piątek, 27 lipca 2012

3. Czułam nutkę zazdrości.

Zaraz, zaraz.. Ładnie śpiewam ?
Czy ja .? Co za poniżenie. Automatycznie ściągnęłam słuchawki i odwróciłam się udając, że nic się nie stało.
Na szczęście po chwili dojechaliśmy do domu. Wysiedliśmy i oboje udaliśmy się do mojego pokoju.
- Siadaj - wysiliłam się na uśmiech i wskazałam miejsce..
- A więc od czego zaczynamy ? - zapytał chłopak.
- Nie wiem. Ty tutaj uczysz - wysyczałam. Dobra wiem, że nie powinnam być taka chamska, ale
po prostu nie potrafiłam nic innego odpowiedzieć. Nie potrafię być miła i już. Justin stanął
przed półkami z książkami i intensywnie czegoś szukał.
- To ty się zajmij sobą, a ja się zajmę sobą.. - mówiłam. Bieber podniósł się i zmierzył mnie wzrokiem.
- Yyy z tego co wiem to ja Cię miałem uczyć - mówił zdezorientowany.
- I ty w to uwierzyłeś ? Serio ja nie mam zamiaru się uczyć, a już na pewno nie z Tobą - powiedziałam zirytowana.
- Nie rozumiem. Jestem tu, bo mam Cię uczyć. Myślisz, że nie mam lepszych zajęć tylko siedzenie z rozkapryszoną
dziewczyną, która myśli, że mieszkam w śmietniku ? - wykrzyczał.
- Słucham, ja jestem rozkapryszona ? - wrzasnęłam tym samym tonem.
- A może nie ? Zachowujesz się jak pusty plastik ! - krzyczał. Nie no miarka się przebrała.
- Żartujesz sobie ? Wg jak ty do mnie mówisz ? Może trochę szacunku ? - mówiłam coraz głośniej.
- Sznuję tylko tych ludzi, którzy sznują mnie - powiedział i wyszedł trzaskając przy tym drzwiami.
No pięknie. Brawo Sam. Jesteś z siebie dumna ? - to pytanie obciążało moją głowę.
Jasne, że nie jestem. Nie chciałam się z nim kłócić, ale to, to samo jakoś wyszło.. - próbowałam
się tłumaczyć sama przed sobą. Cholera po co ja się w ogóle nim przejmuję ? Przecież on jest nikim..
Stanęłam przy oknie i dyskretnie obserwowałam gdzie podążał chłopak. W sumie to wyszedł i szedł, szedł cały czas
prosto.. Chwila zatrzymuje się. Rozmawia z kimś. Przecież to Caitlin ! Znam tę laskę. Ale zaraz. Co oni..
Przecież oni się całują ! - ałł. Poczułam się jakby właśnie ktoś wbił mi coś w serce. Czy ja, czy ja
jestem zazdrosna ? Nie no o niego ? Proszę Was.., a jednak. Czułam nutkę zazdrości..
Dobra starczy ! Nie mam ani ochoty ani zamiaru oglądać jak się liżą.. - pomyślałam i w tym samym momencie
chwyciłam telefon.
No właśnie skoro mam wolne popołudnie to..
- Sam ? - usłyszałam głos po drugiej stronie.
- A może tak "cześć" kochanie - odparłam.
- Cześć kochnie - odpowiedział Kay.
- Widzimy się dziś ? Udało mi się wywinąć z dzisiejszych korków - mówiłam.
- Jasne. Będę po Ciebie za 2 godzinki, a teraz sorki, ale mam trening - powiedział i się rozłączył.
No super.
- Nawet własny chłopak nie ma dla mnie czasu.. - mówiłam sama do siebie, ale w tym czasie do mojego pokoju weszła
moja młodsza siostrzyczka.
- Hej maleńka - powiedziałam i mocno ją przytuliłam..
- Sam, Sam musisz mi pomóc - mówiła.. i cięgnęła mnie w stronę strychu.. posłusznie szłam za nią.
- Zaniesiesz to cięężkie pudło do mojego pokoju ? - zapytała z uśmiechem.
- Jasne siostrzyczko - powiedziałam i cmoknęłam ją w policzek.
Przy odrobinie pomocy małej zaniosłam pudło pod wskazane miejsce. Postawiłam je na środku pokoju i zaczęłam mu się
przyglądać.
- Co jest w tym pudle ? - zapytała Rose.
- Zobacz ! - krzyknęła. Ostrożnie je otwarłam. W środku było pełno kaset video z naszego dzieciństwa !.
- Omg. Skąd wiedziałaś, że są na strychu ? Od dawna chciałam je obejrzeć - mówiłam podłączając stare wideo do prądu.
I pomyśleć, że jeszcze dawno ludzie byli kimś gdy je posiadali, a teraz ? Nawet najbiedniejsze rodziny stać teraz na odtwarzacze DVD.
Nie no świat schodzi na "psy". Włożyłam pierwszą kasetę z brzegu. O matko ! Ona była sprzed 14 lat ! Miałam tu jakieś hm.. coś koło 6 miesięcy.
Usiadłam kilka metrów przed telewizorem. Ojej.
- Co to za bachory się bawią ? . Zaraz przecież to ja !. Ale to drugie "coś" czego płci nie da się określić..
I jest tu moja mama i, i Pattie ? Matko jaka młodziutka. Ma tutaj jakieś 18 może 19 lat .. Skoro to ona to, to "coś" to musi być Justin !
O matko ! Że też od razu na to nie wpadłam. Ale słodkie bobasy... I nawet się nie kłóciliśmy.. Hm. Nowość.
Dlaczego ja tego nie pamiętałam ? Czy my często się widywaliśmy ? Dlaczego to się skończyło ? - znowu nasunęło mi sie kilka pytań. I znowu nie umiałam
na nie odpowiedzieć. W każdym razie wiem, że muszę się czegoś więcej na ten temat dowiedzieć..
- Dzyyń ! - z moich rozmyśleń wyrwał mnie dźwięk dzwonka.
- Rose otwórz proszę - pognałam siostrę. Ta zeszła na dół i posłusznie wykonała polecenie.
- Sam to do Ciebie - krzyknęła. Zeszłam na dół. W drzwiach stał...



Proszę no i jest 3 :).

Mam nadzieję, że się spodoba.

Pytacie czemu nie daję rozdziału.

A czemu mam dawać jak i tak tego nikt nie czyta ?

Szkoda mojego i waszego czasu tylko.

Do następnego < 333

niedziela, 8 lipca 2012

2. Zachowujecie się jak najgorsza patologia.

- Przepraszam Cię - wyszeptałam.
- Ale za co słonka ? - zapytała udając, że nie wie o co chodzi.
- Za dobrze mnie znasz, żebyś nie wiedziała - odpowiedziałam i wymusiłam lekki uśmiech.
- Mnie nie masz za co przepraszać, ale.. - zaczęła, ale nie dokończyła, bo znów ktoś pukał..
Tym kimś okazał się być oczywście Justin..
- Mogę ? - zapytał smutno. Pattie przytaknęła. Chłopak wszedł do pokoju, a ja skuliłam nogi i schowałam w nich głowę.
Nie wiem dlaczego, ale nie chciałam by widział moje łzy. Myślałam o tym co chciała powiedzieć Pattie.
Czy ja powinnam go przeprosić ? Nie, nie ma takiej opcji. Całkowicie ją wykluczam... A może jednak ?
Nie. Jestem Samantha Victoria Sousse i nie będę przepraszać kogoś takiego. Nie pozwala mi na to moja duma.
Uniosłam lekko głowę i zorientowałam, że siedzię między nimi, a oni dziwnie mi się przyglądają.
- Coś nie tak ? - wydukałam. Justin automatycznie odwrócił wzrok w przeciwną stronę. Zapadło głębokie milczenie.
Ta sytuacja robiła się coraz bardziej niezręczna.
- Nie chcę Was wyrzucać, ale zrobiło się już późno, a ja jutro idę do tej cholernej szkoły - wysyczałam.
To było chyba najgłupsze zdanie jakie wypowiedziałam w swoim krótkim chociaż urozmaiconym życiu.
Nic nie odpowiedzieli tylko posłusznie wyszli. O taak.
- Sam ma władzę !! - haha śmiałam się jak głupia nie wiem z czego.
Wstałam i udałam się do mojej łazienki. Tak życie w luksusie jest cudowne. Patrząc na to z innej strony
posiadanie bogatych rodziców ma też pewne plusy. Włosy spięłam w lekkiego koka, nalałam pełną wannę wody
dodając wszystkie możliwe olejki. Sam ma teraz czas na relaks. Zamknęłam się w łazience i w pełni oddałam relaksowi.
Zaszyłam się na dobrą godzinę. Zmyłam z siebie wszystkie dotychczasowe problemy i postanowiłam coś w sobie zmienić.
Zaczynam od jutra. Po wyjściu przebrałam się w moją piżamę i wskoczyłam do mojego cieplutkiego, wielkiego łóżka. Przed snem
wysłałam jeszcze krótkiego sms-a do Nicole z pytaniem czy wiebierzymy się jutro na zakupy..
Cholera zapomniałam. Całkowicie zapomniałam, że jestem uziemiona. Mój kochany tatuś dał mi szlaban... Eh .
- No dobra czas... - nie zdążyłam skonczyć, bo zasnęłam. Następnego ranka obudził mnie hałas dochodzący z dołu.
No tak rodzice znów się kłócą. Spojrzałam na zegarek. 5:30 - cholera.
- Dziękuje - mruknęłam pod nosem. Schowałam się pod kołdrę i spróbowałam zasnąć. Bezskutecznie. Ich krzyki były coraz
głośniejsze. Miałam tego serdecznie dosyć. Zarzuciłam szlafrok i zeszłam na dół. Weszłam do kuchni i zaczęłam z irytacją
przysłuchiwać się ich rozmowie.
- Mówiłem, że te materiały miałaś wysłać do tej firmy ! - krzyczał ojeciec rzucając w stronę mamy jakąś kartkę.
- A skąd ja to do jasnej cholery mogłam wiedzieć ! - wrzeszczała moja rodzicielka...
- Aaaaaa !!! - stanęłam między nimi i wydarłam się najgłośniej jak umiałam.
- Czego się drzesz ? Nie widzisz, że rozmawiamy ? - warknął surowo w moją stronę tato.
- A Wy trzego się drzecie ? Spać nie idzie. I nie, nie widzę. Bo wy nie rozmawiacie ! Zachowujecie się
jak najgorsza patologia ! Mam tego dosyć ! - krzyczałam, a po mojej twarzy spłynęło kilka gorzkich łez.
- Nienawidzę Was ! - wykrzyczałam i wróciłam do swojego pokoju, ubrałam się i poszłam do szkoły. Tak jest 6:30, a ja idę do szkoły.
Przecież to chore ! Ale w tym domu nie da się wytrzymać.. Po drodze postanowiłam wstąpić do Nicole. Muszę jej wszystko powiedzieć
i niestety odwołać nasze spotkanie. Miałam cichą nadzieję, że już nie śpi. Nie myliłam się. Otwarła mi drzwi ona we własnej osobie.
- Hey - powiedziała na dzień dobry i cmoknęła mnie w policzek.
- Siemka - powiedziałam wysilając się na uśmiech.
- Co tak wcześnie ? - drążyła.
- Nie mogłam spać - skłamałam, ale tylko trochę ! W końcu nie mogłam spać przecież.
- Właź - powiedziała i wskazała na swój pokój. Posłusznie weszłam i usiadłam na fotelu w jej pokoju.
- A tak serio ? - zapytała ponownie.
- Dobra wygrałaś - mruknęłam i opowiedziałam jej wszystko. Przysłuchiwała się mojej opowieści z zainteresowaniem.
- Twoi rodzice mają tupet. Nie wytrzymałabym - powiedziała gdy skończyłam.
- Dzięki, to mnie pocieszyłaś - wysyczałam. Zapadła chwila milczenia.
- Czyli z naszych zakupów nici ? - zapytała po chwili dla pewności..
- Chyba tak. Będę uziemiona z tym jak mu tam.. - mówiłam
- Justinem. - dodała Nicole.
- Właśnie ! - wykrzyczałam aż moja przyjaciółka podskoczyła, po czym ubrałyśmy się i ruszyłyśmy do szkoły
W szkole cały dzień przebiegł w spokojnym tempie. Dziś dostrzegłam, że Justin czy jak mu tam chodzi z nami do klasy.
Wcześniej nie zwróciłam na to uwagi. Wiedziałam, że chodzimy do tej samej szkoły, ale do klasy.. ?
No cóż nie będę sobie nim głowy zawracać. Na ostatniej lekcji poczułam, że w moim żołądku dzieje się coś dziwnego.
Dokładnie tak jak zazwyczaj przed sprawdzianami. No tak. Bałam się. Cholernie bałam się jak zareagują moi znajomi jak
zobaczą z kim wracam do domu. Będę musiała jakoś się ukryć tak żeby mnie nie poznali.
- Dzyyń ! - moje przemyślenia przerwał dzwonek oznaczający koniec lekcji. Ostatniej w tym dniu. Szybko wybiegłam z klasy.
Nie chciałam spotkać Biebera. Miałam cichą nadzieję, że nie trafi do auta. W końcu nie codziennie (jak ja) ma okazję jechać
takim autem prawda ?
Po drodze natknęłam się na mojego chłopaka Kaya.
- Hey gdzie tak pędzisz ? - zapytał i pocałował mnie delikatnie.
- Do domu - wyszczerzyłam się.
- Mogę Ci potowarzyszyć ? - zapytał.
- Przykro mi, ale nie. Mam szlaban jestem uziemiona - wyszeptałam.
- Oh szkoda - powiedział zrezygnowany.
- W dodatku starzy załatwili mi korki od jakiegoś Justina. Mówię Ci koleś jest dziwny.
I chodzi ubrany jakby ze śmietnika wylazł - mówiłam. Nie zauważyłam, że całej naszej rozmowie przygląda się właśnie ten,
ze śmietnika. Patrzył na nas z żalem w oczach. Zrobiło mi się strasznie głupio. Chciałam podejść do niego, ale gdzieś pobiegł.
Szukałam go w całej szkole, ale nie znalazłam go. Zrezygnowana udałam się do auta, w którym mój tato już dawno na mnie
czekał. Otwarłam tylne drzwi z przyciemnianymi szybami. Wsiadłam i zaniemówiłam. Chłopak jakby nigdy nic siedział już
i w najlepsze rozmawiał z moim ojcem.
- No nareszcie, ile można na Ciebie czekać - powiedział mój rodziciel. (xD) Powiedziałam coś w rodzaju sory, włożyłam słuchawki
i udałam, że nic się nie stało. Bieber nic nie mówił tylko cały czas z rozbawieniem mi się przyglądał.
- O co ci chodzi ? - zapytałam z irytacją..
- Nic, chciałem powiedzieć, że ładnie śpiewasz - odpowiedział i uśmiechnął się złowieszo..
Aww. Miał taki słodki uśmiech...

wtorek, 3 lipca 2012

1. Miał starą koszulkę, przetarte jeansy i zniszczone trampki.

No coż będę musiała czekać do wieczora...
Po zjedzeniu wstałam od stołu i podeszłam do szykującej kolację (?) Pattie.
- Dziękuje - wyszeptałam i wtuliłam się w nią. Wiedziałam, że na pewno wpadła na jakiś znakomity pomysł.
No i wiem, że nie wyda mnie przed rodzicami. A swoją drogą, dziwne, że ona nie ma męża. Przecież jest
cudowną kobietą... Wróciłam na górę do swojego pokoju w nieco lepszym humorze. Może to ta dzisiejsza "niespodzianka", jak to
nazwała Pattie tak na mnie wpłynęła. Hm. Nic trzeba będzie trochę się pouczyć. Ferie tuż, tuż, ale nauka nadal obowiązuje. Niestety..
A może stety ? Może uda mi się jeszcze trochę podciągnąć oceny przed wywiadówką.. Uh. Na samą myśl o niej przechodzą mnie dreszcze.
- Od czego zaczynamy ? - zapytałam samą siebie szukając na półce książek.
- Nie, nie, nie,... TAK ! - wrzasnęłam i jednym ruchem wyjęłam podręcznik od Biologii. Fuuj. Nienawidzę tegoo. Najgorszy przedmiot w historii.
Otworzyłam podręcznik na tym temacie, który właśnie przerabiamy.. Próbowałam się skupić i czegoś nauczyć, ale co chwilę coś mnie
rozpraszało. I tak minęło kilka godzin mojej zaciętej walki z koncentracją..
- Sam, Sam zejdź do nas proszę - usłyszałam wołanie mamy z dołu. Spojrzałam na zegarek. 17:40. To dziwne. Przecież ona rzadko bywa o tej godzinie w domu.
W ciszy zeszłam na dół. Tam wszyscy już byli i patrzyli na mnie z bananem na twarzy xd.
- Yyy coś przegapiłam ? Mamo ? Tato ? - pytałam zdezorientowana.
- Nie córeczko. Mamy dla Ciebie małą niespodziankę - zaczęła mama.
- Wiemy od Twojej wychowawczyni, że w tym semstrze bardzo pogorszyłaś swoje oceny.. - dopowiedział tata.
- Dlatego wraz z Johanem tzn. z Twoim ojcem postanowiliśmy poszukać kogoś kto Ci pomoże - zakończyła mama.
- Wow. Skąd to nagłe zaineresowanie ? Jakoś przez ostatnie 10 lat nie bardzo Was to ruszało - kpiłam..
- A Pattie znalazła kogoś w sam raz dla Ciebie ! - powiedział ucieszony ojciec udając, że nie słyszał tego co powiedziałam. Moje oczy nabrały zdumienia.
- Tak. Pomyślałam, że skoro potrzebujesz pomocy to lepiej niech to będzie ktoś kogo znasz.. - teraz głos zabrała Pattie.
- A mianowice mam na myśli...mojego syna... Justin chodź do nas - zawołała w stronę kuchni.. Po chwili wyłonił się z niej cień chłopaka.
Justin ? Cholera przecież nie znam nikogo takiego...
- Dzień Dobry państwu. Witam Sam.! - powiedział i staną tuż obok Pattie. Miał starą koszulkę, przetarte jeansy i zniszczone trampki.
Ktoś taki ma mnie uczyć ?
Zaraz, zaraz przecież ja go znam ! Ale chwilia..
On + Pattie = Rodzina ? Przecież Pattie nie ma męża.. ale on ? Kim on jest do cholery ? Przecież on nie może być jej synem.
Wiedziałabym o tym, prawda ? - w mojej głowie rodziły się pytania.
- To niemożliwe - wyszeptałam i w tej samej chwili wzroki wszystkich przebywających w tym pomieszczeniu zostały skierowane na mnie.
- Coś Ci się nie podoba moja droga ? - zapytał surowym tonem ojciec..
- Od teraz będzie Cię uczył 3 godziny dziennie. Z wyjątkiem niedziel. Będę Was odbierał ze szkoły i zawoził do domu - zakończył.
- Nie. Nie zgadzam się ! Nigdy w życiu ! - zaczęłam krzyczeć.
- A ty moja droga panno nie masz w tej chwili nic do gadania ! - wykrzyczała matka.
- Nienawidzę Was ! - krzyknęłam w stronę rodziców.
- I Was też ! - zwróciłam się do Pattie i jej syna. Pobiegłam do swojego pokoju. Zamknęłam drzwi, usiadłam na parapecie i zaczęłam płakać.
- Nienawidzę, nienawidzę tego cholernego życia. Tak nie może być. Przecież jeśli one mnie zobaczą z nim.. Wolę nawet nie myśleć - wyszeptałam cicho.
Moje użalenia przerwało pukanie do drzwi.
- Czego ? - warknęłam powoli zbliżając się do drzwi.
- Mogę na chwilę ? - usłyszałam głos po drugiej stronie.
Otwarłam drzwi i ujrzałam.. Pattie. Chciałam zamknąć drzwi spowrotem, ale za bardzo ją lubiłam by to zrobić. Obie usiadłyśmy na łóżku.
- Dlaczego, dlaczego nie powiedziałaś, że masz syna ? - zapytałam, a po moich zapłakanych policzkach spadła koleja łza.
- Bo mnie nigdy o to nie zapytałaś - odparła z uśmiechem. Ach no tak. Na głupie pytanie, głupia odpowiedź. Teraz przypomniała mi się sytuacja
sprzed tygodnia. Wtedy z dziewczynami strasznie ośmieszyłyśmy Justina i jego kolegów. Zrobiło mi się strasznie głupio.
- Przepraszam Cię - wyszeptałam.
- Ale za co słonko ? - zapytała udając, że nie wiem o co chodzi.
- Za dobrze mnie znasz, żebyś nie wiedziała - odpowiedziałam i wymusiłam lekki uśmiech.
- Mnie nie masz za co przepraszać, ale... - zaczęła, ale nie dokończyła, bo znów ktoś pukał..

sobota, 30 czerwca 2012

BOHATEROWIE I PROLOG.

dobra postanowiłam dodawać tutaj też opowiadanie z oneta.
no to jedziemy .

Bohaterowie :
Samantha, Victoria Sousse - 14 letnia dziewczyna mieszkająca w prowincjonalnym miasteczku Stratford.
Pochodzi z bardzo bogatej rodziny. Ma młodszą siostrę Rose.
Jest najpopularniejszą dziewczyną w szkole, a zarazem królową tutejszej elity.
Wraz ze swoimi przyjaciółkami naśmiewają się z tych "gorszych". Nie akceptuje ich. Uważa, że jeśli człowiek nie nosi markowych ciuchów i dodatków nie jest wart zauważenia. Miłość ? W jej słowniku nie ma takiego wyrazu. Jej chłopakiem jest najlepszy hokieista w szkole - Kay. Chodzi z nim tylko ze względa na jego popularność. Interesje się modą i rozrzucaniem kasy.
Czy to się zmieni .?

Nicole Andreey - 14 letnia dziewczyna. Najlepsza przyjaciółka Samanthy. Nie pochodzi z zamożnej rodziny i ukrywa to jak tylko może. Należy do szkolnej "elity". Mieszka w bogatej dzielnicy miasta tylko ze względu na to, że jej matka odziedziczyła tam po swoim stryju dom. Ma maleńką przyrodnią siostrę Carmen. Jej chłopakiem jest starszy o rok Matt, który również jest hokeistą.
Czy prawda wyjdzie na jaw ?

Justin Bieber - 14 letni chłopak. Pochodzi z bardzo biednej rodziny. Mieszka z matką w najbiedniejszej części miasta. Jest jednym z obiektów drwin "elity". Jego najlepszym przyjacielem jest młodszy o rok Christian. Dorabia grywając i śpiewając na schodach teatru. Ma wielki talent, ale stara się to ukryć. Chodzi z siostrą Christiana, rówieśniczką Caitlin.
Czy w końcu ktoś doceni jego talent ?

Christian Beadles - 13 letni chłopak. Brat Caitlin, najlepszy przyjaciel Justina. Mieszka z rodziną w tej bogatszej części miasta, ale nie uważa się za lepszego. Jego pasją jest kolekcjonowanie czapek xd. Ma wielkie powodzenie, chociaż nie ma dziewczyny, której stale szuka.
Czy w końcu ją znajdzie .?

PROLOG:
Prolog.
Nienawidzę, nienawidzę ! - darłam się jak opętana.
- Czy coś się pani stało ? - zapytał mój kierowca.
- A co pana to obchodzi ? - wysyczałam i zaczęłam kopać w przednie siedzenia.
- Głupia szkoła.. - mówiłam pod nosem.
Tak dziesiejszy dzień mogę zaliczyć do jednego z najgorszych w moim życiu.
Dlaczego ta szkoła musi być głupia ? - zastanawiałam się. Oby tylko rodzice się
nie dowiedzieli. Zresztą przecież ich to nie interesuje. Pewnie nikt się nie zorientuje, że zwiałam z lekcji.
Dwa zagrożenia. Kto by pomyślał ? Ja przykładna uczennica mająca zawsze średnią powyżej 5 będzie zagrożona z 2 przedmiotów ?
Dojechaliśmy pod dom. Jak najszybciej chciałam pobiec do swojego pokoju, ale zatrzymał mnie tato... Co on robi w domu ?!
Jakieś święto jest dzisiaj ?! Coś przegapiłam ?!
-Gdzie byłaś?!-pytał
-No gdzie mogłam byc?! W szkole.. - skłamałam
Patrzył na mnie i wiedziałam, że zaraz będzie kazanie, które końca nie będzie miało, a mój tatuś wlepi mi kolejną karę, a potem ją odwoła.
Super wychowanie.Już bym wolała żeby mnie bili, ale zawsze byli.
- Dziwne, że dzwoniła twoja wychowawczyni i pytała czy zachorowałaś, bo zawsze chodziłaś do szkoły, a dziś pierwszy raz Cię nie było..-mówił
No to super. Nagle wszyscy mnie zauważyli i zaczęli interesowac.
Pewnie moje "ukochane" koleżanki, które widziały mnie uciekającą poinformowały wychowawczynie o tym, że jestem chora i coś mi się stało, a one tak się martwią.
Nienawidzę tych idiotek. Są nikim. Nie mają niczego. Po prostu mi zazdroszczą.
- Nagle się mną interesujesz? Muszę sobie gdzieś to zapisac! Czekaj, czekaj, to pierwszy raz od pięciu lat? Nie no, postarałeś się! - drwiłam
Tato kipiał ze złości, a ja zamierzałam w końcu iśc do swojego pokoju, ale on zatrzymał mnie przy wejściu.
- Jak ty do mnie mówisz?! Nie jestem twoim kumplem!-krzyczał
- A kim?! Ojcem też nie..-warknęłam
Emocje nabrały zenitu, a ja miałam ochotę uderzyc własnego ojca i wiem, że on mnie też, ale oboje powstrzymaliśmy się, bo mogłoby dojśc do nieszczęścia.
Teraz widac jakie moje idealne życie jest beznadziejne.
-Dosyc tego! Masz karę! Odbieram i zawożę Cię do szkoły, sam! Nie wychodzisz nigdzie poza nią!-krzyczał
Teraz to dopiero mnie zirytował.
- Może zamkniesz mnie w metalowej klatce z małpami ? - krzyczałam.
Ojciec też już nie wytrzymał.
-Do swojego pokoju!-krzyknął
Po czym popchnął mnie, a ja upadłam na dywan. Zamknął drzwi, a ja rzuciłam w nie poduszką. Nienawidzę ich, nienawidzę! Nie mam idealnego życia tak jak wszyscy myślą!
Jestem samotna! Wzięłam telefon i wykręciłam numer do Nicole. Jednakże ta nie odbierała.Tak, nawet przyjaciółki opuszczają mnie w takich momentach.
Zostaje mi wziąc tabletkę i zasnąc na wieki.I tak nikt by niezauważył, że umarłam.Jestem dla nich głupiutkim dzieckiem bez ambicji i bez serca.
Myślą, że nie mam uczuc i traktują mnie jak rzecz. Czy ja będę w końcu kiedyś normalna?! Założę się, że nawet w wieku trzydziestu lat będą traktowali mnie jak pięciolatkę!
Wzięłam kawałek kartki i zaczęłam rysować. Po godzinie powstał pewien portret.
- Nie wytrzymam tak dłużej ! - zaczęłam wrzeszczeć.
Po chwili podskoczyłam i uświadomiłam sobie, że zwariowałam. Rozmawiam sama ze sobą, wyżywam się na własnym ojcu. Niedługo zacznę chodzic po ścianach i jeśc tynk.
- Sam ! Sam ! - usłyszałam wołanie z dołu. To był głos Pattie. Naszej pomocy domowej. Zapewne jest już obiad.
W ponurym nastroju zeszłam na dół i usiadłam do stołu.
- Mała co jest ? - zapytała podając mi talerz z obiadem. Pattie była jedyną osobą ta tej Ziemi, którą chociaż trochę interesowało moje życie i problemy.
Opowiedziałam jej wszystko.
- Hm.. - mruknęła zamyślona.
- Mam pewien pomysł - powiedziała.
- Jaki ? Jaki ? - zapytałam podekscytowana.
- Zobaczysz wieczorem - odpowiedziała i puściła oczko.
No cóż będę musiała czekać do wieczora...


JAK NIE BĘDZIE SENSU TO NIE BĘDĘ PISAĆ TU BO PO CO?
ROBIĘ TO DLA LUDZI, A NIE DLA SIEBIE. JAKBY TO ODE MNIE ZALEŻAŁO JŻ DAWNO RZUCIŁABYM TO W CHUJ . PISZCIE NA GG : 24211673
CHCIAŁABYM WIEDZIEĆ CZY JEST SENS PISANIA.
NARA.

sobota, 23 czerwca 2012

koniec tego bloga .

postanowiłam skończyć z tym blogiem no. to opowiadanie przeniosłam na nowego bloga, wydaje mi się, że tam będzie się lepiej czytać. pousuwałam tam wszystkie notki no i zaczynam od nowa. nie wiem czy mi się uda. przecież tyle razy zawodziłam. nawet nie wiecie jakie to cudowne uczucie jak pisze do Ciebie tyle osób i pytają o kolejne rozdziały. to jest niesamowite uczucie, daje mi to potężnego kopa do pracy no i piszę. czasem mi to wychodzi, czasem rozdziały okazują się totalną porażką. będę tęsknić, cholernie tęsknić za tym wszystkim. poznałam tutaj wiele wspaniałych osób, o których nigdy nie zapomnę, rozumiecie ? nigdy wam tego nie zapomnę, bo dzięki wam jestem tutaj dziś, dzięki wam żyję, bo miałam po co. nie wiem co by było gdybym wtedy nie pisała, to wszystko dodawało mi sił do walki. dziękuję każdemu z osobna i wszystkim razem. nawet tym, którzy czytali nie udzielając się. jeszcze raz wielkie DZIĘKI. kocham to. http://justinbieberofstory.blog.onet.pl/

wtorek, 5 czerwca 2012

3. Musimy pogodzić się z tym co jest i cieszyć się tymi ostatnimi chwilami..

W głowie miałam mętlik, tak bardzo martwiłam się o mamę i ten chłopak. Wydawał się być miły, jednak bardzo tajemniczy. Dość Caroly, teraz najważniejsza jest mama, szkoła i praca. Musisz zarobić, musisz być silna. Dasz radę, przecież dawałaś dotychczas. Znajdzie się dawca, przecież to kwestia czasu. Właśnie czas. Jest go coraz mniej. Dni mijają nieubłagalnie, a stan zdrowia mamy pogarsza się, ale przecież musi być jakiś sposób - myślałam aż w końcu zasnęłam.. O 6 usłyszałam dzwięk budzika. Mimo tak krótkiego snu, czułam się niezwykle zrelaksowana. Wykonałam poranną toaletę, zjadłam śnadanie, po czym ruszyłam do szkoły. Już przy drzwiach wejścowych do budynku ujrzałam Samanthe. Lubię ją najbardziej ze wszystkich osób w szkole, jednak nie nazwałabym ją swoją przyjaciółką. Czasami odnoszę wrażenie, że rozmawia ze mną tylko dlatego, że mam jakikolwiek kontakt z panem Gwiazdą. - I jak, i jak? - zapytała na starcie. - Cześć - odpowiedziałam z ironią. - Ach tak cześć, wybacz - odparła nieśmiało. - W porządku - uśmiechnęłam się. - Więc jak było? - No, a jak miało być? - No nie wiem, ty mi powiedz, umieram z ciekawości! - mówiła z przejęciem. - Tak jak każdego innego dnia - rzuciłam obojętnie. - Rozmawiałaś z nim? - dopytywała. - Przecież to nie uniknione.. - No, ale.. - i w tym momencie zadzwonił dzwonek sygnalizujący rozpoczęcie lekcji, więc uniknęłam dlaszych opowieści. Szczerze mówiąc nie wiem co ona w nim widzi. Chłopak jak każdy inny, no może jest bardziej arogancki, egoistyczny i samolubny niż inni, ale to nic nie zmienia. Dzień minął bardzo spokojnie, aż sama byłam zdziwiona. Dochodziła 15 i jeszcze dzisiaj nic złego się nie wydarzyło. Niesamowite - mruknęłam zabierając z szafki książku i ruszyłam w stronę wyjścia, po czym udałam się do szpitala. Na szczęście mam do niego jakieś 15 minut pieszo i nie muszę tracić pieniędzy na metro. Po drodze kupiłam trochę owoców, mama bardzo je lubi. Niedługo potem znalazłam się w szpitalu, szybkim krokiem podążyłam do wyznaczonej sali. Stanęłam przy oknie przez które było widać salę. Leżała tam moja mama, moja biedna, samotna i bezbronna mama. Do moich oczu napłynęły łzy. W mojej głowie znowu pojawiło się pytanie. Dlaczego ona? Dalczego właśnie ona musi tak cierpieć? Czym ona zawiniła? Nie rozumiałam tego i szczerze mówiąć nie chciałam rozumieć. Wolnym krokiem przekoroczyłam próg sali. Była taka nijaka, zupełnie mi obca. Nie chciałabym tu leżeć nigdy w życiu.. Cicho usiadłam na krześle, po chwili oczy mamy otwarły się. - Przepraszam nie chciałam cię obudzić - powiedziałam cicho. - Nie spałam - uśmiechnęłam się delikatnie. Odwzajemniłam uśmiech. - Mamo tak bardzo się wczoraj martwiłam - mówiłam, a po mojej twarzy spłynęło kilka łez. - Nie potrzebnie Caroly, niepotrzebnie, wszystko w porządku - szepnęła. - Mamo, wiem jak jest. Nie martw się znajdę dawcę, choćbym miała go wyciągnąć spod ziemi rozumiesz?- miałam ochotę wrzeszczeć, ale nie zrobiłam tego. To byłoby nie na miejscu. - Caroly, nie musisz. Nie jesteśmy w stanie już nic zrobić, musimy pogodzić się z tym co jest i cieszyć się tymi ostatnimi chwilami.. - ostanie słowa wypowiedziała bardzo cicho, jednak na tyle bym mogła je usłyszeć. - Damy radę, zobaczysz, jeszcze będziemy szczęśliwe - mówiłam, ale wcale tak nie było, nawet sama nie wierzyłam w te słowa.. - Kocham cię - wyszeptała. - Ja ciebie też - odparłam.. Posiedziałam jeszcze chwilę, po czym musiałam już pójść. O 17 zaczynałam pracę. Miałam 30 minut. Musiałam się spieszyć, w przeciwnym razie ryzykowałabym utratę pracy. Doszłam idealnie na czas. - Dzień dobry - przywitałam się widząc Justina siedzącego w kuchni. - Oo dobrze, że już jesteś - odpowiedział uśmiechając się. To było bardzo dziwne, jednak na wszelki wypadek postanowiłam odwzajemnić uśmiech. - Coś się stało? - zapytałam. - Nie wszystko w porządku, niedługo przyjdzie Selena przygotuj coś do zjedzenia i na dziś jesteś wolna - mówił, a uśmiech nie schodził mu z twarzy. - Oczywiście - Bardzo ucieszyłam się na te słowa. Będę mogła trochę odpocząć. Dzisiaj piątek, mogę dłużej posiedzieć i przemyśleć wszystko. Wykonałam swoje zadanie, pożegnałam się i ruszyłam do domu nim jeszcze księżniczka raczyła przyjść do swojego księcia. Szczerze mówiąc zazdrościłam im trochę, ale bałam się przyznać do tego samej sobie. Byli szczęśliwi, kochali się. Mieli wszystko co potrzebne do szczęścia, nawet te cholerne pieniądze.. Spieszyłam się bardzo, bo przypomniał mi się ten chłopak i nasza wczorajsza rozmowa. Uśmiechnęłam się na samą myśl o nim, nie wiem dlaczego. Nawet go dobrze nie znałam. Praktycznie nie wiedziałam o nim nic, tylko tyle, że mógł mieć na imię Christian, co wywnioskowałam po jego nicku.. W domu wzięłam długą kąpiel, poczytałam książkę, zjadłam kolację i zasiadłam przed urządzeniem potocznie nazywanym komputerem. Zalogowałam się do gry i wkroczyłam do tamtego świata. Bardzo mi zaimponował, chciałam go poznać coraz bardziej. Rozglądałam się dookoła w poszukiwaniu chłopaka, ale nigdzie go nie było. Dochodziła 22, może jeszcze za wcześnie - przemknęło mi przez myśl. Prosił żebym była, więc sam powinien również się pojawić chociażby z grzeczności. Postanowiłam trochę się rozejrzeć. Chodziłam różnymi uliczkami mijając różne miejsca, różnych ludzi, różne sklepy. Byłam w tym szczęśliwym świecie, jednak bardzo chciałam znaleźć drogę do tamtego miejsca. Tego w którym panował smutek, ból i rozpacz. Tutaj wszystko było takie szczęśliwe.. Nie pasowało do mnie i mojego życia. Podążałam uliczkami kiedy nagle poczułam czyiś dotyk na moim ramieniu. Wystraszyłam się bardzo, ale po chwili zrozumiałam, że to symulator. Odwróciłam się i ujrzłam chłopaka. Tego samego co wczoraj. - Cieszę się, że jesteś - znowu nad jego postacią pojawiła się chmurka z wiadomością. - Ja także - odparłam. - Masz na imię Caroly, tak? - zapytał. - Tak, a ty jesteś Christian? - Tak.. Chodź oprowadzę cię. - Będzie mi miło - odpowiedziałam. Szliśmy różnymi uliczkami, Christian pokazywał mi kolejno różne miejsca. Podobało mi się, nawet bardzo podobał mi się ten świat. - A teraz zaprowadź mnie tam gdzie wczoraj - odważyłam się napisać w końcu. - Dlaczego? Nie podoba ci się tutaj? - zapytał zdziwiony. - Podoba, ale to chyba nie jest miejsce dla mnie. Moje realne życie bardziej przypomina tamto miejsce niż to.. - Rozumiem, w takim razie chodźmy, ale tylko na chwilę, bo.. - i w tym momencie z gry wyrwał mnie dźwięk telefonu..

poniedziałek, 4 czerwca 2012

2. People help the people .

- Jeżeli w najbliższym miesiącu nie znajdzie się dawca too... - szepcze. - Too..? - powtarzam ostatnie słowo. - Wszystko będzie stracone i nie będziemy w stanie nic zrobić. - odpowiada ze smutkiem. Rozłączam sie i rzucam słuchawką. - To nie, to niesprawiedliwe ! Boże ! Powiedz mi dlaczego nam to robisz ? Co my ci zrobiłyśmy. Nie możesz jej zabrać, rozumiesz ! Zabierz mnie, ale nie ja. Proszę - krzyczę dławiąc się łzami. Byłam zdezorientowana. Marzyłam by to wszystko to był jeden cholerny sen! Czułam się samotna, tak jakby właśnie cały świat się ode mnie odwrócił. - Caroly, musisz wziąć się w garść. Wszystko się jakoś ułoży, Bóg nad wami czuwa i nie pozwoli by którejkolwiek z was stało się coś złego - powtarzałam w myślach. Tak też zrobiłam. Wzięłam długą i relaksującą kąpiel, po czym usiadłam przed komputerem. To urządzenie nie odgrywało w moim życiu żadnej ważnej roli. Używałam go bardzo krótko i rzadko. Po prostu musiałam chociaż na chwilę zapomnieć o wszystkich problemach. Nie miałam pojęcia co można tutaj robić . Po prostu wpisałam "Gra relaksująca". Wybrałam pierwszy wyszukany wynik. Ekran komputera nabrał ciemnych barw. Przestraszyłam się trochę. "Wybierz nick i kliknij DALEJ" - wyświetlił się komunikat. Nick? Zaraz chyba chodzi o nazwę. Hmm - zaczęłam się zastanawiać, ale nic sensownego nie przychodziło mi do głowy. Po dłuższym namyśle wpisałam po prostu Caroly i zgodnie z instrukcją kliknęłam na start. Następnie moim oczom ukazała się postać. "Wybierz postać najbardziej pasującą do Ciebie. Moim oczom ukazało się kilkanaście różnych postaci i ktegorii. Po wielu minutach w końcu wykreowałam własną postać. Miała długie, ciemne włosy. Smukłą sylwetkę i piękne czekoladowe oczy. Może nie do końca była podobna do mnie, ale przecież to tylko gra. Przycinęłam START i gra się rozpoczęła. Zobaczyłam bardzo dużą listę najróżniejszych pokoi. Czytałam po kolei nazwy : "Life is brutal" - życie jest brutalne. Po ostatnich wydarzeniach mogłabym się z tym zgodzić bez wahania, ale jednak postanowiłam czytać dalej. "Love only you" - kocham tylko Ciebie. Tak to prawda. Jedyną osobą, którą w życiu kochałam była moja mama, ale myślę, że nadal nie znalazłam tego czego szukam. "The world will belong us" - ten świat będzie należał do nas, nie to zupełnie odpada. "Born to be somebody" - tak, bo ja na pewno urodziłam się po to by być kimś.. - na mojej twarzy pojawił się lekki uśmiech. Szukałam tak jeszcze dobrych 10 miniut, nie mogłam znaleźć tego czego szukałam. W zasadzie to nie wiem czego szukałam, w każdym razie dotychczas tego nie znalazłam... - A może ten ! - wydobył z siebie cichy pisk. "People help the people" - ludzie pomagajcie ludzią. To jest to czego szukam! Ekran zaczął wirować. Wszystko nabrało czarnych barw. Po chwili ujrzałam miasto, miasteczko. W każdym razie nie było to realne. To tylko tysiące pikseli. Zauważyłam poruszających się ludzi, sklepy, samochody. Zupełnie jak w świecie realnym, jednak było w tym coś innego. Coś co czyniło to miejsce innym. To byli ludzie.. Szczęśliwi, uśmiechnięci ludzie. Pomagali sobie, to był naprawdę niesamowity widok. Czułam się jakbym była w jakimś innym, obcym, nieznanym mi świecie.. Wszystko do czasu gdy ujrzałam skuloną postać. Siedziała pod jednym z budynków. Była inna niż wszystkie, które dotychczas tu ujrzałam. Była smutna. Nie wiem jak to się stało, ale w jednej chwili znalazłam się przy niej. Moja postać przyglądała się drobnemu, skulonemu.. chłopakowi. Tak na razie udało mi się ustalić, że jest chłopakiem. Zaczęłam się zastanawiać dlaczego jest smutny, przecież tutaj wszystko jest takie szczęśliwe. Chciałam zapytać o co chodzi, ale w tym momencie jego postać podniosła się i spojrzała na mnie. Ogarnęło mnie przerażenie, ale nic nie powiedziałam. Chłopak wskazał ręką jakiś punkt, po czym pobiegł w jego stronę co jakiś czas obracając się i sprawdzając czy podążam za nim. Tak pobiegłam za nim. W sumie to nie miałam nic do stracenia. Z każdym krokiem robiło się coraz ciemniej. Wszystko traciło swoje kolory. W końcu chłopak przystanął, a ja po chwili dobiegając do niego także. Wszystko się zmieniło. Teraz było tu tak realnie. To była rzeczywistość. Ciemność, smutnek, płacz i żal. Bliskie mi uczucia. Tutaj wszyscy tacy byli smutni, przygnębieni. Nie rozumiałam o co chodziło, dlaczego przyszedł tutaj, dlaczego mnie przyprowadził.. Po chwili pojawiła się nad nim chmurka, zupełnie tak jak w komiksie. - Witaj Caroly - na białym dymku pojawiła się wiadomość. - Witaj Christian94 - odpowiedziałam. - Czego tutaj szukasz? - pojawiła się kolejna wiadomość. - Sama nie wiem. Weszłam tu przez przypadek, a ty? - odpowiedziałam po krótkiej chwili. - Szczerze mówiąc trafiłem tutaj tak jak ty, najwidoczniej los chciał abym pozostał dłużej - odparł. - Rozumiem.. O co tutaj chodzi? - zapytałam nieśmiało. - To świat taki jak nasz tyle, że tutaj w każdej chwili możesz go zatrzymać, co niestety w życiu realnym nie jest możliwe - odpisał. - Tak, niestety, co tutaj można robić? - zadawałam kolejne pytania. Bardzo chciałam się dowiedzieć czegoś więcej. - To samo co w świecie realnym, tyle że o wiele prościej, poznajesz ludzi, pracujesz, po prostu żyjesz - pisał. - A dlaczego wybrałeś akurat twn pokój? - pytałam dalej. Tak wiem, może nie powinnam, ale napisałam to bez przemyślenia i nie mogłam cofnąć. - Bo jego nazwa mnie poruszyła. W życiu relnym wcale tak nie jest. Ludzie są źli i podli, a tutaj myślałem, że będzie inaczej i wcale się nie myliłem, jednak są też tutaj pewne pułapki - odpowiedział. - Jakie pułapki? - dociekałam. - Wkrótce sama się przekonasz - odparł. Spojrzałam na zegarek, dochodziła 2.. Przecież jutro szkoła, szpital, praca.. - Mhm, przepraszam zrobiło się późno, pójdę już - nie, wcale nie chciałam się żegnać, ale nie miałam wyboru. - W porządku, będziesz jutro? - zapytał. - Nie wiem.. - odpowiedziałam. - Bądź, proszę - Spróbuję, dobranoc - pożegnałam się i wyłączyłam komputer. Po chwili leżałam już w łóżku, lecz nie mogłam zasnąć. Tak było przez całą noc. W głowie miałam mętlik, tak bardzo martwiłam się o mamę i ten chłopak. Wydawał się być miły, jednak bardzo tajemniczy. Dość Caroly, teraz najważniejsza jest mama, szkoła i praca. Musisz zarobić, musisz być silna. Dasz radę, przecież dawałaś dotychczas. Znajdzie się dawca, przecież to kwestia czasu. Właśnie czas. Jest go coraz mniej. Dni mijają nieubłagalnie, a stan zdrowia mamy pogarsza się, ale przecież musi być jakiś sposób - myślałam aż w końcu zasnęłam.. Tak więc po długim czasie powstał kolejny rozdział. Wątpie, że jeszcze ktoś to czyta, ale mimo to postanowiłam pisać dalej. Przez ten długi czas przeszłam niesamowitą zmianę. Mam napisanych kilka kolejnych rozdziałów, myślę nad kontynuowaniem tego, zobaczymy czy mi się uda. Jeżeli możecie piszcie na gg, zobaczymy ile Was jest. GG : 41668069 fbl : urodzonawlutym.fbl.pl

piątek, 23 marca 2012

ROK .



cześć wam wszystkim zgromadzonym. dość dawno mnie tu nie było, w sumie to dziś mija rok od czasu jak dodałam tutaj pierwszą notkę . równo rok temu po raz kolejny przegrałam walkę ze światem wirtualnym, kolejny raz wróciłam do tego podłego świata. zaczęło się od założenia bloga, byłam wtedy w kiepskim stanie, zupełnie inna niż teraz. cięłam się, myślałam o samobójstwie, jednym słowem strasznie się zmieniłam. internet mnie zmienił, nie chciałam tego, ale jakoś samo tak wyszło. poznałam przez bloga wiele ludzi, z niektórymi kontakt utrzymuję do dziś. chyba jedną z tych najważniejszych, w sumie najważniejszą osobą była i jest Dominika <3. rozmawiamy i przyjaźnimy się do dziś. potem kolejne osoby.. brnęłam w to wszystko dalej, znów byłam uzależniona. wracałam ze szkoły, pisałam rozdziały, jadłam i kładłam się spać. tak było przez kilka miesięcy. potem nadeszło lato, zmiana towarzystwa. wtedy przestałam pisać. w sumie powstały 2 opowiadania, które miała około 20 rozdziałów. później zaczęły się inne strony, aż w końcu założyłam photobloga. sama nie wiem dlaczego, zawsze byłam nieśmiała, nienawidziłam zdjęć, nienawidziłam siebie. zmieniłam się, zaczęłam akceptować to jaka jestem. udało mi się skończyć z nałogiem jakim było cięcie się. wakacje mnie zmieniły, zmieniło się wszystko. internet mnie zmienił. miałam masę znajomych z tzw 'neta' , przez co zawaliłam życie prywatne. pojawiły się też miłości internetowe, było ich sporo, ale jakoś żadna nie przetrwała. najwyraźniej związki na odległość nie są dla mnie, chociaż to cholernie trudne, bo często bywa, że czujesz coś do kogoś kogo tak naprawdę nie znasz. wtedy nie potrafię nad tym zapanować. chciałabym skończyć z tym wszystkim, często bywa tak że piszę strasznie długą notkę, której potem i tak nie dodaję. wiem, że teraz nie wytrzymałabym bez świata wirtualnego. on jest tak naprawdę częścią mnie. jestem tak uzależniona, że nie przeżyłabym z tego. jakiś czas temu sprawa wymknęła się spod kontroli, zabrali mi photobloga. miałam odzyskać go dopiero w czerwcu, ale nie wytrzymałam. po tygodniu wróciłam. zmieniłam numer gadu chciałam zapomnieć o wszystkim co było wcześniej, zacząć nowe życie. przeszłość strasznie bolała. bywały dni kiedy płakałam po kilka godzin, a następnie czytałam archiwum i wszystkie rozmowy. cały mój świat ograniczał się do jednej osoby, której tak naprawdę nie znałam. to było chore, wiem to, ale nie potrafiłam nad tym zapanować. rozum mówił jedno, serce drugie. nie wiem jak to wszystko się skończyło, nie jestem pewna nawet czy się skończyło czy nadal trwa. nie chcę wiedzieć. moja psychika jest teraz silniejsza, chociaż wiem że nie zniosłabym tego wszystkiego po raz kolejny. zobaczymy jak to wszystko się ułoży, będzie dobrze, musi być : )

piątek, 9 grudnia 2011

1. Życie to nie bajka, a ja nie jestem księżniczką.

- Oo Selena. Wybacz, że musiałaś tyle czekać kochanie - powiedział Bieber w stronę gościa. Niewielkiej, ciemnej i skromnej dziewczyny, która uśmiechała się do niego zalotnie.
- Wejdź skarbie - powiedział wskazując wielki salon. Był naprawdę ogromny. Dwa razy większy od całego mieszkania w jakim mieszkam z matką.
- Podaj kolację za 10min - mruknął w moją stronę wychylając się z salonu. Posłusznie odgrzałam wszystko i podałam do stołu.
- To Twoja ostatnia szansa - przeszło mi przez myśl.. Po chwili znów znalazłam się w kuchni wśród talerzy, szklanek, kubków.. To właśnie mój świat. Jakże chciałabym od niego uciec. Chociaż na chwilę.
Jedną maleńką chwilę.. Niestety trzeba spojrzeć prawdzie w oczy. Widać tak musi być. To jest moje życie, którego nie zmienię.. No chyba, że wygram na loterii no, ale to zupełnie inna historia.
Ostrożnie wychiliłam się z kuchni by sprawdzić czy moja ostatnia sznasa właśnie nie została zmarnowana.
- Uff. - szepnęłam. Jedli z apetytem. Kamień spadł mi z serca.. To chyba tyle na dziś..
Ubrałam się i podeszłam do wyjścia. Oczywiście tego od ogrodu. Nie śmiałabym wyjść przez główne drzwi,a nawet jakbym chciała to i tak byłabym stracona. Przez chwilę ogarnęła mnie panika. Czy powinnam powiedzieć,że wychodzę ? A może lepiej się nie odzywać ? W ostateczności postanowiłam napisać kartkę, którą zostawiłam
w kuchni na stole.. Mam nadzieję, że ją przeczyta. Chociaż kto wie czy taka gwiazda potrafi czytać... W ciszy wyszłam i udałam się w stronę domu. Po drodze mijałam wiele pięknych willi, należących do gwiazd..
No tak w koncu znajduję się w najbogatszej części L.A.. Ehh. Ile bym oddała bym chociaż przez chwilę mogła tu pomieszkać,
ale życie to nie bajka, a ja nie jestem księżniczką.... Nie... musisz wziąć się w garść. W domu czeka na Ciebie chora mama.
Musisz być silna. Musisz dać radę. Dla niej.. Tylko i wyłącznie dla niej. Jeszcze tylko 2 przecznice i będę na miejscu - pomyślałam wsiadając do metra.. Po kilku minutach ogromny, podziemny pociąg zatrzymał się Will Street. Mój
przystanek. Powinnam wysiąść, ale czy na pewno ? Może, ten jeden, jedyny raz pojadę dalej ? Przez jedną noc,będę kimś innym ? Nie biedną, samotną dziewczyną, tylko arystokracką gwiazdą ? Po chwili myśli odchodzą, wysiadam.
Koniec z marzeniami, bo one nigdy się nie spełnią. Staję na jednym z ruchomych schodów i jadę w górę. Po chwili znów znajduję się
na powierzchni ziemi.. Teraz jest inaczej. Wsiadałam na pięknym dworcu, a wysiadłam na jakimś przedwojnennym..
- Życie.. - przechodzi mi przez myśl. Wolnym krokiem podążam w stronę naszego domu. Starej kamienicy na zakręcie.
Wchodzę do domu i w ciszy otwieram drzwi, które po chwili zamykam. Ściągam buty i rozglądam się dookoła.
- Mamo ? - szepczę wchodząc do kuchni. Cisza..
- Mamo ? - wołam kolejny raz. Niestety bezskutecznie. Chodzę po całym domu w poszukiwaniu.. Wchodzę do łazienki i doznaję szoku.. Leży na podłodze i nie daje znaku życia.
- Mamoo ! - wrzeszczę.
- Proszę odezwij się ! Co Ci jest ? Powiedz coś ? Powiedz coś do jasnej cholery ! - krzyczę, a do moich oczu napływają łzy..
Jednym ruchem biegnę po telefon i dzwonię na pogotowie. Następnie wszystko dzieje się w błyskawicznym tempie..Przyjeżdżają stanitriusze, zabierają ją i odjeżdżają na sygnale.. Siedzę w łazience i płaczę. Płaczę jak dziecko.. Nie mogę nad tym zapanować.Nie wiem co się dzieje, nie panuję nad tym. To mnie przerasta, to jest za trudne... Około północy dzwoni telefon, którego cały czas oczekiwałam.
- Potrzebny jest natychmiastowy przeszczep szpiku.. - słyszę głos lekarza..
- Jeżeli w najbliższym miesiącu nie znajdzie się dawca too... - szepcze.
- Too..? - powtarzam ostatnie słowo.
- Wszystko będzie stracone i nie będziemy w stanie nic zrobić. - odpowiada ze smutkiem. Rozłączam sie i rzucam słuchawką.
- To nie, to niesprawiedliwe ! Boże ! Powiedz mi dlaczego nam to robisz ? Co my ci zrobiłyśmy. Nie możesz jej zabrać, rozumiesz ! Zabierz mnie,
ale nie ją. Proszę - krzyczę dławiąc się łzami. Jak mam jej pomóc ? Boże, skoro istniejesz to powiedz mi co mam do jasnej cholery zrobić ! No dalej, czekam ! Muszę jej pomóc..

*matko . straciłam już chyba wprawę do pisania hah . następny pojawi się niedługo ;*
skype : tala118855
gg : 24211673
no to by było tyle < 3333

niedziela, 20 listopada 2011

` a po burzy zawsze wstanie słońce

no dobra . co mogę powiedzieć ? zawaliłam ? zjebałam ? jestem egoistyczna .. mogłam bym tak jeszcze wymieniać całe godziny , ale nie o to chodzi. chciałam was przeprosić za wszystko . nie chciałam żeby tak wyszło . po prostu na pewien czas musiałam od tego wszystkiego odpocząć . chyba jestem gotowa by wszystko zacząć od początku . długo by opowiadać co się stało . niewiele osób wie i tak pozostanie. więc jak zaczynamy od nowa ? dam wam możliwość kontaktu i tak dalej . zdaję sobie , że pewnie straciłam 9/10 czytelników, ale będę pisać . ;) .
` a po burzy zawsze wstanie słońce .
GG : 24211673 .

piątek, 29 lipca 2011

Prolog

- Panie Justinie pora wstawać !!! Śniadanie już w jadalni - krzyknęłam.
Jak zwykle nie odpowiedział (przecież nie wypada mu odpowiadać służącej), zszedł na dół jak zwykle godzinę póżniej. Ile czasu można rano spędzić w łazience, przesada. Podgrzałam szybko makaron ,
zrobiłam naleśniki , kanapki i podałam znowu na stół. Justin zaczął jeść (mam nadzieje że będzie mu smakować ).
-Co to jest ???Makaron za gorący , nie lubię naleśników ani z serem ani z czekoladą czy owocami a kanapki nawet nie przejdą mi przez gardło. Kiedy dostanę coś porządnego na śniadanie!!!Mam tego
dosyć jesteś zwol....- krzyczał Justin.
-Proszę , błagam tylko nie to. Jak ja teraz pomogę mamie. Nie będzie mnie stać na jej leczenie. Ona umrze !!!Proszę niech da mi pan ostatnią szansę , mogę ugotować coś innego tylko niech pan powie co ,
jedną szansę . błaagam !!!!
-Wiesz ile dziewczyn chciałoby być na twoim miejscu ???ale dobrze nie lubię sprowadzać nowych osób do domu , masz ostatnią szansę , a dzisiaj już nic nie chcę ,kupię sobie coś w drodze do wytwórni. A
jeszcze jedno do mojego powrotu dom ma błyszczeć spodziewam się gościa. pamiętaj twoja ostatnia szansa - powiedział justin. Wziął plecak, kluczuki do samochodu i wyszedł. A ja mam 3 godziny żeby
ogarnąć ten wielki dom ...Koniec rozżalania się ,czas wziąść się porządnie do roboty. Zacznijmy od jego sypialni potem salon jadalnia i 20 innych pomieszczeń.
W jego pokoju jak zwykle wielki bałagan , niewiem jak on to robi. Zamiatam pod łóżkiem i widzę stare pudełko . Wiem że nie powinnam otwierać , ale .... To jego zdjęcia z dzieciństwa , był tak samo biedny
jak ja, skromny, wstydliwy. Co się z nim stało ??? Ale widać żę chce zapomnieć o swojej przeszłości ,lepiej schowam to na miejsce. Szybko tu posprzątam , a potem pójdę ogarnąć resztę.
3 godziny później
O nie justin wrócił , a ja jeszcze nie mam obiadu dla niego . Już po mnie ,ale wyrobiłam się ze sprzątanie to najważniejsze .
- Jadłem na mieście !! - krzyknął justin
Jaka ulga. Uff . Do czasu ...
- Chce na 18 kolację dla dwóch osób.Oczywiście przy świecach i z szampanem . To ważna okazja . Nie zepsuj tego .- dopowiedział i poszedł do swojego pokoju. A jak zwykle zostałam z robotą muszę
wymyślić coś drogiego i wykfintnego....hmmm . Wiem!!! Zrobię owoce morza ,a głównym daniem będzie homar a na deser zamówię cisto z nalepszej cukierni.
GODZINA 18
Zaraz zjawi się gość . Wszystko gotowe tak jak chciał Justin, mam nadzieję że tym razem spełniłam swoje zadanie. Nagle slyszę dzwonek do drzwi ,ale wiem że nie mogę otworzyć - Justin zakazał mi
tego robić .
-Proszę pana chyba ktoś zadzwonił do drzwi - krzyknęłam zirytowana ( jak można komus pozwolić czekać 5 minut przed drzwiami ) w stronę jego pokoju.
Oczami justina*
Jezuuu ta służba !!!!! Przecież to ja jestem gwiazdą to zaszczyt przyjść do mojego domu .Przecież jak gość poczeka za drzwiami 5 czy 10 minut to nic się nie stanie nie ??? Jeszcze tylko się odświeżę i
zejdę.
Oczami Karoliny *
Jak można tak traktować ludzi ?? Nie rozumiem tego, ale ja napewno nie traktuje tak ludzi a nawet zwierząt.
No nareszcie pan justin zszedł na dół.Wpóścił i przywitał się z ..........

--------------------
Hej.Mam nadzieję że ten prolog się wszystkim spodoba , chociaż piszę takie opowiadanie pierwszy raz :D Dziękuję przedewszystkim Tali za taką możliwoć.Ciekawe jak ta historia potoczy się dalej, sama jestem ciekawe ale wszystko w rękach Tali :D Leszcze raz dziękuję . Następny rozdział już niedługo.Komentujcie i do następnego :D
ACHA!!! Zapomniałam autorką tego prologu jestem ja - Karolina , czyli fanka i czytelniczka wszystkich opowiadań Tali.

środa, 27 lipca 2011

Bohaterowie

Caroline Botticelli - 16 letnia dziewczyna mieszkająca w najbiedniejszej częsci L.A.
Ma rysyjsko-włoskie korzenie. Wychowywana jest przez matkę. Do dzis niewiadomo gdzie jest jej ojciec. Jedno jest pewne był Rosjaninem. Ma bardzo delikatną, a zarazem wrażliwą urodę ze względu na pochodzenie matki, która jest Włoszką. Kiedy zaszła w ciąże wyjechała do Stanów by móc zapewnić sobie oraz swojemu dziecku normalne życie. Są ubogie. Utrzymują się tylko z niewielkiego zasiłku i pensji Caroly. Jej matka od pewnego czasu nie pracuje, ze względu na swój stan, który pogarsza się z dnia na dzień.. Ma białaczkę. Caroline stara się jakos pomóc, ale z jej niewielkiej pensji nie jest w stanie wiele zrobić. Jednak jest osoba, która moglaby jej w tym pomóc. Niestety dla tej osoby ona jest zwykłą sprzątaczką...

Arias Amorette - 18 letni chłopak mieszkający w L.A. Jest nie tylko przyjacielem rodziny, ale też bliskim znajomym Caroly. Są dla siebie jak rodzeństwo. Przyjaźnią się wiele lat i nic nie zanosi na to, że mogloby się to zmienić. Ze względu na swoją Tajską urodę ma wielkie powodzenie, ale on skrywa w sobie pewną tajemnicę...

Justin Bieber - 17 latni chłopak, piosenkarz i rozpiwszczony bachor. Ma wszystkie czego chce i wokyrzystuje to w każdy możliwy sposób. Jego dziewczyną jest Selena Gomez. Zą idealnym duetem. Oboje zarozumiali i zakochani w sobie. Nie zwraca uwagi na krzywdę innych. Te wszystkie akcje charytatywne to wredne pozory. Naprawdę jest egoistycznym pozerem...

Oprócz tego pojawią się bohaterowie drugoplanowi.
- Amanda Botticelli - matka Caroline.
- Selena Gomez - dziewczyna Justina.
- Caitlin Beadles, Christian Beadles - byli przyjaciele Biebera.

*Proszę oto nasi bohaterowie. Prolog jutro ;)
Ciao < 333

piątek, 22 lipca 2011

A więc, hmm.. yy..

Tak, więc większoscią głosów (100%) zdecydowaliscie, że chcecie kolejne opowiadanie..
Więc nie pozostaje mi nic innego jak zacząć pisać ;).
Niestety na chwilę obecną nie mam pojęcia o czym ma być.
Może jakies pomysły ?
Pisać w komentarzach
lub na gg - 24211673.
Bohaterowie powinni pojawić się w poniedziałek, a więc do miłego..
< 3333

ps. Liczę na Was i Wasze pomysly ; ***

czwartek, 14 lipca 2011

22. Epilog. Wszycy żyli długo i szczęśliwie.

Rozdzial dedykowany tym, którzy prosili o szczęsliwe zakończenie :).
Kocham Was < 333

Epilog.
*3 miesiące później*
*Oczami Justina*
Cholera, cholera, cholera. Nic mi nie wychodzi. Nie potrafię tak dalej żyć.
Od jej śmierci minęły 3 miesiące a ja nadal ją widzę. Cały czas mam przed oczami obraz z parku. Leżąca, bezbronną, martwą.. Przecież to niemożliwe ! Ona nie mogła umrzeć. Dlaczego to zrobiła ? Przecież ja ją kochałem, kocham i zawsze będę kochać.. Boże dlaczego ten świat jest taki okruty ? Dlaczego musiała to zrobić właśnie ona ? Nienawidzę, nienawidzę siebie. To wszystko moja wina. Powinienem ją wspierać, a ja tak po prostu sobie wyjechałem. Nigdy sobie tego nie wybaczę..
Ona nie żyje, a to wszystko moja wina. Sekcja zwłok wykzała, że to z pewnością było samobójstwo. To tabletki. Te głupie tabletki odebrały jej życie. Dlaczego ja się nie domyśliłem co chciała zrobić ? Może gdybym wcześniej otwarł ten list udałoby się ją uratować. Podły, podły świat ! Nie mogę tylko zrozumieć czemu ona to zrobiła ? Nigdy nie przypuszczałbym, że miałaby odwagę..
Każdy, ale nie ona. Nie osoba, która brzydziła się samobójstwa i nie rozumiała go.
Miała tyle planów, wielką przyszłość i co ? I wszystko się skończyło.
Wiem, że to moja wina. Na jej ręce wycięte było moje imię. Kochała mnie. I to nasze uczucie ją zabiło.
Nie wytrzymam tego dłużej.
Całe szczęście dziś ostatni koncert w całej trasie, a może i nie tylko trasie..
Siedzę w hotelowym pokoju, skulony i myślę o niej. Jest obecna w moich myślach 24h.. dzień i noc..
noc i dzień.. W każdej dziewczynie widzę ją. Wiele razy zdarzało mi się mówić
- Lauren to ty ? - wychodziłem na idiotę, ale gówno mnie to obchodziło !....
- Za godzinę zaczynamy - słyszę głos Sccotera po drugiej stronie drzwi. Głośno wzdycham i chowam się pod kołdrą.
Nie wytrzymam tego dłużej. Chcę znowu z nią być.. chcę poczuć smak jej ust.
Wstaję, idę do łazienki.. Przez kilka kolejnych minut grzebię w szafce..
- To jest to ! - wołam i wyciągam całe opakowanie tabletek. Muszę, muszę to zrobić - myślę i wyciągam jedną z nich.
Siadam pod ścianą i zaczynam jej się przyglądać..
- To ty. To ty i reszta Twoich koleżanek zabiłyście ją. A skoro zabiłyście ją, zabijecie też mnie - mówię do nich.
Cholera ! Co za idiota rozmawia z tabletkami ? Wstaję biorę tabletki i staję pod oknem. W dole stoi tysiące fanów wrzeszczących moje imię. Nie, nie mogę im tego zrobić. Muszę żyć. Chociażby dla nich.
Nie, nie Justin nie możesz żyć.. nie bez niej.
- Lauren pomóż mi - szepczę i spoglądam w niebo.. Jest tam ! Tak jak mówiła największym i najbileszym obłokiem..
- Powiedz mi proszę co mam robić.. Kocham Cię i chcę być z tobą, ale ja, ja nie mogę ich zostawić.. - zamykam oczy i skulam się.
Po chwili znów je otwieram. Ona, ona tu jest . - cały drętwieję.
- Lauren ? - pytam. Dziewczyna uśmiecha się lekko w moją stronę.
- Lauren to ty ? - powtarzam pytanie.
- Ja - szepcze dziewczyna i podchodzi do mnie. Jest taka, taka inna. Nie przypomina umierającej, cierpiącej Lauren.
Wygląda tak jak kiedyś.. W dniach gdy się poznaliśmy.
- Co ty tutaj robisz ? - pytam z niedowierzaniem. Mam wrażenie, że to sen. Nawet jeśli to ja nie chcę się budzić.
Wstaję i podchodzę do mniej próbując jej dotknąć. Niestety w tej chwili znika.
- Nie odchodź, proszę. Potrzubuję cię. Cholernie cię potrzebuje - mówię.
To, to musiało coś znaczyć. Ona cały czas tu jest i patrzy na mnie.
Bieber do cholery co się z Tobą dzieje ? To były tylko złudzenia.. a może nie. ?
Ponownie biorę do rąk opakowanie pełne tabletek. W ręku trzymam jedną z nich.
- Teraz albo nigdy.. - wydukuję i połykam jednę, po chwili drugą.. i tak aż nie opróżniłem całego opakowania.
I co już ? Umarłem ?
- Bieber czas zaczynać - słyszę wołanie. Nie jestem jeszcze na tym cholernym świecie. Przemywam twarz wodą i wychodzę.
- W końcu. Justin co się z Tobą działo ? - mama od razu podchodzi do mnie i mocno przytula. Nie protestuję. Wiem, że robi to po raz ostatni..
Po raz ostatni wtulam się w nią.
- Tak bardzo cię kocham - szepczę w jej stronę i wchodzę na scenę. W oczach tłumię łzy.
Nie ma już odwrotu. Muszę to zrobić. Nie chcę dalej cierpieć. Nie potrafię.
Rozbrzmiewa muzyka. Biorę mikrofon i zaczynam śpiewać kolejne wersy "Baby".
Cały czas myślę o niej. Patrzę na tysiące wrzeszczących fanek, ale myślę tylko o niej.
O tej dla, której żyłem, którą kochałem i do której za chwilę dołączę. Śpiewam kolejne piosenki i czuję się coraz gorzej.
Za chwilę nadejdzie ta chwila. Najgorsza chwila w życiu człowieka.. Chwila śmierci. Moment w którym kończy się wszystko
i po którym nie zostaje nic.

You're who I'm thinkin' of
Girl you ain't my runner up
And no matter what
You're always number one

Śpiewam to dla Ciebie wiesz ? - mówię w myślach i spoglądam w górę..
Rozbrzmiewa się ostatnia piosenka. Śpiewam ją rzadko, ale należy do moich ulubionych.
Jeżeli śpiewam po raz ostatni, a wiem że tak jest chcę śpiewać to.

I don't wanna go back
To just being one half of the equation
Do you understand what I'm sayin'?
I'm lost
Can't fix this compass at heart
Between me and love
You're the common denominator, oh, oh, ohh, oh
You're the common denominator, oh, yeah, woah

Coraz gorzej się czuję. Nie wytrzymam do końca piosenki.
- Stoop ! - wrzeszczę. Wszystko nagle milknie.. ludzie patrzą z przerażeniem.
- Chcę, chcę coś powiedzieć...
- Na samym początku wiedzcie, że to co mówię jest prawdą i nigdy więcej tego już nie powiem.
Chcę Was wszystkich bardzo przeprosić za to co się za chwilę stanie. Jestem pieprzonym egoistą wiem,
ale nie umiałem inaczej. Kochałem ją. Tak kochałem i nadal kocham. Lauren wiem, że pomimo tego, iż jesteś
już tam po drugiej stronie słyszysz mnie. Wiedz, że robię to dla Ciebie. Starałem sobie z tym jakoś poradzić,
ale nie potrafię. Tak jak napisałaś "Wszystko ma swój początek i koniec". Ten koniec właśnie nadszedł. - mówiłem,
a w mojej głowie wszystko zaczynało wirować. Spojrzałem na fanów. Byli zdezorientowani. Jedni płakali inni słuchali z ciekawością.
- Nie płaczcie. Błagam Was. Nie mogę na to patrzeć. Mama od zawsze mi powtarzała "Żyj tak aby nikt przez Ciebie nie płakał".
Więc proszę nie róbcie tego. Nie jestem wart waszych łez. Chcę Wam wszystkim bardzo podziękować. Moim najbliższym za to,
że mnie wspieraliście w ostatnich bardzo trudnych dla mnie miesiącach.
- Mamo - mówię i zwracam się do niej. Patrzy na mnie zza kulis za łzami w oczach.
- Dziękuje Ci za trud, który włożyłaś by wychować mnie na pożądnego człowieka. Czy się udało ? Na to pytanie najlepszą odpowiedź będziesz znała sama.
Kocham Cię bezgranicznie pamiętaj o tym zawsze. Nawet jeśli nie będę przy Tobie ciałem to będę duszą. Pomogę Ci. Jeżeli będziesz potrzebowała pomocy spójrz w górę.
Będę tam na Ciebie patrzył i cieszył się Twoim szczęściem razem z Tobą. Kocham Cię - mówię, a po mojej twarzy zaczynają spływać łzy. Z truden zaczynam oddychać.
Zostało mało czasu, a ja mam jeszcze tyle do powiedzenia.
- Christian, Caitlin. Wiem, że teraz jesteście gdzieś daleko i w najlepsze się śmiejecie, bo tak jest zawsze. Mam nadzieję, że usłyszycie kiedyś to co teraz powiem.
Byliście i zawsze będziecie dla mnie moimi przyjaciółmi. Kocham Was. Beadles nie śmiej się. Kocham Was tak po przyjacielsku. Dziękuje, że mnie wspieraliście i że
byliście obecni w moim życiu. Lepszych przyjaciół nie mogłem sobie wymarzyć. Kłociliśmy się i wyzywaliśmy, ale zawsze się godziliśmy, więc teraz jeśli jeszcze jakieś
rzeczy nas różnią chcę Was przeprosić..
- Tato, babciu, dziadku. Kocham Was. Co mogę jeszcze powiedzieć ? Nie mam pojęcia. Zresztą sami dobrze wiecie i sami dopowiecie.
- Braciszku, siostrzyczko. Nie rozumiecie mnie wiem. Jesteście najlepszym rodzeństwem na świecie i nie zamieniłbym Was na nikogo innego !. Mam nadzieję, że będziecie mnie pamiętać.
Chociaż jakieś epizody, w których uczestniczyłem. Brat was kocha...
- Dziewczyny, chłopacy, fani, antyfani.. Wam rówież dziękuje. W szególności fanom. Chciaż nie wiedzieliście co się dzieje i tak zawsze mnie wspieraliście.
Dzięki Wam udało mi sie przejść i nie zmienić w ciągu mojej krótkiej, a tak wiele znaczącej dla mnie kariery.
- Scotterowi za pomoc w dążeniu do sukcesu. Gdyby nie ty byłbym dzisiaj nikim.
- Usherowi mojemu mentorowi i przyjacielowi za współpracę i dobra rady. Dzięki stary.
- Kenny stary, Tobie też dziękuje. Miałeś mnie chronić do końca życia. No udało Ci się. Wszystkiego dobrego na nowej drodze życia - uśmiechnąłem się w jego stronę.
- No i przedewszystkim Tobie kochanie. Za to, że Cię poznałem, pokochałem. Za to, że pokochałaś mnie. Nie moją sławę tylko mnie. Zwykłego Justina Biebera ze Starford.
Wiedz, że jesteś byłaś i będziesz najważniejszą osobą mojego życia. Tą jedyną, na którą czekałem 17 lat.. i którą pokochałem od razu. Między nami było różnie, ale to miłość zwyciężyła
wszystko. Mam nadzieję, że przyjmiesz mnie i będziemy mogli żyć długo i szczęśliwie tam u góry. W raju. W miejscu, w którym nikt nie będzie nam już przeszkadzał..
Nie chcę żebyś myślała, że zrobiłem to przez Ciebie. Nie. Zrobiłem to dla Ciebie. Kocham Cię.. i już za kilka minut się spotkamy... - mówiłem, a po mojej twarzy spływały łzy.
Nie obchodziło mnie to, że płaczę.. Upadłem na scenę i zamknąłem oczy. Po chwili znów je otwarłem..
- Lauren ? - z trudem wypowiedziałem jej imię. Stała tu. Była jak żywa, ale unosiła się nad ziemią. Zupełnie jak duch.
- Co ty tu robisz ? - spytałem.
- Przyszłam po Ciebie - podała mi rękę i razem odlecieliśmy w stronę nieba.
- Kocham Cię - wyszeptaliśmy równocześnie...


I tak kończy się historia naszych bohaterów. Chcieliście happy end prawda ? No i jest. Może nie chodziło Wam o taki, ale oni w końcu byli razem i żyli długo i szczęśliwie tam po drugiej stronie.
Z góry obserwowali losy przyjaciół, rodziny i cieszyli się ich szczęściem.
A co u reszty bohaterów ?
Nie uwieżycie !

*Oczami Caitlin*
*10 lat później*
Teraz albo nigdy.. - mówię i siadam na ławce przed ich grobem.
- Justin kocham cię i zawsze kochałam. Nie chciałam przeszkadzać waszej miłości i chyba dobrze zrobiłam. Wiem, że w moim stanie nie powinnam tego mówić, ale nie czułam się fair. No
to co ? Szczęśliwego życia i będę się za Was modlić - mówię i wracam do klasztoru. Tak dobrze słyszycie zostałam siostrą zakonną.. i dobrze mi z tym. Oczwiście chciałabym
mieć męża i dzieci, ale czuję, że sługa Bogu to moje powołanie.

*Narrator*
Christian i siostra Lauren wzięli ślub. Mieli dwójkę dzieci. Dziewczynkę o imieniu Lauren, i oczywiście chłopca Justina.
Mama Justina i Usher wzajemnie się wspierali po śmierci Justina, aż w końcu uświadomili sobie, że łączy ich coś więcej.
Ich pierwsze dziecko mała Ashley ma 5 lat.
Wszystko potoczyło się zgodnie z ich planami. Żyli długo i mieli piękne życie.
A Justin i Lauren cieszyli się z ich szczęścia i żyli długo i szczęśliwie...
Wszystko musiało się tak potoczyć, bo przecież
"Nic nie dzieje się bez przyczyny".



Historia dobiegla końca mam nadzieję, że się spodoba.
Na dole umiesciłam ankietę z pytaniem czy mam pisać kolejne opowiadanie.
Do następnego ; *** < 333

sobota, 9 lipca 2011

21. Wszystko ma swój początek i koniec.

*Rok później*

Dni mijały, a oni coraz bardziej oddalali się od siebie. Ich uczucie do siebie nawzajem nadal płonęło, jednak był to tylko mały płomień. Dziewczyna nie radziła sobie z nowym życiem, a chłopak szalenie rozwijał swoją karierę. Spotykali się tylko czasami.. Ona coraz rzadziej zaczęła wychodzić do ludzi, on zwyczajnie nie miał czasu...
Jest późna noc. Na dworze cicho i ciemno. Dookoła wszystko zasnęło. W domach nie ma żadnego śladu żywej duszy.. Tylko w niewielkich pokojach po przeciwnych stronach miasta pali się mała lampka.. Po jednej stronie Lauren... po drugiej Justin. Są daleko od siebie, ale oboje myślą o tym samym..
- Przecież miało być tak pięknie - szepcze do siebie chłopak siedzący na parapecie wpatrujący się w oddal. W oczach tłumi łzy..
- Co my zrobiliśmy ? - mówi dziewczyna i po raz kolejny przykłada do ręki ostrą krawędź żyletki. Ostatnio tylko z nimi rozmawia. Są dla niej najbliższymi osobami. Bardzo się zmieniła. Od śmierci najbliższych zamknęła się w sobie. Od czasu do czasu rozmawia z siostrą, ale tylko i wyłącznie z przymusu. W końcu mieszkają razem. Włosy dziewczyny nabrały ciemnej barwy i fryzury "emo". Nie ma dnia żeby ubrana była w inny kolor niż czerń. Na jej nadgarstkach prezentują się czerwone rysunki i napisy. Po lewej stronie serce.. po prawej "Justin". Sytuacja ją przerosła. Nie poradziła sobie z odpowiedzialnością jaka na nią spadała. Nie miała w nikim wsparcia, którego tak cholernie potrzebowała. W jej głowie od pewnego czasu rodził się pewien plan.
- Nie wytrzymam tak dłużej ! - wrzeszczy dziewczyna kalecząc się po raz kolejny. Po chwili wstaje i spogląda w lustro.
- Nie wierzę.. - szepcze do siebie. Nie może uwierzyć w to jak wygląda. Kątem oka zerka na wspólne zdjęcie pary.
- Byliśmy tacy szczęśliwi - powtarza dławiąc się łzami.
- Dlaczego to wszystko się skończyło tak nagle ? - to pytanie zadaje sobie od dłuższego czasu, jednak nadal nie potrafi na nie odpowiedzieć...
- Co się z nią dzieje ? - zadaje sobie pytanie chłopak. Żadne z nich nie chce zadzwonić do drugiego. Boją się, że to drugie zapomniało już o tym co ich łączyło. A było tego wiele. Planowali wspólną przyszłość. Przeprowadzka dziewczyny miała sprawić wiele dobrego... wyszło inaczej.
Każdy oddech bez niej zadaje mu ból, a słowo cierpienie. W jednej chwili oboje chwycili kilka kartek i zaczęli pisać.

I can't imagine a life
Without your touch
Every kiss that you give
It fills me up
And to all the heart aching
Jealous females hate it
I'ma hold it down for you

Pisał Justin.. Lauren była temu odległa. Jej przesłanie było zupełnie inne. W końcu przestaje. Obmywa twarz zimną, orzeźwiającą wodą. Z twarzy zmywa cały makijaż. Z szafki wyciąga bandaż i owija nim ręce. Bierze krótką kąpiel. Ubiera się jak zwykle na czarno, jednak tym razem wygląda jakoś inaczej. W oczach znów zabłysnęły te iskry, którymi raziła będąc z Bieberem. W dłoń chwyta zapisaną kartkę, chowa ją w kopertę i wychodzi. Na dworze robi się coraz jaśniej. Dziewczyna przejeżdża taksówką z jednego na drugi koniec miasta. Wysiada, płaci.. Staje pod domem. Domem chłopaka. Spokojnym, opanowanym krokiem podchodzi do drzwi lekko w nie stukając. Po chwili w drzwiach pojawia się chłopak.
- Tak ? - pyta z irytacją. Nie poznaje jej, jednak postać wydaje mu się dziwnie znajoma.
- Proszę nic nie mów, tylko weź tą kopertę i otwórz o 6:00 - mówi i odchodzi. Justin stoi zdezorientowany. Czy to była kolejna fanka ? Nie był tego taki pewien. Spogląda na zegarek. 5:10. Idzie do swojego pokoju i siada na łóżku. Korci go. Jest potwornie ciekawy co jest w tej kopercie. Wstaje i zaczyna krążyć po pokoju. Po chwili staje przerażony. Przecież to była ona !
- Lauren to na pewno Lauren - mówi.
Tymczasem w opustoszonym parku siedzi załamana dziewczyna i płacze. Czy on jej nie poznał ? Aż tak się zmieniłam ?
- Nie mogę tak dłużej.. - mówi i wykonuje swój plan...
Dochodzi 6:00. Chłopak nie wytrzymuje. Otwiera kopertę przed czasem.
Znajduje w niej złożoną w prostokąt kartkę.

"Wszystko ma swój początek i koniec"
Tak właśnie. I mój koniec właśnie nadszedł. Odchodzę. Nie potrafię tak dłużej żyć. Moje życie bez Ciebie nie ma już sensu.
Chociaż znamy się tak krótko wiedz, że byłeś, jesteś i zawsze będziesz najważniejszą osobą w moim życiu. Pokochałam Cię bezwarunkowo i to właśnie ta miłość
mnie zabiła. Nie chcę tego, tak cholernie chcę żyć, ale nie mam już po co. Tak nie poradziłam sobie. Przegrałam walkę z życiem. Przerosło mnie to.
Czy jestem świadoma, że odchodzę na zawsze .? Tak.. Wiedz, że to nie była chwila, to nie był impuls. Długo się do tego przygotowywałam i właśnie nadszedł ten czas.
Czas, w którym w końcu mam odwagę to zrobić...
Kiedy dotrzesz tutaj, wiedz, że mnie nie zobaczysz. Nie zapominaj o tym, bo nie byłeś dla mnie przygodą. Traktowałam Cię jako osobę ważną w moim życiu. Nie raz zastępywałeś mi bliskich. Byłeś wszystkim i dalej jesteś. Chociaż mnie nie ma wśród was ciałem, to jestem duszą. Kiedy mnie zabraknie obiecuję, że nie dam o sobie zapomnieć. Zawsze będę przy Tobie. Proszę Cię, niech twój piękny uśmiech nie schodzi Ci z twarzy. Znajdź sobie dziewczynę, którą pokochasz tak, jak ja kochałam Ciebie. Nie płacz, nienawidzę kiedy płaczesz. Bądź radosny, a jak zwątpisz spójrz w niebo. Tam ujrzysz mnie. Będę jedną z tysiąca obłoków. Zawsze patrz na ten najbielszy i największy. Zobaczysz mnie. Kocham Cię na zawsze, Lauren.. - czytał głośno chłopak. Nie wierzył, nie wierzył w to co właśnie przeczytał..
Leżę. Umieram. Odchodzę. Nie ma już żadnej szansy dla mnie. Ból, czuję cholerny ból.
Przed oczami wiruje całe moje życie.. widzę różne sceny z życia. Widzę jego. Tego dla, którego żyłam, dla którego umieram.
Zamykam oczy.. Z trudem łapię każdy oddech. Wiem, że to koniec. Zabiłam się. Po chwili z trudem je otwieram by po raz ostatni spojrzeć na świat.. Mam zwidy, złudzenia.
Widzę go. Stoi nade mną. Zatapiam się w jego czekoladowych tęczówkach.. Czy ja, czy ja już umarłam ? Nie jeszcze nie. Jeszcze chwila, moment, minuta, sekunda..
- Kocham Cię Justin - szepczę i odchodzę.. Odchodzę do krainy wiecznych snów..
- Lauren, Lauren ! - krzyczy chłopak. Zauważa ją. Nad brzegiem rzeki. Leży tam.. jest ...martwa...

Ostatni rozdział naszego opowiadania. Dlaczego tak się stało ? Nie wiem, już od dawna był on gotowy i po prostu czekał na swoją kolej.
Został nam jeszcze epilog o dalszych losach Justina i reszty, który ukaże się niebawem..
Dziękuje Wam. Tak bardzo Wam za wszystko dziękuje.. < 333

czwartek, 7 lipca 2011

20. To ja Twoja siostra...

- Kolejny sekret ? - zapytałam sama siebie i zaczęłam czytać....
- Nie przecież to niemożliwe !... - krzyknęłam po przeczytaniu... W kopercie było kilka listów,
które należały.. do mojej matki ?
Cassandra Luxas, zaraz przecież ja znam to nazwisko. Tak się nazywała siostra mojej matki !.
To ona, to ona była moją matką !
Zaczęłam czytać jeszcze raz :
"Do Lauren"
Nie wiem czy kiedykolwiek będziesz czytać ten list, nie wiem też czy Twoi rodzice
wyznają Ci prawdę.., ale chciałam żebyś wiedziała, że nie mogłam inaczej postąpić.
Musiałam oddać jedną z Was. Nie byłaś lepsza ani gorsza po prostu Twoi rodzice wybrali Ciebie.
Dlaczego tak postąpiłam ? Historia zaczyna się równo 9 miesięcy przed Twoimi, waszymi narodzinami.
Był to zimny, ponury wrześniowy piątek. Wraz z moim ówczesnym chłopakiem, Twoją matką i ojcem wybraliśmy się
na imprezę. Lisa ( mama Lauren. od. autora ) i jej chłopak, a Twój ojciec jechali z nami jako przyzwoitki. Impreza była bardzo udana,
może nawet za bardzo. Wypiliśmy za dużo i straciliśmy kontrolę nad rzeczywistością. Kiedy szłam w stronę toalety
spotkałam Johna ( ojciec Lauren. od. autora ) no i stało się. Początkowo zaczęliśmy tylko flirtować, aż później
zrobiliśmy "to". Byłam załamana wiedziałam, że Twoja matka mi tego nie wybaczy i tak też się stało. Po pewnym czasie okazało się,
że jestem w ciąży. Cała prawda wyszła na jaw.. Mój chłopak gdy dowiedział się o zdradzie zerwał ze mną i od tamtego czasu go
nie widziałam. Lisa zerwała z Johanem, ale ich uczucie było silniejsze i wrócili do siebie. Zostałam sama. Cała rodzina na czele z Lisą
odwróciła się odemnie.. Czułam się potwornie. Znienawidziłam siebie i Was. Dowiadując się, że to ciąża bliźnicza wiedziałam co zrobię.
Oddam jedną biologicznemu ojcu i jego dziewczynie, a mojej siostrze. Tak też postąpiłam. Twoi rodzice wyjechali byś
nie dowiedziała się prawdy i aby nie było plotek. Wiem, że radzą sobie bardzo dobrze i cieszę się.
Mam nadzieję, że się kiedyś spotkamy.
Twoja matka. - czytałam, a po moich policzkach spływały łzy. A więc to ona jest moją matką, ale przecież, przecież ona nie żyje !
Siostra mojej matki popełniła samobójstwo ! Czyli, czyli to oznacza, że nigdy jej nie poznam..
Czyli moja mama nie była biologiczną matką ? Ale mój ojciec tak.
O co tu chodzi ? Kim oni są do cholery ? Kim ja jestem ?
Muszę się tego dowiedzieć..

*3 tygodnie później*
- To ja Twoja siostra.. - powiedziałam do dziewczyny, która bezproblemu mogłaby być moim sobowtórem.
- Lauren ? - patrzy na mnie z niedowierzaniem. Przytakuję głową i obie rzuacmy się sobie w ramiona.
Tak teraz już wszystko jasne. Odnalazłam moją siostrę i dowiedziałam się wszystkiego.
Przeprowadzam się do niej do Atlanty ! Tak to dziwne, że ona mieszka w Atlancie, nawet bardzo.
Jeszcze kilka miesięcy temu nie sądziłam, że będę teraz tutaj wśród moich nowych przyjaciół i siostry !
Hurra ! Jestem w siódmym niebie.
I wiecie co ? Chodzę z Justinem już ponad 2 tygodnie i o dziwo nie zwariował jeszcze.
Ja i moja siostra jesteśmy bardzo podobne do siebie. Czasami nawet Bieberowi zdaża się
nas pomylić, co nie jest miłe, ale muszę jakoś wytrzymywać...

*2 Miesiące później*
Dziś mijają 2 miesiące odkąd jesteśmy razem. Wszystko zaczyna się układać. Nasi dziadkowie zgodzili się nas
zaadoptować i teraz to oni są naszymi opiekunami..
Mieszkają w L.A, a my tutaj. Wciąż nie mogę w to uwierzyć. To brzmi jak sen, z którego nie mam
najmniejszego zamiaru się budzić.
Ubrana w śliczną czerwoną sukienkę schodzę na dół by otworzyć drzwi. W drzwiach widzę mojego chłopaka i rzucam mu się na szyję.
Od nie odwzajemnia tej euforii.
- Lauren możemy porozmawiać ? - pyta. Wchodzi i siada na kanapie w salonie.
Zaczynam się denerwować, jego mina nie wróży niczego dobrego...
- Wyjeżdżam - szepcze...
- Co ? Żarujesz ? - parskam.
- Niestety nie.. - mówi smutno.
- Na długo ? - zadaję kolejne pytania a po mojej twarzy zaczynają zpływać łzy.
- Na rok - odpowiada...


Rozdział 20 i przedostatni :(. Zbliżamy się do końca naszego opowiadania. Nie wiem czy na tym blogu powstanie kolejne opowiadanie. To zależy czy będziecie chcieli.
Jak na razie życzę Wam miłego czytania i do jutra ; ***.

niedziela, 3 lipca 2011

19. Kocham go i nie pozwolę zmarnować sobie wszystkiego po raz kolejny.

No właśnie. Tym kimś okazał się nie kto inny jak Justin.
- Siema - wymruczałam.
- Wszystko okey ? - zapytał, a w jego oczach pojawił się lęk.
- Jasne, lepiej niż myślisz. Wejdź - mówiłam. Chłopak posłusznie wszedł i usiadł w wskazane miejsce..
- Napijesz się czegoś ? - pytałam wskazując na barek pełen alkoholu.
- Nie dzięki. Nie piję alkoholu. I ty chyba też nie powinnaś. - wykręcał się..
- Nie to nie. - wzruszyłam ramionami jednocześnie nalewając kolejny kieliszek. Jednym ruchem wypiłam go i przystąpiłam do nalewania kolejnego. Bieber patrzył na mnie z irytacją.
- Lauren wystarczy już.. - próbował wyrwać mi kieliszek.
- Dobra - mruknęłam i przysunęłam się do niego. Spojrzałam mu w oczy i zaczęłam delikatnie całować.. Nie opierał się, wręcz przeciwnie. Spodobało mu się to. Moja ręka powędrowała do
guzików przy jego koszuli, które zaczęłam gwałtownie odpinać.. nie przestając go całować. Nie panowałam nad tym co robię. Wiedziałam tylko, że nie jest to w porządku..
- Co ty robisz ? - spytał wyrywając się.
- To co nam przerwano - wymruczałam i uśmiechnęłam się szyderczo.. po czym wróciłam do całowania.
- Lauren wystarczy. ! - krzyknął.
- A więc nie podobam Ci się ? - warknęłam..
- Nie to nie tak ! - mówiła..
- A jak ? - zapytałam
- Podobasz mi się. Nawet bardzo, ale nie chcę żebyś później tego żałowała. Chcę tego, ale nie w takich okolicznościach. Za dużo wypiłaś to przez to - powiedział zapinając koszulę i ruszył w stronę kuchni.
Przed oczami wszystko zaczęło mi wirować. Czułam się strasznie.. po chwili zasnęłam.
Następnego dnia obudziłam się po południu. Wszystko mnie bolało. Nie mogłam nic powiedzieć, nie mówiąc już o jakichkolwiek ruchach.
- Ałłłaaa ! - krzyczałam próbując się podnieść.. Rozejrzałam się do okoła. Po chwili ujrzałam chłopaka leżącego na przeciwnej kanapie..
- Co się stało ? - zapytałam. W głowie miałam totalny mętlik nic nie pamiętałam w dodatku strasznie bolała mnie głowa..
- Wczoraj trochę za dużo wypiłaś - odpowiedział.. Nie mogłam w to uwierzyć. Ja piłam ? Brzydzę się alkoholem..
Wypiłam gorącą herbatę i znów ułożyłam się do snu.
Kolejne dni mijały błyskawicznie. Rozpoznawanie ofiar, przygotowywania do pogrzebu.. Na szczęście Justin, Pattie, Caitlin, Christian i moi dziadkowie wspierali mnie przez cały czas.
Gdyby nie oni nie poradziłabym sobie. Są teraz dla mnie wszystkim. Moją jedyną, chociaż nie prawdziwą, ale rodziną. Długo zastanawiałam się czy powinnam zapytać dziadków i poznać prawdę
o moim życiu, ale nie chcę ich teraz jeszcze bardziej dołować. Sama do tego dojdę gdy tylko się ogarnę. Nie ma dnia abym nie płakałam. Kogo mi najbardziej brakuje ? Każdego po trochu..
Rodziców, no bo, bo byli moim rodzicami. Niezależnie jakimi, ale rodzicami. Adama i Davida za przyjaźń jaka nas łączyła. Z nimi nigdy się nie nudziłam. No i przedewszystkim Weronici.
Może to głupio zabrzmi, ale ona była całym moim światem.. rozumiałyśmy się bez słów... jest niezastąpiona i zawsze nią będzie. Jedyne czego żałuję, to to że nie pogodziłyśmy się.
Odeszła i już nigdy nie będę mogła jej przeprosić.. Zrozumiałam, że to wszystko moja wina. Byłam cholerną, samolubną egiostką, niestety zrozumiałam to trochę za późno.

Dziś pogrzeb. Dzień, którego każdy się bał. Wszyscy są załamani, ale wspierają się wzajemnie. Wciąż nie pogodziłam się z ich stratą. Wierzę, że są gdzieś obok i chcą, abyśmy byli szczęśliwi.
Wszystko było krótkie, ale piękne, wszyscy ruszyli w swoją stronę, a ja jeszcze zostałam na cmenatarzu, zamierzałam wyznac to, co gryzło mnie od dawna. Usiadłam na drewnianej ławeczce obok grobu
i patrzyłam na ich zdjęcie wyryte w ciemnym marmurze.
- Nie wiem kim dla mnie byliście, ale zawsze Was kochałam i będę kochać. Nie zależnie od tego czy mam siostrę i czy jesteście moimi prawdziwymi rodzicami jesteście dla mnie
najważniejsi. Przepraszam za wszystko, za to że byłam potworną córką i zginęliście przezemnie. Nawet nie wiecie jak bardzo chciałabym się z Wami teraz zamienić..
Gdybym mogła oddałabym swoje życie za wasze.. Kocham Was..- wyszeptałam. Po raz pierwszy od bardzo dawna wypowiedziałam w ich stronę te dwa pochopnie używane słowa..
Wstałam, a za sobą ujrzałam Justin, rzuciłam się w jego ramiona i poczułam bezpieczeństwo. Wróciliśmy do domu.. do mojego domu.. Teraz to wszystko było moje. Miałam niesamowity majątek, ale nie miałam ich.
Oddałabym wszystkie pieniądzę aby tylko wrócili. Justin musiał wracać. Poleciał do Atlanty.. Christian i Caitlin również.. Dziadkowie zostali w L.A, a ja ? A ja znowu jestem sama. Nie przeraża mnie już to.
Przyzwyczaiłam się już, jednak teraz czuję się trochę inaczej. Wiem, że Justin wróci za kilka dni i się zobaczymy. Co będzie dalej ? Nie wiem.., ale kocham go i nie pozwolę zmarnować sobie wszystkiego po raz kolejny.
Za bardzo mi na nim zależało.Tak powiedziałam to. Lauren Brower otwarcie mówi o swoim uczuciu do Justin Biebera. O uczuciu, którego tak długo się wypierała..
Następnego dnia obudziłam się w ponurym nastroju. Czekało mnie dziś porządkowanie wszystkich rzeczy. Postanowiłam trochę poszperać. Weszłam do ogromnego gabinetu, który był "pracownią"
mojego ojca. Rzadku tu bywałam. Może dlatego, że niezbyt chętnie pozwalał mi tu wchodzić. Po powrocie z pracy zawsze zaszywał się tu na kolejne kilka godzin i tak dni mijały. Gabinet był naprawdę wielki.
Swego czasu była tu pewnie jakaś biblioteka.. Tak ten dom ma w sobie to coś. Jest bardzo stary, chociaż wcale na taki nie wygląda. Całe wnętrze urządzone jest w noweczysnym stylu... tylko tutaj pozostało
tak jak kiedyś. Nie wiem dlaczego. Może to jakieś szczególne miejsce ? Ale nie czas zawracać sobie tym głowy. Zaczęłam od wyciągania z półek starych książek. Wszystkie były bardzo zakurzone, ale
w dobrym stanie. Wzięłam kilka z nich. Lubię czytać książki, a teraz kiedy nie mam się do kogo odezwać będę mogła "rozmawiać" z nimi. Chwyciłam jedną i otwarłam.
"Mgła zapomnienia" - hm. Ciekawe. Zaraz przecież coś tu jest ! - w mojego głowie budowała się ciekawość. Był to starannie schowany list.
- Kolejny sekret ? - zapytałam sama siebie i zaczęłam czytać.... Nie przecież to niemożliwe !... - krzyknęłam po przeczytaniu...
***
Małymi krokami zbliżamy się do końca kolejnego opowiadania. Zostały nam jeszcze jakies 3, 4 rozdziały. Co dalej ? Mam dla Was małą niespodziankę ;D. Otóż założyłam kolejnego bloga ;). Oczywiscie również z opowiadaniami.

http://justinbieberofstory.blog.onet.pl/

Aczkolwiek nie wiem czy jest sens pisania, ponieważ nie wiem czy ktos to czyta. Na blogach oneta latwiej dodać komentarz no i jest bardziej estetycznie. Czy blog wystartuje ? To wszystko zależy d WAS. Czy będziecie chcieli czy też nie.
Miłego czytania :D < 333

piątek, 1 lipca 2011

18. Pamiętasz ten dzień jak się poznaliśmy ?

- Czy rozmawiam z Lauren Brower ? - usłyszałam głos po drugiej stronie.
- Taak. Czy coś się stało ? - odpowiedziałam pytaniem na pytanie. Czego po chwili żałowałam. To co usłyszałam było dla mnie ciosem. Znowu po mojej twarzy spływały łzy. Na chwilę odsunęłam słuchawkę.
Nie chciałam słyszeć już nic więcej... Te informacje całkowicie mi starczały.
- Justin. Ona nie żyje - wydukałam... Chłopak wstał i spojrzał na mnie z miną "WTF?".
- Oni nie żyją.. - dodałam po chwili.. Nadal patrzył na mnie jak na idiotkę.
- Kto nie żyje .? - zapytał.
- Wszycy.. Nie przecież to niemożliwe.. To jakiś głupi żart - mówiłam sama do siebie.. Bieber podszedł do mnie i delikatnie objął. Poczułam się bezpieczna, jednak nadal myślałam o tym co powiedział tamten
mężczyzna. Nagle w jego ramionach rozpłakałam się jak dziecko..
- Hej mała.. Co się stało. ? - pytał.. Opowiedziałam mu wszystko co do słowa. On również nie mógł w to uwierzyć.. Szybkim ruchem wyrwałam się z jego objęć i włączyłam telewizor na najbliższym
kanale informacyjnym.
- Informacje z ostatniej chwili... Lecący kilka godzin temu z L.A do Kalifornii samolot niespodziewanie rozbił się podchodząc do lądowania. Z 98 osób przebywających na pokładzie przeżyło
zaledwie 12. Przyczyny katastrofy nie są znane. Więcej informacjii można uzyskać dzwoniąc na naszą infolinię.... Łączymy się w szczerym smutku z rodzinami ofiar. - mówiła młodziutka, drobna dziewczyna
o ślicznych długich lokach. Staliśmy jak wryci spoglądając raz na TV raz na siebie nawzajem..
- Justin ja muszę tam jechać - wyszeptałam i wtuliłam się w niego.
*Oczami Justina*
Delikatnie gładziłem jej długie włosy. Czy to wszystko musiało się stać właśnie teraz ? Przecież mogliśmy... a zresztą. Zależy mi na niej i chcę jej pomóc.
- Dobra pakujmy się - wydukałem smutno. Nie chciałem tego, bo te wakacje bardzo mi się podobały, ale..
Wciągu następnych kilku godzin wszystko potoczyło się błyskawicznie. Lotnisko, bilety, odprawa.. i już
po kilku minutach byliśmy w drodze powrotnej. Lot w przeciwieństwie do tamtego przebiegł
bez problemów. Lauren przez całą drogę płakała. W jej oczach było widać chociaż trochę nadzieji, że oni żyją.
Przez cały czas sobie to powtarzała, ale chyba nie skutkowało..
- Justin co teraz będzie ?. Kim ja teraz jestem ? W ciągu kilku chwil straciłam tyle bliskim mi osób.
To wszystko moja wina.. Może gdybym nie uciekła oni zostaliby jeszcze ? Nienawidzę siebie.
To ja ich zabiłam ! Rozumiesz ? Oni zginęli przezemnie. Moja mama, tata, David, Adam, Weronica !
Przecież to niemożliwe - powtarzała przez cały czas.
- Wszystko będzie dobrze rozumiesz ? Musisz być teraz silna.. - odpowiadałem cały czas. Wreszcie wylądowaliśmy i udaliśmy się do wskazanego szpitala..
*Oczami Lauren*
Boję się. Tak cholernie boję się tam wejść. A co jeśli ich tam nie będzie ? - mówiłam do siebie. Nie Lauren nie możesz tak myśleć. Oni na pewno żyją nic im nie jest.
Przed wejściem starałam się uspokoić i opanować. W milczeniu weszliśmy do szpitala. Pielęgniarka skierowała nas pod odpowiednie sale. Wszystkie znajdowały się na intensywnej terapii.
Troszeczkę się przeraziłam, ale wiedziałam, że teraz strach nie jest odpowiednii.
- Mam iść z Tobą ? - wyrwło mnie z myśli pytanie Justina.
Zebrałam wszystkie myśli. Jasne, że chciałam aby poszedł ze mną, ale nie chciałam żeby to wszystko widział.
- Nie, zostań tu. Poradzę sobie - wydukałam.
Ruszyłam w stronę pierwszych sal. Stanęłam pod zamkniętymi drzwiami. Wzięłam głęboki oddech i lekko uchyliłam drzwi. Ku mojemu zdziwieniu nie było to aż tak odrażającę.
Dobra, dobra, żeby nie było, że samolubna jestem, ale myślałam, iż zobaczę tam gorsze rzeczy. Rozejrzałam się dookoła.
- Nic. - mruknęłam pod nosem. Starałam się być bardzo cicha, bo w większości z tych sal wykończeni ludzie spali... A może byli nie przytomni ? Nie wiem. W każdym razie
wraz z ilością odwiedzanych sal moja nadzieja robiła się coraz mniejsza.. Niestety. Została ostatnia sala. Obawiałam się najgorszego. Jednym ruchem otwarłam drzwi i weszłam. Czego od razu pożałowałam.
Nie mogłam w to uwierzyć... Stanęłam jak wryta. Nie mogłam się ruszyć, a co dopiero coś powiedzieć. Odwróciłam się i wybiegłam najszybciej jak potrafiłam. Chciałam znaleźć się jak najdalej od tego miejsca.
- Muszę stąd wyjść - rzuciłam krótko do Biebera nie zatrzymując się. Wybiegłam przed szpital i osunęłam się na najbliższą ławkę. Nie mogłam dojść do siebie.
- Przecież w tej sali.. to, to na pewno był on - mówiłam nie zważając na to, że Justin stanął nademną. Usiadł obok mnie.
- Kto tam był ? - zapytał spokojnie.
- Ten, ten człowiek, który napadł mnie w parku.. - wydukałam.
- Jaki człowiek ? - pytał dalej.
- Pamiętasz ten dzień jak się poznaliśmy ? - zapytałam..
- Tak, ale co ma jedno do drugiego ? - mówił zdezorientowany.
- Wtedy, wtedy jak się pokłóciłam z Caitlin ?... - zrobiłam przerwę. Chłopak przytaknął.
- Ja później pobiegłam no i wpadłam na tego człowieka.. On, on chciał - mówiłam przez łzy.
- Chciał mnie zgwałcić - wyszeptałam. W jego oczach pojawiło się przerażenie...
- Ale jak to ? - zapytał.
- W ostatniej chwili uratował mnie Ryan - kontynuowałam. Patrzył na mnie ze zdziwieniem.. W dodatku właśnie uświadomiłam sobie, że to była już ostatnia sala i oni rzeczywiście nie żyją..
To mnie jeszcze bardziej dołowało..
- Proszę wracajmy - wyszeptałam. Tak też zrobiliśmy. Wróciłam do domu.. sama. Znowu.
W jednej chwili moje życie straciło sens. Nic już nie ma. Został mi tylko Justin, z którym i tak naprawdę nie wiem co mnie łączy.. Krzątałam się po pokojach. Po mojej twarzy przez cały czas spływały łzy..
Miałam tego wszystkiego dosyć. Przerosło to mnie. Chciałam chociaż na chwilę od tego wszystkiego odpocząć.. Stanęłam przed ogromnym barkiem. Otworzyłam go i sięgnęłam po jakąś butelkę. Wzięłam kieliszek
i nalałam do niego odrobinę napoju. Nie lubię alkoholu, ale czułam potrzebę wypiać chociaż kilku kropel.
- Mmm dobre. - mruknęłam do siebie nalewając kolejny kieliszek. I tak przez cały czas puki nie opróżniłam całej butelki. Miałam wrażenie, że pozbyłam się wszystkich problemów. Czułam się szczęśliwa i wolna.
Zaczęłam robić bardzo dziwne rzeczy...
******
W końcu jest ;D. Wiem, że nawalilam i bardzo długo czekaliscie, ale wybaczcie. Mam nadzieję, że teraz się poprawię .! Miłych wakacji ; *.
A i jeszcze jedno chciałam Wam polecić bloga mojej koleżanki, a zarazem stałej czytelniczki naszego bloga . http://historiaodziewczynieijustinie.blogspot.com/
Dominikoo < 333

poniedziałek, 20 czerwca 2011

17. Justin, ona nie żyje.

- Justin proszę... nie utrudniaj nam tego. To wgl nie powinno się stać. Rozumiesz ? Nie powinniśmy przekraczać granicy przyjaźni.. - mówiłam cicho. Chłopak stał i patrzył na mnie z żalem w oczach.
- Ty nic nie rozumiesz ? - zapytał
- Tak właśnie zrozumiałam. Przyjaciele nie powinni tak robić - odparłam.
- Ale ja nie chcę być twoim przyjacielem ! - krzyknął.
- Dlaczego ? - wyszeptałam. Nic nie rozumiałam.
- Bo Cię kocham ! - wykrzyczał i wyszedł trzaskając drzwiami.... Zostałam sama. Znów. W tej ponurej ciemności. Całkowicie zdezorientowana... Nie wiedziałam co mam robić. Zostać czy biec.
Wybrałam to drugie.. Szybko wstałam i pobiegłam.. Biegałam korytarzami, zaglądając we wszystkie możliwe miejsca. Nigdzie go nie było. Zaczęłam przeklinać pod nosem. W końcu wykończona
wróciłam do apartamentu. Rozejrzałam się dookoła. Zaraz .! Wiem.! Jeszcze taras... Spokojnym cichym krokiem ruszyłam w jego stronę. Uchyliłam drzwi.. Nie myliłam się. Justin był tam. Siedział oparty o
barierkę i grał.. na gitarze śpiewając przy tym cicho. Powoli zbliżałam się w jego stronę, tak by mnie nie zauważył. Starałam się wsłuchać w tekst.
You're who I'm thinkin' of
Girl, you ain't my runner up
And no matter what
You're always number one.. - śpiewał cicho. Nie znałam tej piosenki choć wydawała mi się dziwnie znajoma. Być może słyszałam ją gdzieś u Weronici. Po raz pierwszy jego śpiew
wydawał mi się jakiś inny. Działał na mnie w sposób hipnotyzujący. Przez kolejne wersy rozpłynęłam się całkowicie. Nawet nie zwróciłam uwagi gdy skończył. Nadal byłam w tym dziwnym stanie,
z którego nie chciałam wyjść. Chłopak zauważył mnie i patrzył na mnie z przekąsem. Patrząc na mnie miał mieszane uczucia. - przynajmniej tak mi się wydawało. Usiadłam obok niego w milczeniu.
Zebrałam myśli w jedną całości i zaczęłam..
- Justin przepraszam.. Nie powinnam była tego mówić. - powiedziałam smutno.
- Nie przepraszaj. Przecież to nie Twoja wina.. przecież nie możesz na siłę mnie pokochać - mówił. Cholera jak on może tak mówić ?
- Proszę posłuchaj to nie tak.. - próbowałam jakoś załagodzić całą tą sytuację.
- Nie. Wystarczy. Już wszystko już jasne. Nigdy nie będziesz w stanie zrozumieć kim jestem naprawdę. Chciałem Ci pokazać, ale nie potrafi już dłużej tak. Od początku jak Cię tylko
zobaczyłem spodobałaś mi się. Nigdy niczego takiego nie czułem. Chciałam żebyś poznała prawdziwego Justina Biebera. ! Nie żadną gwiazdę, tylko tego kim jestem naprawdę.. - mówił. Do
moich oczu napłynęły łzy.
- Czy ty naprawdę nie rozumiesz .? Ja też Cię kocham idioto ! - wykrzyczałam. Zamurowało go. Czy ja .. ? Czy ja właśnie to powiedziałam ? Te dwa słowa, których od dawna unikałam. Czy
ja naprawdę to powiedziałam ? - w mojej głowie rodziły się pytania. Chłopak patrzył na mnie ze zdziwieniem.
- Co. ? Żartujesz sobie prawda ? - pytał z dociekliwością.
- Nie. - wyszeptałam..
- To, to dlaczego nie chcesz.. no wiesz. - zapytał.
- Bo się boję. Tak cholernie się boję ! - mówiłam coraz głośniej.
- Nie chcę zaczynać czegoś co nie ma przyszłości ! Rozumiesz ? Nasz związek nie miałby żadnych szans ! Nie chciałam się w to angażować, bo się boję. Tak bardzo boję się
rozczarowania. Nie chcę być dla Ciebie kolejną "chwilówką". Ja chcę być z kimś kto będzie mnie kochał przez cały czas. Boję się zdrady.. to, że sobie później nie poradzę.., .- krzyczałam. Po mojej twarzy spływało morze łez.
- Ale, ale skąd to możesz wiedzieć .? Nie chcę Cię skrzywdzić.. - zaczął.
- Nie wierzę Ci. - wyszeptałam.
- Chciałbym Ci udowodnić i zrobię to ! - wykrzyczał.
- Jak ? - zapytałam. Nasza rozmowa przerodziła się w głośną kłótnię.
- Tak. - powiedział i zbliżył się do mnie. Oparłam się o barierkę. Nasze usta od dawna lgnęly do siebie, aż w końcu złączyły się w jedną całość. Na początku się nie opierałam lecz później zaczęłam
lekko się wyszarpywać.
- Justin.. - próbowałam coś powiedzieć. Chłopak nie przestawał. Na dworze robiło się coraz jaśniej. Poczułam na swojej skórze gorące Zaczął błądzić swoimi dłońmi po mojej szyi,
zjeżdżając delikatnie po moich ramionach...
- Co ty robisz ? - zadałam kolejne pytanie.. Justin nic sobie z tego nie zrobił. Nadal całował mnie jak oszalały. Okey może mi się podobało, ale..
Postanowiłam w pełni mu się oddać. Nie wiedziałam co zamierzał, ale niezależnie chciałam tego
. Może on naprawdę coś do mnie czuje ?
Jego wargi, oddech, smak. Czekaj, czekaj…Czemu ja się na to zgadzam. Nie mogę! Ale chcę… Rozpłynęłam się jak czekoladka z nadzieniem truflowym.
Mmm… Całował mnie namiętnie, sugestywnie i porywczo.Brakło mi już tlenu, w moim brzuchu czułam stado owadów, a w nogach watę cukrową.
Jakie ja mam schizy. Moje ręce powędrowały na jego szyję, a za to jego dłonie były na moich plecach. Jedna ręka szła w stronę pośladków, a druga w odwrotną stronę
. Do szyi. Szliśmy w stronę łóżka, nagle się położyłam na nim, a on zaraz na mnie. Nie mogłam się powstrzymać, moja ręka zaraz powędrowała pod jego koszulkę.
Nie mogę na to pozwolić. Na chwilę się od siebie oderwaliśmy.
- Nienawidzę ciebie, Bieber! –powiedziałam, przy okazji dotleniając się.
- Ja ciebie bardziej, Lauren. –zaapelował, po czym znów zaczął mnie nachalnie całować.
Jego rękę czułam pod bluzką, przy zapięciu od stanika. Ale coś musiało nam przerwać. A dokładniej telefon. Mój telefon. Cholera miałam ochotę wyrzucić go przez okno. Czy on zawsze
musi przerywać w najmniej chcianym momencie ?
- Nie przestawaj - szepnęłam. iPhone dzwonił jak oszalały. Dobra okey.
- Wygrałeś - mruknęłam w stronę telefonu, wstałam i odebrałam.
- Czy rozmawiam z Lauren Brower ? - usłyszałam głos po drugiej stronie.
- Taak. Czy coś się stało ? - odpowiedziałam pytaniem na pytanie. Czego po chwili żałowałam. To co usłyszałam było dla mnie ciosem. Znowu po mojej twarzy spływały łzy. Na chwilę odsunęłam słuchawkę.
Nie chciałam słyszeć już nic więcej... Te informacje całkowicie mi starczały.
- Justin. Ona nie żyje - wydukałam...
***
Za nami 17 rozdzial. Miał być długi... Ale obiecuję, że jutro będzie 2 częsć, bo dzis nie mam czasu. Koniec roku się zbliża, tak więc będę miala więcej czasu na pisanie. Zdecydowaliscie, że chcecie średnie rozdzialy co 3 dni. Tak też będzie. ;) Do jutra... ; *
PS. Następny rozdział będzie dopiero w lipcu gdyż w srodę wyjeżdżam na wakacje.
< 333

poniedziałek, 13 czerwca 2011

16. Zapomnij o mnie.

Całował mnie delikatnie, jednak z szaleństwem jakby robił to pierwszy i ostatni raz. Czułam jak moje serce biło z prędkością światła. Wszystko byłoby udane gdyby nie....... zadzwonił telefon. W jednej chwili oboje oderwaliśmy się od siebie. Nasze oddechy były nierówne. Szybkim ruchem wyjęłam iPhona z torebki. Na wyświetlaczu widniało zdjęcie Christiana. Zirytowana odebrałam.
- Czego ? - warknęłam. Nie potrafiłam określić czy byłam szczęśliwa, że to przerwał czy też nie.
- Lauren gdzie ty jesteś ? Co się z Tobą dzieje ? Bardzo się o Ciebie wszyscy martwimy - usłyszałam znajomy głos po drugiej stronie, lecz nie był to Chris. Był to Ryan..
- Co ty się tak nagle zacząłeś mną interesować ? - wysyczałam.
- Nie mów tak, dobrze wiesz, że tak nie jest. - mówił spokojnie.
Justin siedział i zza interesowaniem przysłuchiwał się naszej rozmowie.
- A niby jak jest ? Będziesz mi teraz próbował wmówić,że mnie kochasz ? Oszczędź nam tego ! - krzyczałam.
- Przestań. ! Kocham Cię, ale to nie zmienia faktu, że bardzo cię zraniłem...
- Skończ ! Nie chcę tego słuchać..
- Uspokój się. Chcę z Tobą porozmawiać.. proszę .. Gdzie jesteś ?
- Wydaje mi się, że nie mamy o czym ze sobą rozmawiać. - mówiłam. Justin chyba zrozumiał z kim rozmawiam i odsunął się udając, że nie chce przeszkadzać, chociaż tak naprawdę chciał wszystko słyszeć.
- Okey. To nie jest rozmowa na telefon... Słuchaj wiesz może gdzie jest Justin ? Zniknął gdzieś i od wczoraj nikt go nie widział. Ma wyłączony telefon. Zaczynamy się denerwować - zmienił temat. Odsunęłam słuchawkę i szepnęłam w stronę Biebera.
- Co mam powiedzieć ? Gdzie jesteś ?
- Nie wiem. Najlepiej powiedz prawdę - odpowiedział.
- Yyy Justin ? O niego też nagle zacząłeś się martwić ? Szkoda, że nie pomyślałeś o tym całując się z jego dziewczyną ! Wszystko w porządku nie martw się. Jesteśmy na krótkich wakacjach. A teraz sory, ale idziemy na spacer - skłamałam. Chciałam aby poczuł się zazdrosny.
- Co ? Ale jak to ? Wy razem ? Przecież my... - zaczął.
- Ryan. Między nami wszystko skończone. Zapomnij o mnie - powiedziałam i rozłączyłam się. Justin spojrzał na mnie zza ciekawienie,. Teraz została jeszcze jedna sprawa...
- Coś nie tak ? - zapytałam.
- Nie wszystko w porządku. To gdzie idziemy na ten spacer ? - zapytał i uśmiechnął się. Aww. Ten uśmiech mnie powalał.
- To była tylko aluzja. Musiałam go jakoś spławić - powiedziałam z satysfakcją. Chłopak posmutniał..
- No, ale skoro tak ci zależy możemy iść - mówiłam z obojętnością. Ruszyliśmy wzdłuż brzegu. Nadal byłam cała mokra zresztą Justin nie pozostawał gorszy. Zaczęliśmy rozmawiać. Chciałam wrócić do tego co się stało, ale nie miałam odwagii.
- Powiedz dlaczego chciałeś uciec ? - spytałam nagle.
- Nie wiem. Wszystko tak nagle straciło dla mnie sens. Chciałem od tego wszystkiego odpocząć. Musiałem wszystko przemyśleć - odpowiedział.
= Od wszystkiego ? Czy ktoś taki jak ty może mieć problemy ?
- Dosłownie.. A kim ja jestem ? Nie jestem wyjątkowy. To prawda moje życie codzienne różni się trochę od życia moich rówieśników, ale staeam się żeby było jak najbardziej normalne. Niestety to wszystko nie jest takie kolorowe jak myślełem. Czasem nawet zastanawiam się czy nie popełniłem błędu. Nigdy nie marzyłem o sławie i nie dążyłem do niej tak bardzo. To wszystko stało się z dnia na dzień. Na początku jak zawsze wydawało się fajne. Bo było to coś nowego, a teraz co ? Wszystko się zmieniło. Nie mogę poznawać nikogo nowego, bo nie wiem czego on chce !. Nie wiem komu mogę ufać ! To jest za trudne. Nie radzę sobie z tym - mówił smutno.
- Przepraszam nie wiedziałam. Po prostu zawsze wydawało mi się, że takie gwiazdy są rozpieszczone i moją wszystko... - mówiłam.
- Nie masz za co przepraszać. Skąd mogłaś wiedzieć ? A poza tym starczy już tego o mnie. Teraz powiedz co ty masz zamiar zrobić ? - zapytał. Wróciło do mnie wszystko. Znów moje życie zawaliło się tysiącem pytań i problemów.
- Nie wiem. Wgl sobie z tym nie radzę. To wszystko dzieje się zdecydowanie za szybko. Nie ograniam tego. Nadal nie dochodzi do mnie, że mam siostrę. Zawsze byłam jedynaczką. Miałam dobry kontakt z rodzicami, a oni ? Tak zwyczajnie mnie okłamywali. Nie umiem im tego wybaczyć - mówiłam.
- Lauren. Nie powinnaś ich tak pochopnie oskarżać. Może oni chcieli Ci powiedzieć, ale jeszcze nie teraz ? Może był/ jest jakiś powód ? - starał się rozładować mój gniew, ale efekt był odwrotny.
- Jak możesz ich bronić ? Po czyjej stronie jesteś ? - wykrzyczałam i zaczęłam biec. Chłopak pobiegł za mną.
- Zaczekaj ! - krzyczał. Przystanęłam na chwilę.
- Daj mi spokój ! Nie chcę Cię znać. ! - wydukałam przez łzy. W ciemności biegłam dalej. Justin najwyraźniej posłuchał mojej rady, bo pozostał na plaży. Cholera ! Co ja najlepszego narobiłam ? Przecież ja tego nie chciałam ! Potrzebuję go teraz jak nikogo innego. Tak cholernie potrzebuję jego bliskości...Teraz został mi tylko on.. Wróciłam do hotelu, wzięłam krótką kąpiel i położyłam się. Starałam sobie to wszystko jakoś poukładać. Pewne rzeczy musiałam przemyśleć. Jedne powiać inne pożegnać. Tak jak przyjaźń z Weronicą. Ona stała się już przeszłością. Czy da się to jeszcze uratować ? Bardzo bym chciała, ale przecież nie mogę ciągle żyć złudzeniami. Szansa jest naprawdę mała. David ? Mieliśmy pozostać przyjaciółmi, ale, ale nie możemy ! Nie będę potrafiła zachowywać się tak jakby nic się nie stało.. Leżałam wpatrując się w ciemność jaka tu panowała i rozmyślałam, gdy naglee.. Drzwi się uchyliły i do pokoju wszedł Justin. Podniosłam się i kątem oka spojrzałam na niego. Ruszył w moją stronę i usiadł na łóżku..
- Długo się nad tym zastanawiałem i postanowiłem, że cokolwiek postanowisz będę starł się pomóc - powiedział cicho. Zdziwiłam się trochę.
- Nie rozumiem...Co masz na myśli ? - spytałam.
- No czy będziesz chciała odnaleźć siostrę... - powiedział niepewnie.
- Nie sądzę. Jak ty to sb wyobrażasz ? Mam zapukać do jej drzwi i powiedzieć "Cześć to ja Lauren Twoja siostra ?" Ale dziękuje i doceniam to.. Jesteś kochany ! Przepraszam, ze tak na cb nakrzyczałam. Po prostu nie rozumiałam wielu rzeczy...- odparłam i wtuliłam się w niego. Po chwili odsunęłam się. Nasze wzroki spotkały się. Znów byliśmy w niebezpiecznej odległości. Nasze usta lgnęły do siebie aby znów się połączyć. Justin zbliżył się do mnie. Dzieliło nas kilka centymetrów. Poczułam niepewność...
- Justin stop ! - krzyknęłam i odsunęłam się. Bieber patrzył na mnie z niepewnością.
- My nie możemy... - zaczęłam
- Ale przecież... - próbował mi przerwać.
- Justin proszę... nie utrudniaj nam tego. To wgl nie powinno się stać. Rozumiesz ? Nie powinniśmy przekraczać granicy przyjaźni.. - mówiłam cicho. Chłopak stał i patrzył na mnie z żalem w oczach.
- Ty nic nie rozumiesz ? - zapytał
- Tak właśnie zrozumiałam. Przyjaciele nie powinni tak robić - odparłam.
- Ale ja nie chcę być twoim przyjacielem ! - krzyknął.
- Dlaczego ? - wyszeptałam. Nic nie rozumiałam.
- Bo Cię kocham ! - wykrzyczał i wyszedł trzaskając drzwiami....
***
Rozdział 16. Dedykowany Paulinie ; *. Mojej kochanej Palice, ;). Nasz dzisiejszy wf.. ach ; ). Miłego czytania. Do... poniedziałku ?

PS. Jedzie ktoś 30 czerwca na zlot fanów Biebera do Poznania ? Bo się wybieram, ale nie wiem czy warto ;) ?