czwartek, 14 lipca 2011

22. Epilog. Wszycy żyli długo i szczęśliwie.

Rozdzial dedykowany tym, którzy prosili o szczęsliwe zakończenie :).
Kocham Was < 333

Epilog.
*3 miesiące później*
*Oczami Justina*
Cholera, cholera, cholera. Nic mi nie wychodzi. Nie potrafię tak dalej żyć.
Od jej śmierci minęły 3 miesiące a ja nadal ją widzę. Cały czas mam przed oczami obraz z parku. Leżąca, bezbronną, martwą.. Przecież to niemożliwe ! Ona nie mogła umrzeć. Dlaczego to zrobiła ? Przecież ja ją kochałem, kocham i zawsze będę kochać.. Boże dlaczego ten świat jest taki okruty ? Dlaczego musiała to zrobić właśnie ona ? Nienawidzę, nienawidzę siebie. To wszystko moja wina. Powinienem ją wspierać, a ja tak po prostu sobie wyjechałem. Nigdy sobie tego nie wybaczę..
Ona nie żyje, a to wszystko moja wina. Sekcja zwłok wykzała, że to z pewnością było samobójstwo. To tabletki. Te głupie tabletki odebrały jej życie. Dlaczego ja się nie domyśliłem co chciała zrobić ? Może gdybym wcześniej otwarł ten list udałoby się ją uratować. Podły, podły świat ! Nie mogę tylko zrozumieć czemu ona to zrobiła ? Nigdy nie przypuszczałbym, że miałaby odwagę..
Każdy, ale nie ona. Nie osoba, która brzydziła się samobójstwa i nie rozumiała go.
Miała tyle planów, wielką przyszłość i co ? I wszystko się skończyło.
Wiem, że to moja wina. Na jej ręce wycięte było moje imię. Kochała mnie. I to nasze uczucie ją zabiło.
Nie wytrzymam tego dłużej.
Całe szczęście dziś ostatni koncert w całej trasie, a może i nie tylko trasie..
Siedzę w hotelowym pokoju, skulony i myślę o niej. Jest obecna w moich myślach 24h.. dzień i noc..
noc i dzień.. W każdej dziewczynie widzę ją. Wiele razy zdarzało mi się mówić
- Lauren to ty ? - wychodziłem na idiotę, ale gówno mnie to obchodziło !....
- Za godzinę zaczynamy - słyszę głos Sccotera po drugiej stronie drzwi. Głośno wzdycham i chowam się pod kołdrą.
Nie wytrzymam tego dłużej. Chcę znowu z nią być.. chcę poczuć smak jej ust.
Wstaję, idę do łazienki.. Przez kilka kolejnych minut grzebię w szafce..
- To jest to ! - wołam i wyciągam całe opakowanie tabletek. Muszę, muszę to zrobić - myślę i wyciągam jedną z nich.
Siadam pod ścianą i zaczynam jej się przyglądać..
- To ty. To ty i reszta Twoich koleżanek zabiłyście ją. A skoro zabiłyście ją, zabijecie też mnie - mówię do nich.
Cholera ! Co za idiota rozmawia z tabletkami ? Wstaję biorę tabletki i staję pod oknem. W dole stoi tysiące fanów wrzeszczących moje imię. Nie, nie mogę im tego zrobić. Muszę żyć. Chociażby dla nich.
Nie, nie Justin nie możesz żyć.. nie bez niej.
- Lauren pomóż mi - szepczę i spoglądam w niebo.. Jest tam ! Tak jak mówiła największym i najbileszym obłokiem..
- Powiedz mi proszę co mam robić.. Kocham Cię i chcę być z tobą, ale ja, ja nie mogę ich zostawić.. - zamykam oczy i skulam się.
Po chwili znów je otwieram. Ona, ona tu jest . - cały drętwieję.
- Lauren ? - pytam. Dziewczyna uśmiecha się lekko w moją stronę.
- Lauren to ty ? - powtarzam pytanie.
- Ja - szepcze dziewczyna i podchodzi do mnie. Jest taka, taka inna. Nie przypomina umierającej, cierpiącej Lauren.
Wygląda tak jak kiedyś.. W dniach gdy się poznaliśmy.
- Co ty tutaj robisz ? - pytam z niedowierzaniem. Mam wrażenie, że to sen. Nawet jeśli to ja nie chcę się budzić.
Wstaję i podchodzę do mniej próbując jej dotknąć. Niestety w tej chwili znika.
- Nie odchodź, proszę. Potrzubuję cię. Cholernie cię potrzebuje - mówię.
To, to musiało coś znaczyć. Ona cały czas tu jest i patrzy na mnie.
Bieber do cholery co się z Tobą dzieje ? To były tylko złudzenia.. a może nie. ?
Ponownie biorę do rąk opakowanie pełne tabletek. W ręku trzymam jedną z nich.
- Teraz albo nigdy.. - wydukuję i połykam jednę, po chwili drugą.. i tak aż nie opróżniłem całego opakowania.
I co już ? Umarłem ?
- Bieber czas zaczynać - słyszę wołanie. Nie jestem jeszcze na tym cholernym świecie. Przemywam twarz wodą i wychodzę.
- W końcu. Justin co się z Tobą działo ? - mama od razu podchodzi do mnie i mocno przytula. Nie protestuję. Wiem, że robi to po raz ostatni..
Po raz ostatni wtulam się w nią.
- Tak bardzo cię kocham - szepczę w jej stronę i wchodzę na scenę. W oczach tłumię łzy.
Nie ma już odwrotu. Muszę to zrobić. Nie chcę dalej cierpieć. Nie potrafię.
Rozbrzmiewa muzyka. Biorę mikrofon i zaczynam śpiewać kolejne wersy "Baby".
Cały czas myślę o niej. Patrzę na tysiące wrzeszczących fanek, ale myślę tylko o niej.
O tej dla, której żyłem, którą kochałem i do której za chwilę dołączę. Śpiewam kolejne piosenki i czuję się coraz gorzej.
Za chwilę nadejdzie ta chwila. Najgorsza chwila w życiu człowieka.. Chwila śmierci. Moment w którym kończy się wszystko
i po którym nie zostaje nic.

You're who I'm thinkin' of
Girl you ain't my runner up
And no matter what
You're always number one

Śpiewam to dla Ciebie wiesz ? - mówię w myślach i spoglądam w górę..
Rozbrzmiewa się ostatnia piosenka. Śpiewam ją rzadko, ale należy do moich ulubionych.
Jeżeli śpiewam po raz ostatni, a wiem że tak jest chcę śpiewać to.

I don't wanna go back
To just being one half of the equation
Do you understand what I'm sayin'?
I'm lost
Can't fix this compass at heart
Between me and love
You're the common denominator, oh, oh, ohh, oh
You're the common denominator, oh, yeah, woah

Coraz gorzej się czuję. Nie wytrzymam do końca piosenki.
- Stoop ! - wrzeszczę. Wszystko nagle milknie.. ludzie patrzą z przerażeniem.
- Chcę, chcę coś powiedzieć...
- Na samym początku wiedzcie, że to co mówię jest prawdą i nigdy więcej tego już nie powiem.
Chcę Was wszystkich bardzo przeprosić za to co się za chwilę stanie. Jestem pieprzonym egoistą wiem,
ale nie umiałem inaczej. Kochałem ją. Tak kochałem i nadal kocham. Lauren wiem, że pomimo tego, iż jesteś
już tam po drugiej stronie słyszysz mnie. Wiedz, że robię to dla Ciebie. Starałem sobie z tym jakoś poradzić,
ale nie potrafię. Tak jak napisałaś "Wszystko ma swój początek i koniec". Ten koniec właśnie nadszedł. - mówiłem,
a w mojej głowie wszystko zaczynało wirować. Spojrzałem na fanów. Byli zdezorientowani. Jedni płakali inni słuchali z ciekawością.
- Nie płaczcie. Błagam Was. Nie mogę na to patrzeć. Mama od zawsze mi powtarzała "Żyj tak aby nikt przez Ciebie nie płakał".
Więc proszę nie róbcie tego. Nie jestem wart waszych łez. Chcę Wam wszystkim bardzo podziękować. Moim najbliższym za to,
że mnie wspieraliście w ostatnich bardzo trudnych dla mnie miesiącach.
- Mamo - mówię i zwracam się do niej. Patrzy na mnie zza kulis za łzami w oczach.
- Dziękuje Ci za trud, który włożyłaś by wychować mnie na pożądnego człowieka. Czy się udało ? Na to pytanie najlepszą odpowiedź będziesz znała sama.
Kocham Cię bezgranicznie pamiętaj o tym zawsze. Nawet jeśli nie będę przy Tobie ciałem to będę duszą. Pomogę Ci. Jeżeli będziesz potrzebowała pomocy spójrz w górę.
Będę tam na Ciebie patrzył i cieszył się Twoim szczęściem razem z Tobą. Kocham Cię - mówię, a po mojej twarzy zaczynają spływać łzy. Z truden zaczynam oddychać.
Zostało mało czasu, a ja mam jeszcze tyle do powiedzenia.
- Christian, Caitlin. Wiem, że teraz jesteście gdzieś daleko i w najlepsze się śmiejecie, bo tak jest zawsze. Mam nadzieję, że usłyszycie kiedyś to co teraz powiem.
Byliście i zawsze będziecie dla mnie moimi przyjaciółmi. Kocham Was. Beadles nie śmiej się. Kocham Was tak po przyjacielsku. Dziękuje, że mnie wspieraliście i że
byliście obecni w moim życiu. Lepszych przyjaciół nie mogłem sobie wymarzyć. Kłociliśmy się i wyzywaliśmy, ale zawsze się godziliśmy, więc teraz jeśli jeszcze jakieś
rzeczy nas różnią chcę Was przeprosić..
- Tato, babciu, dziadku. Kocham Was. Co mogę jeszcze powiedzieć ? Nie mam pojęcia. Zresztą sami dobrze wiecie i sami dopowiecie.
- Braciszku, siostrzyczko. Nie rozumiecie mnie wiem. Jesteście najlepszym rodzeństwem na świecie i nie zamieniłbym Was na nikogo innego !. Mam nadzieję, że będziecie mnie pamiętać.
Chociaż jakieś epizody, w których uczestniczyłem. Brat was kocha...
- Dziewczyny, chłopacy, fani, antyfani.. Wam rówież dziękuje. W szególności fanom. Chciaż nie wiedzieliście co się dzieje i tak zawsze mnie wspieraliście.
Dzięki Wam udało mi sie przejść i nie zmienić w ciągu mojej krótkiej, a tak wiele znaczącej dla mnie kariery.
- Scotterowi za pomoc w dążeniu do sukcesu. Gdyby nie ty byłbym dzisiaj nikim.
- Usherowi mojemu mentorowi i przyjacielowi za współpracę i dobra rady. Dzięki stary.
- Kenny stary, Tobie też dziękuje. Miałeś mnie chronić do końca życia. No udało Ci się. Wszystkiego dobrego na nowej drodze życia - uśmiechnąłem się w jego stronę.
- No i przedewszystkim Tobie kochanie. Za to, że Cię poznałem, pokochałem. Za to, że pokochałaś mnie. Nie moją sławę tylko mnie. Zwykłego Justina Biebera ze Starford.
Wiedz, że jesteś byłaś i będziesz najważniejszą osobą mojego życia. Tą jedyną, na którą czekałem 17 lat.. i którą pokochałem od razu. Między nami było różnie, ale to miłość zwyciężyła
wszystko. Mam nadzieję, że przyjmiesz mnie i będziemy mogli żyć długo i szczęśliwie tam u góry. W raju. W miejscu, w którym nikt nie będzie nam już przeszkadzał..
Nie chcę żebyś myślała, że zrobiłem to przez Ciebie. Nie. Zrobiłem to dla Ciebie. Kocham Cię.. i już za kilka minut się spotkamy... - mówiłem, a po mojej twarzy spływały łzy.
Nie obchodziło mnie to, że płaczę.. Upadłem na scenę i zamknąłem oczy. Po chwili znów je otwarłem..
- Lauren ? - z trudem wypowiedziałem jej imię. Stała tu. Była jak żywa, ale unosiła się nad ziemią. Zupełnie jak duch.
- Co ty tu robisz ? - spytałem.
- Przyszłam po Ciebie - podała mi rękę i razem odlecieliśmy w stronę nieba.
- Kocham Cię - wyszeptaliśmy równocześnie...


I tak kończy się historia naszych bohaterów. Chcieliście happy end prawda ? No i jest. Może nie chodziło Wam o taki, ale oni w końcu byli razem i żyli długo i szczęśliwie tam po drugiej stronie.
Z góry obserwowali losy przyjaciół, rodziny i cieszyli się ich szczęściem.
A co u reszty bohaterów ?
Nie uwieżycie !

*Oczami Caitlin*
*10 lat później*
Teraz albo nigdy.. - mówię i siadam na ławce przed ich grobem.
- Justin kocham cię i zawsze kochałam. Nie chciałam przeszkadzać waszej miłości i chyba dobrze zrobiłam. Wiem, że w moim stanie nie powinnam tego mówić, ale nie czułam się fair. No
to co ? Szczęśliwego życia i będę się za Was modlić - mówię i wracam do klasztoru. Tak dobrze słyszycie zostałam siostrą zakonną.. i dobrze mi z tym. Oczwiście chciałabym
mieć męża i dzieci, ale czuję, że sługa Bogu to moje powołanie.

*Narrator*
Christian i siostra Lauren wzięli ślub. Mieli dwójkę dzieci. Dziewczynkę o imieniu Lauren, i oczywiście chłopca Justina.
Mama Justina i Usher wzajemnie się wspierali po śmierci Justina, aż w końcu uświadomili sobie, że łączy ich coś więcej.
Ich pierwsze dziecko mała Ashley ma 5 lat.
Wszystko potoczyło się zgodnie z ich planami. Żyli długo i mieli piękne życie.
A Justin i Lauren cieszyli się z ich szczęścia i żyli długo i szczęśliwie...
Wszystko musiało się tak potoczyć, bo przecież
"Nic nie dzieje się bez przyczyny".



Historia dobiegla końca mam nadzieję, że się spodoba.
Na dole umiesciłam ankietę z pytaniem czy mam pisać kolejne opowiadanie.
Do następnego ; *** < 333

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz