piątek, 1 lipca 2011

18. Pamiętasz ten dzień jak się poznaliśmy ?

- Czy rozmawiam z Lauren Brower ? - usłyszałam głos po drugiej stronie.
- Taak. Czy coś się stało ? - odpowiedziałam pytaniem na pytanie. Czego po chwili żałowałam. To co usłyszałam było dla mnie ciosem. Znowu po mojej twarzy spływały łzy. Na chwilę odsunęłam słuchawkę.
Nie chciałam słyszeć już nic więcej... Te informacje całkowicie mi starczały.
- Justin. Ona nie żyje - wydukałam... Chłopak wstał i spojrzał na mnie z miną "WTF?".
- Oni nie żyją.. - dodałam po chwili.. Nadal patrzył na mnie jak na idiotkę.
- Kto nie żyje .? - zapytał.
- Wszycy.. Nie przecież to niemożliwe.. To jakiś głupi żart - mówiłam sama do siebie.. Bieber podszedł do mnie i delikatnie objął. Poczułam się bezpieczna, jednak nadal myślałam o tym co powiedział tamten
mężczyzna. Nagle w jego ramionach rozpłakałam się jak dziecko..
- Hej mała.. Co się stało. ? - pytał.. Opowiedziałam mu wszystko co do słowa. On również nie mógł w to uwierzyć.. Szybkim ruchem wyrwałam się z jego objęć i włączyłam telewizor na najbliższym
kanale informacyjnym.
- Informacje z ostatniej chwili... Lecący kilka godzin temu z L.A do Kalifornii samolot niespodziewanie rozbił się podchodząc do lądowania. Z 98 osób przebywających na pokładzie przeżyło
zaledwie 12. Przyczyny katastrofy nie są znane. Więcej informacjii można uzyskać dzwoniąc na naszą infolinię.... Łączymy się w szczerym smutku z rodzinami ofiar. - mówiła młodziutka, drobna dziewczyna
o ślicznych długich lokach. Staliśmy jak wryci spoglądając raz na TV raz na siebie nawzajem..
- Justin ja muszę tam jechać - wyszeptałam i wtuliłam się w niego.
*Oczami Justina*
Delikatnie gładziłem jej długie włosy. Czy to wszystko musiało się stać właśnie teraz ? Przecież mogliśmy... a zresztą. Zależy mi na niej i chcę jej pomóc.
- Dobra pakujmy się - wydukałem smutno. Nie chciałem tego, bo te wakacje bardzo mi się podobały, ale..
Wciągu następnych kilku godzin wszystko potoczyło się błyskawicznie. Lotnisko, bilety, odprawa.. i już
po kilku minutach byliśmy w drodze powrotnej. Lot w przeciwieństwie do tamtego przebiegł
bez problemów. Lauren przez całą drogę płakała. W jej oczach było widać chociaż trochę nadzieji, że oni żyją.
Przez cały czas sobie to powtarzała, ale chyba nie skutkowało..
- Justin co teraz będzie ?. Kim ja teraz jestem ? W ciągu kilku chwil straciłam tyle bliskim mi osób.
To wszystko moja wina.. Może gdybym nie uciekła oni zostaliby jeszcze ? Nienawidzę siebie.
To ja ich zabiłam ! Rozumiesz ? Oni zginęli przezemnie. Moja mama, tata, David, Adam, Weronica !
Przecież to niemożliwe - powtarzała przez cały czas.
- Wszystko będzie dobrze rozumiesz ? Musisz być teraz silna.. - odpowiadałem cały czas. Wreszcie wylądowaliśmy i udaliśmy się do wskazanego szpitala..
*Oczami Lauren*
Boję się. Tak cholernie boję się tam wejść. A co jeśli ich tam nie będzie ? - mówiłam do siebie. Nie Lauren nie możesz tak myśleć. Oni na pewno żyją nic im nie jest.
Przed wejściem starałam się uspokoić i opanować. W milczeniu weszliśmy do szpitala. Pielęgniarka skierowała nas pod odpowiednie sale. Wszystkie znajdowały się na intensywnej terapii.
Troszeczkę się przeraziłam, ale wiedziałam, że teraz strach nie jest odpowiednii.
- Mam iść z Tobą ? - wyrwło mnie z myśli pytanie Justina.
Zebrałam wszystkie myśli. Jasne, że chciałam aby poszedł ze mną, ale nie chciałam żeby to wszystko widział.
- Nie, zostań tu. Poradzę sobie - wydukałam.
Ruszyłam w stronę pierwszych sal. Stanęłam pod zamkniętymi drzwiami. Wzięłam głęboki oddech i lekko uchyliłam drzwi. Ku mojemu zdziwieniu nie było to aż tak odrażającę.
Dobra, dobra, żeby nie było, że samolubna jestem, ale myślałam, iż zobaczę tam gorsze rzeczy. Rozejrzałam się dookoła.
- Nic. - mruknęłam pod nosem. Starałam się być bardzo cicha, bo w większości z tych sal wykończeni ludzie spali... A może byli nie przytomni ? Nie wiem. W każdym razie
wraz z ilością odwiedzanych sal moja nadzieja robiła się coraz mniejsza.. Niestety. Została ostatnia sala. Obawiałam się najgorszego. Jednym ruchem otwarłam drzwi i weszłam. Czego od razu pożałowałam.
Nie mogłam w to uwierzyć... Stanęłam jak wryta. Nie mogłam się ruszyć, a co dopiero coś powiedzieć. Odwróciłam się i wybiegłam najszybciej jak potrafiłam. Chciałam znaleźć się jak najdalej od tego miejsca.
- Muszę stąd wyjść - rzuciłam krótko do Biebera nie zatrzymując się. Wybiegłam przed szpital i osunęłam się na najbliższą ławkę. Nie mogłam dojść do siebie.
- Przecież w tej sali.. to, to na pewno był on - mówiłam nie zważając na to, że Justin stanął nademną. Usiadł obok mnie.
- Kto tam był ? - zapytał spokojnie.
- Ten, ten człowiek, który napadł mnie w parku.. - wydukałam.
- Jaki człowiek ? - pytał dalej.
- Pamiętasz ten dzień jak się poznaliśmy ? - zapytałam..
- Tak, ale co ma jedno do drugiego ? - mówił zdezorientowany.
- Wtedy, wtedy jak się pokłóciłam z Caitlin ?... - zrobiłam przerwę. Chłopak przytaknął.
- Ja później pobiegłam no i wpadłam na tego człowieka.. On, on chciał - mówiłam przez łzy.
- Chciał mnie zgwałcić - wyszeptałam. W jego oczach pojawiło się przerażenie...
- Ale jak to ? - zapytał.
- W ostatniej chwili uratował mnie Ryan - kontynuowałam. Patrzył na mnie ze zdziwieniem.. W dodatku właśnie uświadomiłam sobie, że to była już ostatnia sala i oni rzeczywiście nie żyją..
To mnie jeszcze bardziej dołowało..
- Proszę wracajmy - wyszeptałam. Tak też zrobiliśmy. Wróciłam do domu.. sama. Znowu.
W jednej chwili moje życie straciło sens. Nic już nie ma. Został mi tylko Justin, z którym i tak naprawdę nie wiem co mnie łączy.. Krzątałam się po pokojach. Po mojej twarzy przez cały czas spływały łzy..
Miałam tego wszystkiego dosyć. Przerosło to mnie. Chciałam chociaż na chwilę od tego wszystkiego odpocząć.. Stanęłam przed ogromnym barkiem. Otworzyłam go i sięgnęłam po jakąś butelkę. Wzięłam kieliszek
i nalałam do niego odrobinę napoju. Nie lubię alkoholu, ale czułam potrzebę wypiać chociaż kilku kropel.
- Mmm dobre. - mruknęłam do siebie nalewając kolejny kieliszek. I tak przez cały czas puki nie opróżniłam całej butelki. Miałam wrażenie, że pozbyłam się wszystkich problemów. Czułam się szczęśliwa i wolna.
Zaczęłam robić bardzo dziwne rzeczy...
******
W końcu jest ;D. Wiem, że nawalilam i bardzo długo czekaliscie, ale wybaczcie. Mam nadzieję, że teraz się poprawię .! Miłych wakacji ; *.
A i jeszcze jedno chciałam Wam polecić bloga mojej koleżanki, a zarazem stałej czytelniczki naszego bloga . http://historiaodziewczynieijustinie.blogspot.com/
Dominikoo < 333

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz