do moich oczu napłynęły łzy.
- Może to moja wina ? Sama tego chciałaś - powiedziała obojętnie.
- Nie, nie Twoja ! Nasza ! - krzyczałam.
- Nie drzyj się. Jest środek nocy - wysyczała. Nie miałam już siły dłużej z nią rozmawiać. Sama tego chciała. Wzięłam torbę, włożyłam do niej kilka najpotrzebniejszych rzeczy i wyszłam. Tułałam się pośród wschodzącego słońca. Musiałam z kimś porozmawiać. Wzięłam telefon i wybrałam nr Ryana. Niestety nie odpowiadał. Chodziłam dalej w poszukiwaniu jakiegoś sensownego zajęcia. Wszędzie było cicho i pusto. Tylko z jednego baru dochodziły krzyki i dźwięk muzyki. Przystanęłam chwilę zastanawiając się. Co mi szkodzi wejść - pomyślałam, ale po chwili bardzo żałowałam tej decyzji. Weszłam i zaczęłam się rozglądać dookoła. Była cała masa przytulających i całujących się par. Wsród nich dostrzegłam... Caitlin ! W dodatku była z... Ryanem !. Stali w kącie i namięnie się całowali. Do moich oczu znów napłynęły łzy. To niemożliwe - mówiła. Odwróciłam się i czymprędzej wybiegłam. Biegłam najszybciej jak potrafiłam. W końcu zmęczona osunęłam się na jedną z ławek w parku. Skuliłam się. Po moim policzku spłynęła jedna samotna łza... później druga, trzecia.. aż w końcu rozpłakałam się na dobre. Tego było już za wiele.
- Czym sobie na to zasłużyłam ? - wyszeptałam. Siedziałam samotnie na ławce. Nagle poczułam czyiś dotyk na kolanie. Uniosłam wzrok i ujrzałam... tamtą kobietę. Co ona tutaj robiła ?
- To znowu pani ? - wyszeptałam w jej stronę. Ta się tylko uśmiechnęła.
- Czułam, że będziesz potrzebowała rozmowy - mówiła. Tak miała rację.
- Skąd pani wiedziała ? - spytałam.
- Nie pani. Mów mi Maria. - powiedziała kobieta.
- Przepraszam, ale nie mogę. Nie wypada mi - odpowiedziałam nieśmiało.
- Ależ oczywiście, że wypada, a ty jesteś Lauren prawda ?
- Tak. Skąd pani przeparaszm. Skąd Maria to wie ?
- Oh dziecko. Żebym ja mogła Ci powiedzieć, ale nie mówmy już o tym. Powiedz co takiego się stało ? - spytała, a ja opowiedziałam jej całą historię. Na dworze robiło ise caraz jaśniej. Ludzie biegali. Taki poranny joging pewnie.
- Ten chłopak od początku Cię oszukiwał. Podobałaś mu się, ale jednocześnie spotykał się z tamtą dziewczyną, a ona go wykorzystała, ale nie robiła tego przeciwko Tobie. Naprawdę bardzo chciałaby się z Tobą zaprzyjaźnić, ale boi się odrzucenia. A co do Twojej przyjaciółki to nie mam żadnych dobrych rokowań. Nie pozwól jej zniszczyć waszej przyjaźni - mówiąc to wstała i ruszyła w stronę wyjścia.
- Wszystko się ułoży. Nie kochałaś tamtego chłopaka. Musisz posłuchać serca, a ono powie Ci co powinnaś zrobić. Pamiętaj.. miłość może być bliżej niż myślisz. Wystarczy tylko chcieć ją znaleść. Wkrótce znów się spotkamy. - powiedziała i odeszła. Jej słowa dały mi wiele do myślenia. A jeśli ona miała rację ? Spojrzałam na telefon. Dochodziła godz. 9. Muszę jechać na lotnisko - mówiłam sama do siebie cały czas patrząc na znikającą kobietę. Wróciłam na chwilkę do domu po drodze robiąc zakupy. Miałam nadzieję, że chociaż na najbliższe kilka dni zapomnę o ostatnich wydarzeniach. Na lotnisku byłam jeszcze pół godziny przed czasem. Udałam się do tutejszej restauracji. Szczerze mówiąc byłam bardzo głodna. Zjadłam z apetytem mojego hot-doga. Na ogół staram się nie jadać takich fast foodów, ale byłam tak wykończona, że pozwoliłam sobie na coś takiego. Skończyłam akurat gdy samolot wylądował. Podeszłam w stronę ludzi wędrujących z samolotów w poszukiwaniu moich rodziców i tych "niespodzianek", Są ! - zawołałam. Ostatnio bardzo dużo rozmawiam sama ze sobą. To się robi dziwne... Ujrzałam ich w oddali. Zbliżali się w moją stronę. W końcu dostrzegłam moich przyjaciół. Zamurowało mnie. Byli to...
***
Za nami 11 rozdział. Jest on ze specjalną dedykacją dla Ani, która własnie jest na zakupach ; * i która od wczoraj zdążyła przeczytać wszystkie rozdzialy. I ogólnie chciałam podziękować Wam za te wszystkie wiadomosci na gg. Jest mi naprawdę bardzo milo gdy chwalicie moje "wypociny". Dziękuje ; - ***. Wiele osób pytało czy jest możliwosć powiadamiania och o nowych rozdziałach. Owszem istinieje cos takiego. Mogę Wam pisać o NN na gg... Kiedy następny ? Myslę, że jutro... ;-)