piątek, 29 lipca 2011

Prolog

- Panie Justinie pora wstawać !!! Śniadanie już w jadalni - krzyknęłam.
Jak zwykle nie odpowiedział (przecież nie wypada mu odpowiadać służącej), zszedł na dół jak zwykle godzinę póżniej. Ile czasu można rano spędzić w łazience, przesada. Podgrzałam szybko makaron ,
zrobiłam naleśniki , kanapki i podałam znowu na stół. Justin zaczął jeść (mam nadzieje że będzie mu smakować ).
-Co to jest ???Makaron za gorący , nie lubię naleśników ani z serem ani z czekoladą czy owocami a kanapki nawet nie przejdą mi przez gardło. Kiedy dostanę coś porządnego na śniadanie!!!Mam tego
dosyć jesteś zwol....- krzyczał Justin.
-Proszę , błagam tylko nie to. Jak ja teraz pomogę mamie. Nie będzie mnie stać na jej leczenie. Ona umrze !!!Proszę niech da mi pan ostatnią szansę , mogę ugotować coś innego tylko niech pan powie co ,
jedną szansę . błaagam !!!!
-Wiesz ile dziewczyn chciałoby być na twoim miejscu ???ale dobrze nie lubię sprowadzać nowych osób do domu , masz ostatnią szansę , a dzisiaj już nic nie chcę ,kupię sobie coś w drodze do wytwórni. A
jeszcze jedno do mojego powrotu dom ma błyszczeć spodziewam się gościa. pamiętaj twoja ostatnia szansa - powiedział justin. Wziął plecak, kluczuki do samochodu i wyszedł. A ja mam 3 godziny żeby
ogarnąć ten wielki dom ...Koniec rozżalania się ,czas wziąść się porządnie do roboty. Zacznijmy od jego sypialni potem salon jadalnia i 20 innych pomieszczeń.
W jego pokoju jak zwykle wielki bałagan , niewiem jak on to robi. Zamiatam pod łóżkiem i widzę stare pudełko . Wiem że nie powinnam otwierać , ale .... To jego zdjęcia z dzieciństwa , był tak samo biedny
jak ja, skromny, wstydliwy. Co się z nim stało ??? Ale widać żę chce zapomnieć o swojej przeszłości ,lepiej schowam to na miejsce. Szybko tu posprzątam , a potem pójdę ogarnąć resztę.
3 godziny później
O nie justin wrócił , a ja jeszcze nie mam obiadu dla niego . Już po mnie ,ale wyrobiłam się ze sprzątanie to najważniejsze .
- Jadłem na mieście !! - krzyknął justin
Jaka ulga. Uff . Do czasu ...
- Chce na 18 kolację dla dwóch osób.Oczywiście przy świecach i z szampanem . To ważna okazja . Nie zepsuj tego .- dopowiedział i poszedł do swojego pokoju. A jak zwykle zostałam z robotą muszę
wymyślić coś drogiego i wykfintnego....hmmm . Wiem!!! Zrobię owoce morza ,a głównym daniem będzie homar a na deser zamówię cisto z nalepszej cukierni.
GODZINA 18
Zaraz zjawi się gość . Wszystko gotowe tak jak chciał Justin, mam nadzieję że tym razem spełniłam swoje zadanie. Nagle slyszę dzwonek do drzwi ,ale wiem że nie mogę otworzyć - Justin zakazał mi
tego robić .
-Proszę pana chyba ktoś zadzwonił do drzwi - krzyknęłam zirytowana ( jak można komus pozwolić czekać 5 minut przed drzwiami ) w stronę jego pokoju.
Oczami justina*
Jezuuu ta służba !!!!! Przecież to ja jestem gwiazdą to zaszczyt przyjść do mojego domu .Przecież jak gość poczeka za drzwiami 5 czy 10 minut to nic się nie stanie nie ??? Jeszcze tylko się odświeżę i
zejdę.
Oczami Karoliny *
Jak można tak traktować ludzi ?? Nie rozumiem tego, ale ja napewno nie traktuje tak ludzi a nawet zwierząt.
No nareszcie pan justin zszedł na dół.Wpóścił i przywitał się z ..........

--------------------
Hej.Mam nadzieję że ten prolog się wszystkim spodoba , chociaż piszę takie opowiadanie pierwszy raz :D Dziękuję przedewszystkim Tali za taką możliwoć.Ciekawe jak ta historia potoczy się dalej, sama jestem ciekawe ale wszystko w rękach Tali :D Leszcze raz dziękuję . Następny rozdział już niedługo.Komentujcie i do następnego :D
ACHA!!! Zapomniałam autorką tego prologu jestem ja - Karolina , czyli fanka i czytelniczka wszystkich opowiadań Tali.

środa, 27 lipca 2011

Bohaterowie

Caroline Botticelli - 16 letnia dziewczyna mieszkająca w najbiedniejszej częsci L.A.
Ma rysyjsko-włoskie korzenie. Wychowywana jest przez matkę. Do dzis niewiadomo gdzie jest jej ojciec. Jedno jest pewne był Rosjaninem. Ma bardzo delikatną, a zarazem wrażliwą urodę ze względu na pochodzenie matki, która jest Włoszką. Kiedy zaszła w ciąże wyjechała do Stanów by móc zapewnić sobie oraz swojemu dziecku normalne życie. Są ubogie. Utrzymują się tylko z niewielkiego zasiłku i pensji Caroly. Jej matka od pewnego czasu nie pracuje, ze względu na swój stan, który pogarsza się z dnia na dzień.. Ma białaczkę. Caroline stara się jakos pomóc, ale z jej niewielkiej pensji nie jest w stanie wiele zrobić. Jednak jest osoba, która moglaby jej w tym pomóc. Niestety dla tej osoby ona jest zwykłą sprzątaczką...

Arias Amorette - 18 letni chłopak mieszkający w L.A. Jest nie tylko przyjacielem rodziny, ale też bliskim znajomym Caroly. Są dla siebie jak rodzeństwo. Przyjaźnią się wiele lat i nic nie zanosi na to, że mogloby się to zmienić. Ze względu na swoją Tajską urodę ma wielkie powodzenie, ale on skrywa w sobie pewną tajemnicę...

Justin Bieber - 17 latni chłopak, piosenkarz i rozpiwszczony bachor. Ma wszystkie czego chce i wokyrzystuje to w każdy możliwy sposób. Jego dziewczyną jest Selena Gomez. Zą idealnym duetem. Oboje zarozumiali i zakochani w sobie. Nie zwraca uwagi na krzywdę innych. Te wszystkie akcje charytatywne to wredne pozory. Naprawdę jest egoistycznym pozerem...

Oprócz tego pojawią się bohaterowie drugoplanowi.
- Amanda Botticelli - matka Caroline.
- Selena Gomez - dziewczyna Justina.
- Caitlin Beadles, Christian Beadles - byli przyjaciele Biebera.

*Proszę oto nasi bohaterowie. Prolog jutro ;)
Ciao < 333

piątek, 22 lipca 2011

A więc, hmm.. yy..

Tak, więc większoscią głosów (100%) zdecydowaliscie, że chcecie kolejne opowiadanie..
Więc nie pozostaje mi nic innego jak zacząć pisać ;).
Niestety na chwilę obecną nie mam pojęcia o czym ma być.
Może jakies pomysły ?
Pisać w komentarzach
lub na gg - 24211673.
Bohaterowie powinni pojawić się w poniedziałek, a więc do miłego..
< 3333

ps. Liczę na Was i Wasze pomysly ; ***

czwartek, 14 lipca 2011

22. Epilog. Wszycy żyli długo i szczęśliwie.

Rozdzial dedykowany tym, którzy prosili o szczęsliwe zakończenie :).
Kocham Was < 333

Epilog.
*3 miesiące później*
*Oczami Justina*
Cholera, cholera, cholera. Nic mi nie wychodzi. Nie potrafię tak dalej żyć.
Od jej śmierci minęły 3 miesiące a ja nadal ją widzę. Cały czas mam przed oczami obraz z parku. Leżąca, bezbronną, martwą.. Przecież to niemożliwe ! Ona nie mogła umrzeć. Dlaczego to zrobiła ? Przecież ja ją kochałem, kocham i zawsze będę kochać.. Boże dlaczego ten świat jest taki okruty ? Dlaczego musiała to zrobić właśnie ona ? Nienawidzę, nienawidzę siebie. To wszystko moja wina. Powinienem ją wspierać, a ja tak po prostu sobie wyjechałem. Nigdy sobie tego nie wybaczę..
Ona nie żyje, a to wszystko moja wina. Sekcja zwłok wykzała, że to z pewnością było samobójstwo. To tabletki. Te głupie tabletki odebrały jej życie. Dlaczego ja się nie domyśliłem co chciała zrobić ? Może gdybym wcześniej otwarł ten list udałoby się ją uratować. Podły, podły świat ! Nie mogę tylko zrozumieć czemu ona to zrobiła ? Nigdy nie przypuszczałbym, że miałaby odwagę..
Każdy, ale nie ona. Nie osoba, która brzydziła się samobójstwa i nie rozumiała go.
Miała tyle planów, wielką przyszłość i co ? I wszystko się skończyło.
Wiem, że to moja wina. Na jej ręce wycięte było moje imię. Kochała mnie. I to nasze uczucie ją zabiło.
Nie wytrzymam tego dłużej.
Całe szczęście dziś ostatni koncert w całej trasie, a może i nie tylko trasie..
Siedzę w hotelowym pokoju, skulony i myślę o niej. Jest obecna w moich myślach 24h.. dzień i noc..
noc i dzień.. W każdej dziewczynie widzę ją. Wiele razy zdarzało mi się mówić
- Lauren to ty ? - wychodziłem na idiotę, ale gówno mnie to obchodziło !....
- Za godzinę zaczynamy - słyszę głos Sccotera po drugiej stronie drzwi. Głośno wzdycham i chowam się pod kołdrą.
Nie wytrzymam tego dłużej. Chcę znowu z nią być.. chcę poczuć smak jej ust.
Wstaję, idę do łazienki.. Przez kilka kolejnych minut grzebię w szafce..
- To jest to ! - wołam i wyciągam całe opakowanie tabletek. Muszę, muszę to zrobić - myślę i wyciągam jedną z nich.
Siadam pod ścianą i zaczynam jej się przyglądać..
- To ty. To ty i reszta Twoich koleżanek zabiłyście ją. A skoro zabiłyście ją, zabijecie też mnie - mówię do nich.
Cholera ! Co za idiota rozmawia z tabletkami ? Wstaję biorę tabletki i staję pod oknem. W dole stoi tysiące fanów wrzeszczących moje imię. Nie, nie mogę im tego zrobić. Muszę żyć. Chociażby dla nich.
Nie, nie Justin nie możesz żyć.. nie bez niej.
- Lauren pomóż mi - szepczę i spoglądam w niebo.. Jest tam ! Tak jak mówiła największym i najbileszym obłokiem..
- Powiedz mi proszę co mam robić.. Kocham Cię i chcę być z tobą, ale ja, ja nie mogę ich zostawić.. - zamykam oczy i skulam się.
Po chwili znów je otwieram. Ona, ona tu jest . - cały drętwieję.
- Lauren ? - pytam. Dziewczyna uśmiecha się lekko w moją stronę.
- Lauren to ty ? - powtarzam pytanie.
- Ja - szepcze dziewczyna i podchodzi do mnie. Jest taka, taka inna. Nie przypomina umierającej, cierpiącej Lauren.
Wygląda tak jak kiedyś.. W dniach gdy się poznaliśmy.
- Co ty tutaj robisz ? - pytam z niedowierzaniem. Mam wrażenie, że to sen. Nawet jeśli to ja nie chcę się budzić.
Wstaję i podchodzę do mniej próbując jej dotknąć. Niestety w tej chwili znika.
- Nie odchodź, proszę. Potrzubuję cię. Cholernie cię potrzebuje - mówię.
To, to musiało coś znaczyć. Ona cały czas tu jest i patrzy na mnie.
Bieber do cholery co się z Tobą dzieje ? To były tylko złudzenia.. a może nie. ?
Ponownie biorę do rąk opakowanie pełne tabletek. W ręku trzymam jedną z nich.
- Teraz albo nigdy.. - wydukuję i połykam jednę, po chwili drugą.. i tak aż nie opróżniłem całego opakowania.
I co już ? Umarłem ?
- Bieber czas zaczynać - słyszę wołanie. Nie jestem jeszcze na tym cholernym świecie. Przemywam twarz wodą i wychodzę.
- W końcu. Justin co się z Tobą działo ? - mama od razu podchodzi do mnie i mocno przytula. Nie protestuję. Wiem, że robi to po raz ostatni..
Po raz ostatni wtulam się w nią.
- Tak bardzo cię kocham - szepczę w jej stronę i wchodzę na scenę. W oczach tłumię łzy.
Nie ma już odwrotu. Muszę to zrobić. Nie chcę dalej cierpieć. Nie potrafię.
Rozbrzmiewa muzyka. Biorę mikrofon i zaczynam śpiewać kolejne wersy "Baby".
Cały czas myślę o niej. Patrzę na tysiące wrzeszczących fanek, ale myślę tylko o niej.
O tej dla, której żyłem, którą kochałem i do której za chwilę dołączę. Śpiewam kolejne piosenki i czuję się coraz gorzej.
Za chwilę nadejdzie ta chwila. Najgorsza chwila w życiu człowieka.. Chwila śmierci. Moment w którym kończy się wszystko
i po którym nie zostaje nic.

You're who I'm thinkin' of
Girl you ain't my runner up
And no matter what
You're always number one

Śpiewam to dla Ciebie wiesz ? - mówię w myślach i spoglądam w górę..
Rozbrzmiewa się ostatnia piosenka. Śpiewam ją rzadko, ale należy do moich ulubionych.
Jeżeli śpiewam po raz ostatni, a wiem że tak jest chcę śpiewać to.

I don't wanna go back
To just being one half of the equation
Do you understand what I'm sayin'?
I'm lost
Can't fix this compass at heart
Between me and love
You're the common denominator, oh, oh, ohh, oh
You're the common denominator, oh, yeah, woah

Coraz gorzej się czuję. Nie wytrzymam do końca piosenki.
- Stoop ! - wrzeszczę. Wszystko nagle milknie.. ludzie patrzą z przerażeniem.
- Chcę, chcę coś powiedzieć...
- Na samym początku wiedzcie, że to co mówię jest prawdą i nigdy więcej tego już nie powiem.
Chcę Was wszystkich bardzo przeprosić za to co się za chwilę stanie. Jestem pieprzonym egoistą wiem,
ale nie umiałem inaczej. Kochałem ją. Tak kochałem i nadal kocham. Lauren wiem, że pomimo tego, iż jesteś
już tam po drugiej stronie słyszysz mnie. Wiedz, że robię to dla Ciebie. Starałem sobie z tym jakoś poradzić,
ale nie potrafię. Tak jak napisałaś "Wszystko ma swój początek i koniec". Ten koniec właśnie nadszedł. - mówiłem,
a w mojej głowie wszystko zaczynało wirować. Spojrzałem na fanów. Byli zdezorientowani. Jedni płakali inni słuchali z ciekawością.
- Nie płaczcie. Błagam Was. Nie mogę na to patrzeć. Mama od zawsze mi powtarzała "Żyj tak aby nikt przez Ciebie nie płakał".
Więc proszę nie róbcie tego. Nie jestem wart waszych łez. Chcę Wam wszystkim bardzo podziękować. Moim najbliższym za to,
że mnie wspieraliście w ostatnich bardzo trudnych dla mnie miesiącach.
- Mamo - mówię i zwracam się do niej. Patrzy na mnie zza kulis za łzami w oczach.
- Dziękuje Ci za trud, który włożyłaś by wychować mnie na pożądnego człowieka. Czy się udało ? Na to pytanie najlepszą odpowiedź będziesz znała sama.
Kocham Cię bezgranicznie pamiętaj o tym zawsze. Nawet jeśli nie będę przy Tobie ciałem to będę duszą. Pomogę Ci. Jeżeli będziesz potrzebowała pomocy spójrz w górę.
Będę tam na Ciebie patrzył i cieszył się Twoim szczęściem razem z Tobą. Kocham Cię - mówię, a po mojej twarzy zaczynają spływać łzy. Z truden zaczynam oddychać.
Zostało mało czasu, a ja mam jeszcze tyle do powiedzenia.
- Christian, Caitlin. Wiem, że teraz jesteście gdzieś daleko i w najlepsze się śmiejecie, bo tak jest zawsze. Mam nadzieję, że usłyszycie kiedyś to co teraz powiem.
Byliście i zawsze będziecie dla mnie moimi przyjaciółmi. Kocham Was. Beadles nie śmiej się. Kocham Was tak po przyjacielsku. Dziękuje, że mnie wspieraliście i że
byliście obecni w moim życiu. Lepszych przyjaciół nie mogłem sobie wymarzyć. Kłociliśmy się i wyzywaliśmy, ale zawsze się godziliśmy, więc teraz jeśli jeszcze jakieś
rzeczy nas różnią chcę Was przeprosić..
- Tato, babciu, dziadku. Kocham Was. Co mogę jeszcze powiedzieć ? Nie mam pojęcia. Zresztą sami dobrze wiecie i sami dopowiecie.
- Braciszku, siostrzyczko. Nie rozumiecie mnie wiem. Jesteście najlepszym rodzeństwem na świecie i nie zamieniłbym Was na nikogo innego !. Mam nadzieję, że będziecie mnie pamiętać.
Chociaż jakieś epizody, w których uczestniczyłem. Brat was kocha...
- Dziewczyny, chłopacy, fani, antyfani.. Wam rówież dziękuje. W szególności fanom. Chciaż nie wiedzieliście co się dzieje i tak zawsze mnie wspieraliście.
Dzięki Wam udało mi sie przejść i nie zmienić w ciągu mojej krótkiej, a tak wiele znaczącej dla mnie kariery.
- Scotterowi za pomoc w dążeniu do sukcesu. Gdyby nie ty byłbym dzisiaj nikim.
- Usherowi mojemu mentorowi i przyjacielowi za współpracę i dobra rady. Dzięki stary.
- Kenny stary, Tobie też dziękuje. Miałeś mnie chronić do końca życia. No udało Ci się. Wszystkiego dobrego na nowej drodze życia - uśmiechnąłem się w jego stronę.
- No i przedewszystkim Tobie kochanie. Za to, że Cię poznałem, pokochałem. Za to, że pokochałaś mnie. Nie moją sławę tylko mnie. Zwykłego Justina Biebera ze Starford.
Wiedz, że jesteś byłaś i będziesz najważniejszą osobą mojego życia. Tą jedyną, na którą czekałem 17 lat.. i którą pokochałem od razu. Między nami było różnie, ale to miłość zwyciężyła
wszystko. Mam nadzieję, że przyjmiesz mnie i będziemy mogli żyć długo i szczęśliwie tam u góry. W raju. W miejscu, w którym nikt nie będzie nam już przeszkadzał..
Nie chcę żebyś myślała, że zrobiłem to przez Ciebie. Nie. Zrobiłem to dla Ciebie. Kocham Cię.. i już za kilka minut się spotkamy... - mówiłem, a po mojej twarzy spływały łzy.
Nie obchodziło mnie to, że płaczę.. Upadłem na scenę i zamknąłem oczy. Po chwili znów je otwarłem..
- Lauren ? - z trudem wypowiedziałem jej imię. Stała tu. Była jak żywa, ale unosiła się nad ziemią. Zupełnie jak duch.
- Co ty tu robisz ? - spytałem.
- Przyszłam po Ciebie - podała mi rękę i razem odlecieliśmy w stronę nieba.
- Kocham Cię - wyszeptaliśmy równocześnie...


I tak kończy się historia naszych bohaterów. Chcieliście happy end prawda ? No i jest. Może nie chodziło Wam o taki, ale oni w końcu byli razem i żyli długo i szczęśliwie tam po drugiej stronie.
Z góry obserwowali losy przyjaciół, rodziny i cieszyli się ich szczęściem.
A co u reszty bohaterów ?
Nie uwieżycie !

*Oczami Caitlin*
*10 lat później*
Teraz albo nigdy.. - mówię i siadam na ławce przed ich grobem.
- Justin kocham cię i zawsze kochałam. Nie chciałam przeszkadzać waszej miłości i chyba dobrze zrobiłam. Wiem, że w moim stanie nie powinnam tego mówić, ale nie czułam się fair. No
to co ? Szczęśliwego życia i będę się za Was modlić - mówię i wracam do klasztoru. Tak dobrze słyszycie zostałam siostrą zakonną.. i dobrze mi z tym. Oczwiście chciałabym
mieć męża i dzieci, ale czuję, że sługa Bogu to moje powołanie.

*Narrator*
Christian i siostra Lauren wzięli ślub. Mieli dwójkę dzieci. Dziewczynkę o imieniu Lauren, i oczywiście chłopca Justina.
Mama Justina i Usher wzajemnie się wspierali po śmierci Justina, aż w końcu uświadomili sobie, że łączy ich coś więcej.
Ich pierwsze dziecko mała Ashley ma 5 lat.
Wszystko potoczyło się zgodnie z ich planami. Żyli długo i mieli piękne życie.
A Justin i Lauren cieszyli się z ich szczęścia i żyli długo i szczęśliwie...
Wszystko musiało się tak potoczyć, bo przecież
"Nic nie dzieje się bez przyczyny".



Historia dobiegla końca mam nadzieję, że się spodoba.
Na dole umiesciłam ankietę z pytaniem czy mam pisać kolejne opowiadanie.
Do następnego ; *** < 333

sobota, 9 lipca 2011

21. Wszystko ma swój początek i koniec.

*Rok później*

Dni mijały, a oni coraz bardziej oddalali się od siebie. Ich uczucie do siebie nawzajem nadal płonęło, jednak był to tylko mały płomień. Dziewczyna nie radziła sobie z nowym życiem, a chłopak szalenie rozwijał swoją karierę. Spotykali się tylko czasami.. Ona coraz rzadziej zaczęła wychodzić do ludzi, on zwyczajnie nie miał czasu...
Jest późna noc. Na dworze cicho i ciemno. Dookoła wszystko zasnęło. W domach nie ma żadnego śladu żywej duszy.. Tylko w niewielkich pokojach po przeciwnych stronach miasta pali się mała lampka.. Po jednej stronie Lauren... po drugiej Justin. Są daleko od siebie, ale oboje myślą o tym samym..
- Przecież miało być tak pięknie - szepcze do siebie chłopak siedzący na parapecie wpatrujący się w oddal. W oczach tłumi łzy..
- Co my zrobiliśmy ? - mówi dziewczyna i po raz kolejny przykłada do ręki ostrą krawędź żyletki. Ostatnio tylko z nimi rozmawia. Są dla niej najbliższymi osobami. Bardzo się zmieniła. Od śmierci najbliższych zamknęła się w sobie. Od czasu do czasu rozmawia z siostrą, ale tylko i wyłącznie z przymusu. W końcu mieszkają razem. Włosy dziewczyny nabrały ciemnej barwy i fryzury "emo". Nie ma dnia żeby ubrana była w inny kolor niż czerń. Na jej nadgarstkach prezentują się czerwone rysunki i napisy. Po lewej stronie serce.. po prawej "Justin". Sytuacja ją przerosła. Nie poradziła sobie z odpowiedzialnością jaka na nią spadała. Nie miała w nikim wsparcia, którego tak cholernie potrzebowała. W jej głowie od pewnego czasu rodził się pewien plan.
- Nie wytrzymam tak dłużej ! - wrzeszczy dziewczyna kalecząc się po raz kolejny. Po chwili wstaje i spogląda w lustro.
- Nie wierzę.. - szepcze do siebie. Nie może uwierzyć w to jak wygląda. Kątem oka zerka na wspólne zdjęcie pary.
- Byliśmy tacy szczęśliwi - powtarza dławiąc się łzami.
- Dlaczego to wszystko się skończyło tak nagle ? - to pytanie zadaje sobie od dłuższego czasu, jednak nadal nie potrafi na nie odpowiedzieć...
- Co się z nią dzieje ? - zadaje sobie pytanie chłopak. Żadne z nich nie chce zadzwonić do drugiego. Boją się, że to drugie zapomniało już o tym co ich łączyło. A było tego wiele. Planowali wspólną przyszłość. Przeprowadzka dziewczyny miała sprawić wiele dobrego... wyszło inaczej.
Każdy oddech bez niej zadaje mu ból, a słowo cierpienie. W jednej chwili oboje chwycili kilka kartek i zaczęli pisać.

I can't imagine a life
Without your touch
Every kiss that you give
It fills me up
And to all the heart aching
Jealous females hate it
I'ma hold it down for you

Pisał Justin.. Lauren była temu odległa. Jej przesłanie było zupełnie inne. W końcu przestaje. Obmywa twarz zimną, orzeźwiającą wodą. Z twarzy zmywa cały makijaż. Z szafki wyciąga bandaż i owija nim ręce. Bierze krótką kąpiel. Ubiera się jak zwykle na czarno, jednak tym razem wygląda jakoś inaczej. W oczach znów zabłysnęły te iskry, którymi raziła będąc z Bieberem. W dłoń chwyta zapisaną kartkę, chowa ją w kopertę i wychodzi. Na dworze robi się coraz jaśniej. Dziewczyna przejeżdża taksówką z jednego na drugi koniec miasta. Wysiada, płaci.. Staje pod domem. Domem chłopaka. Spokojnym, opanowanym krokiem podchodzi do drzwi lekko w nie stukając. Po chwili w drzwiach pojawia się chłopak.
- Tak ? - pyta z irytacją. Nie poznaje jej, jednak postać wydaje mu się dziwnie znajoma.
- Proszę nic nie mów, tylko weź tą kopertę i otwórz o 6:00 - mówi i odchodzi. Justin stoi zdezorientowany. Czy to była kolejna fanka ? Nie był tego taki pewien. Spogląda na zegarek. 5:10. Idzie do swojego pokoju i siada na łóżku. Korci go. Jest potwornie ciekawy co jest w tej kopercie. Wstaje i zaczyna krążyć po pokoju. Po chwili staje przerażony. Przecież to była ona !
- Lauren to na pewno Lauren - mówi.
Tymczasem w opustoszonym parku siedzi załamana dziewczyna i płacze. Czy on jej nie poznał ? Aż tak się zmieniłam ?
- Nie mogę tak dłużej.. - mówi i wykonuje swój plan...
Dochodzi 6:00. Chłopak nie wytrzymuje. Otwiera kopertę przed czasem.
Znajduje w niej złożoną w prostokąt kartkę.

"Wszystko ma swój początek i koniec"
Tak właśnie. I mój koniec właśnie nadszedł. Odchodzę. Nie potrafię tak dłużej żyć. Moje życie bez Ciebie nie ma już sensu.
Chociaż znamy się tak krótko wiedz, że byłeś, jesteś i zawsze będziesz najważniejszą osobą w moim życiu. Pokochałam Cię bezwarunkowo i to właśnie ta miłość
mnie zabiła. Nie chcę tego, tak cholernie chcę żyć, ale nie mam już po co. Tak nie poradziłam sobie. Przegrałam walkę z życiem. Przerosło mnie to.
Czy jestem świadoma, że odchodzę na zawsze .? Tak.. Wiedz, że to nie była chwila, to nie był impuls. Długo się do tego przygotowywałam i właśnie nadszedł ten czas.
Czas, w którym w końcu mam odwagę to zrobić...
Kiedy dotrzesz tutaj, wiedz, że mnie nie zobaczysz. Nie zapominaj o tym, bo nie byłeś dla mnie przygodą. Traktowałam Cię jako osobę ważną w moim życiu. Nie raz zastępywałeś mi bliskich. Byłeś wszystkim i dalej jesteś. Chociaż mnie nie ma wśród was ciałem, to jestem duszą. Kiedy mnie zabraknie obiecuję, że nie dam o sobie zapomnieć. Zawsze będę przy Tobie. Proszę Cię, niech twój piękny uśmiech nie schodzi Ci z twarzy. Znajdź sobie dziewczynę, którą pokochasz tak, jak ja kochałam Ciebie. Nie płacz, nienawidzę kiedy płaczesz. Bądź radosny, a jak zwątpisz spójrz w niebo. Tam ujrzysz mnie. Będę jedną z tysiąca obłoków. Zawsze patrz na ten najbielszy i największy. Zobaczysz mnie. Kocham Cię na zawsze, Lauren.. - czytał głośno chłopak. Nie wierzył, nie wierzył w to co właśnie przeczytał..
Leżę. Umieram. Odchodzę. Nie ma już żadnej szansy dla mnie. Ból, czuję cholerny ból.
Przed oczami wiruje całe moje życie.. widzę różne sceny z życia. Widzę jego. Tego dla, którego żyłam, dla którego umieram.
Zamykam oczy.. Z trudem łapię każdy oddech. Wiem, że to koniec. Zabiłam się. Po chwili z trudem je otwieram by po raz ostatni spojrzeć na świat.. Mam zwidy, złudzenia.
Widzę go. Stoi nade mną. Zatapiam się w jego czekoladowych tęczówkach.. Czy ja, czy ja już umarłam ? Nie jeszcze nie. Jeszcze chwila, moment, minuta, sekunda..
- Kocham Cię Justin - szepczę i odchodzę.. Odchodzę do krainy wiecznych snów..
- Lauren, Lauren ! - krzyczy chłopak. Zauważa ją. Nad brzegiem rzeki. Leży tam.. jest ...martwa...

Ostatni rozdział naszego opowiadania. Dlaczego tak się stało ? Nie wiem, już od dawna był on gotowy i po prostu czekał na swoją kolej.
Został nam jeszcze epilog o dalszych losach Justina i reszty, który ukaże się niebawem..
Dziękuje Wam. Tak bardzo Wam za wszystko dziękuje.. < 333

czwartek, 7 lipca 2011

20. To ja Twoja siostra...

- Kolejny sekret ? - zapytałam sama siebie i zaczęłam czytać....
- Nie przecież to niemożliwe !... - krzyknęłam po przeczytaniu... W kopercie było kilka listów,
które należały.. do mojej matki ?
Cassandra Luxas, zaraz przecież ja znam to nazwisko. Tak się nazywała siostra mojej matki !.
To ona, to ona była moją matką !
Zaczęłam czytać jeszcze raz :
"Do Lauren"
Nie wiem czy kiedykolwiek będziesz czytać ten list, nie wiem też czy Twoi rodzice
wyznają Ci prawdę.., ale chciałam żebyś wiedziała, że nie mogłam inaczej postąpić.
Musiałam oddać jedną z Was. Nie byłaś lepsza ani gorsza po prostu Twoi rodzice wybrali Ciebie.
Dlaczego tak postąpiłam ? Historia zaczyna się równo 9 miesięcy przed Twoimi, waszymi narodzinami.
Był to zimny, ponury wrześniowy piątek. Wraz z moim ówczesnym chłopakiem, Twoją matką i ojcem wybraliśmy się
na imprezę. Lisa ( mama Lauren. od. autora ) i jej chłopak, a Twój ojciec jechali z nami jako przyzwoitki. Impreza była bardzo udana,
może nawet za bardzo. Wypiliśmy za dużo i straciliśmy kontrolę nad rzeczywistością. Kiedy szłam w stronę toalety
spotkałam Johna ( ojciec Lauren. od. autora ) no i stało się. Początkowo zaczęliśmy tylko flirtować, aż później
zrobiliśmy "to". Byłam załamana wiedziałam, że Twoja matka mi tego nie wybaczy i tak też się stało. Po pewnym czasie okazało się,
że jestem w ciąży. Cała prawda wyszła na jaw.. Mój chłopak gdy dowiedział się o zdradzie zerwał ze mną i od tamtego czasu go
nie widziałam. Lisa zerwała z Johanem, ale ich uczucie było silniejsze i wrócili do siebie. Zostałam sama. Cała rodzina na czele z Lisą
odwróciła się odemnie.. Czułam się potwornie. Znienawidziłam siebie i Was. Dowiadując się, że to ciąża bliźnicza wiedziałam co zrobię.
Oddam jedną biologicznemu ojcu i jego dziewczynie, a mojej siostrze. Tak też postąpiłam. Twoi rodzice wyjechali byś
nie dowiedziała się prawdy i aby nie było plotek. Wiem, że radzą sobie bardzo dobrze i cieszę się.
Mam nadzieję, że się kiedyś spotkamy.
Twoja matka. - czytałam, a po moich policzkach spływały łzy. A więc to ona jest moją matką, ale przecież, przecież ona nie żyje !
Siostra mojej matki popełniła samobójstwo ! Czyli, czyli to oznacza, że nigdy jej nie poznam..
Czyli moja mama nie była biologiczną matką ? Ale mój ojciec tak.
O co tu chodzi ? Kim oni są do cholery ? Kim ja jestem ?
Muszę się tego dowiedzieć..

*3 tygodnie później*
- To ja Twoja siostra.. - powiedziałam do dziewczyny, która bezproblemu mogłaby być moim sobowtórem.
- Lauren ? - patrzy na mnie z niedowierzaniem. Przytakuję głową i obie rzuacmy się sobie w ramiona.
Tak teraz już wszystko jasne. Odnalazłam moją siostrę i dowiedziałam się wszystkiego.
Przeprowadzam się do niej do Atlanty ! Tak to dziwne, że ona mieszka w Atlancie, nawet bardzo.
Jeszcze kilka miesięcy temu nie sądziłam, że będę teraz tutaj wśród moich nowych przyjaciół i siostry !
Hurra ! Jestem w siódmym niebie.
I wiecie co ? Chodzę z Justinem już ponad 2 tygodnie i o dziwo nie zwariował jeszcze.
Ja i moja siostra jesteśmy bardzo podobne do siebie. Czasami nawet Bieberowi zdaża się
nas pomylić, co nie jest miłe, ale muszę jakoś wytrzymywać...

*2 Miesiące później*
Dziś mijają 2 miesiące odkąd jesteśmy razem. Wszystko zaczyna się układać. Nasi dziadkowie zgodzili się nas
zaadoptować i teraz to oni są naszymi opiekunami..
Mieszkają w L.A, a my tutaj. Wciąż nie mogę w to uwierzyć. To brzmi jak sen, z którego nie mam
najmniejszego zamiaru się budzić.
Ubrana w śliczną czerwoną sukienkę schodzę na dół by otworzyć drzwi. W drzwiach widzę mojego chłopaka i rzucam mu się na szyję.
Od nie odwzajemnia tej euforii.
- Lauren możemy porozmawiać ? - pyta. Wchodzi i siada na kanapie w salonie.
Zaczynam się denerwować, jego mina nie wróży niczego dobrego...
- Wyjeżdżam - szepcze...
- Co ? Żarujesz ? - parskam.
- Niestety nie.. - mówi smutno.
- Na długo ? - zadaję kolejne pytania a po mojej twarzy zaczynają zpływać łzy.
- Na rok - odpowiada...


Rozdział 20 i przedostatni :(. Zbliżamy się do końca naszego opowiadania. Nie wiem czy na tym blogu powstanie kolejne opowiadanie. To zależy czy będziecie chcieli.
Jak na razie życzę Wam miłego czytania i do jutra ; ***.

niedziela, 3 lipca 2011

19. Kocham go i nie pozwolę zmarnować sobie wszystkiego po raz kolejny.

No właśnie. Tym kimś okazał się nie kto inny jak Justin.
- Siema - wymruczałam.
- Wszystko okey ? - zapytał, a w jego oczach pojawił się lęk.
- Jasne, lepiej niż myślisz. Wejdź - mówiłam. Chłopak posłusznie wszedł i usiadł w wskazane miejsce..
- Napijesz się czegoś ? - pytałam wskazując na barek pełen alkoholu.
- Nie dzięki. Nie piję alkoholu. I ty chyba też nie powinnaś. - wykręcał się..
- Nie to nie. - wzruszyłam ramionami jednocześnie nalewając kolejny kieliszek. Jednym ruchem wypiłam go i przystąpiłam do nalewania kolejnego. Bieber patrzył na mnie z irytacją.
- Lauren wystarczy już.. - próbował wyrwać mi kieliszek.
- Dobra - mruknęłam i przysunęłam się do niego. Spojrzałam mu w oczy i zaczęłam delikatnie całować.. Nie opierał się, wręcz przeciwnie. Spodobało mu się to. Moja ręka powędrowała do
guzików przy jego koszuli, które zaczęłam gwałtownie odpinać.. nie przestając go całować. Nie panowałam nad tym co robię. Wiedziałam tylko, że nie jest to w porządku..
- Co ty robisz ? - spytał wyrywając się.
- To co nam przerwano - wymruczałam i uśmiechnęłam się szyderczo.. po czym wróciłam do całowania.
- Lauren wystarczy. ! - krzyknął.
- A więc nie podobam Ci się ? - warknęłam..
- Nie to nie tak ! - mówiła..
- A jak ? - zapytałam
- Podobasz mi się. Nawet bardzo, ale nie chcę żebyś później tego żałowała. Chcę tego, ale nie w takich okolicznościach. Za dużo wypiłaś to przez to - powiedział zapinając koszulę i ruszył w stronę kuchni.
Przed oczami wszystko zaczęło mi wirować. Czułam się strasznie.. po chwili zasnęłam.
Następnego dnia obudziłam się po południu. Wszystko mnie bolało. Nie mogłam nic powiedzieć, nie mówiąc już o jakichkolwiek ruchach.
- Ałłłaaa ! - krzyczałam próbując się podnieść.. Rozejrzałam się do okoła. Po chwili ujrzałam chłopaka leżącego na przeciwnej kanapie..
- Co się stało ? - zapytałam. W głowie miałam totalny mętlik nic nie pamiętałam w dodatku strasznie bolała mnie głowa..
- Wczoraj trochę za dużo wypiłaś - odpowiedział.. Nie mogłam w to uwierzyć. Ja piłam ? Brzydzę się alkoholem..
Wypiłam gorącą herbatę i znów ułożyłam się do snu.
Kolejne dni mijały błyskawicznie. Rozpoznawanie ofiar, przygotowywania do pogrzebu.. Na szczęście Justin, Pattie, Caitlin, Christian i moi dziadkowie wspierali mnie przez cały czas.
Gdyby nie oni nie poradziłabym sobie. Są teraz dla mnie wszystkim. Moją jedyną, chociaż nie prawdziwą, ale rodziną. Długo zastanawiałam się czy powinnam zapytać dziadków i poznać prawdę
o moim życiu, ale nie chcę ich teraz jeszcze bardziej dołować. Sama do tego dojdę gdy tylko się ogarnę. Nie ma dnia abym nie płakałam. Kogo mi najbardziej brakuje ? Każdego po trochu..
Rodziców, no bo, bo byli moim rodzicami. Niezależnie jakimi, ale rodzicami. Adama i Davida za przyjaźń jaka nas łączyła. Z nimi nigdy się nie nudziłam. No i przedewszystkim Weronici.
Może to głupio zabrzmi, ale ona była całym moim światem.. rozumiałyśmy się bez słów... jest niezastąpiona i zawsze nią będzie. Jedyne czego żałuję, to to że nie pogodziłyśmy się.
Odeszła i już nigdy nie będę mogła jej przeprosić.. Zrozumiałam, że to wszystko moja wina. Byłam cholerną, samolubną egiostką, niestety zrozumiałam to trochę za późno.

Dziś pogrzeb. Dzień, którego każdy się bał. Wszyscy są załamani, ale wspierają się wzajemnie. Wciąż nie pogodziłam się z ich stratą. Wierzę, że są gdzieś obok i chcą, abyśmy byli szczęśliwi.
Wszystko było krótkie, ale piękne, wszyscy ruszyli w swoją stronę, a ja jeszcze zostałam na cmenatarzu, zamierzałam wyznac to, co gryzło mnie od dawna. Usiadłam na drewnianej ławeczce obok grobu
i patrzyłam na ich zdjęcie wyryte w ciemnym marmurze.
- Nie wiem kim dla mnie byliście, ale zawsze Was kochałam i będę kochać. Nie zależnie od tego czy mam siostrę i czy jesteście moimi prawdziwymi rodzicami jesteście dla mnie
najważniejsi. Przepraszam za wszystko, za to że byłam potworną córką i zginęliście przezemnie. Nawet nie wiecie jak bardzo chciałabym się z Wami teraz zamienić..
Gdybym mogła oddałabym swoje życie za wasze.. Kocham Was..- wyszeptałam. Po raz pierwszy od bardzo dawna wypowiedziałam w ich stronę te dwa pochopnie używane słowa..
Wstałam, a za sobą ujrzałam Justin, rzuciłam się w jego ramiona i poczułam bezpieczeństwo. Wróciliśmy do domu.. do mojego domu.. Teraz to wszystko było moje. Miałam niesamowity majątek, ale nie miałam ich.
Oddałabym wszystkie pieniądzę aby tylko wrócili. Justin musiał wracać. Poleciał do Atlanty.. Christian i Caitlin również.. Dziadkowie zostali w L.A, a ja ? A ja znowu jestem sama. Nie przeraża mnie już to.
Przyzwyczaiłam się już, jednak teraz czuję się trochę inaczej. Wiem, że Justin wróci za kilka dni i się zobaczymy. Co będzie dalej ? Nie wiem.., ale kocham go i nie pozwolę zmarnować sobie wszystkiego po raz kolejny.
Za bardzo mi na nim zależało.Tak powiedziałam to. Lauren Brower otwarcie mówi o swoim uczuciu do Justin Biebera. O uczuciu, którego tak długo się wypierała..
Następnego dnia obudziłam się w ponurym nastroju. Czekało mnie dziś porządkowanie wszystkich rzeczy. Postanowiłam trochę poszperać. Weszłam do ogromnego gabinetu, który był "pracownią"
mojego ojca. Rzadku tu bywałam. Może dlatego, że niezbyt chętnie pozwalał mi tu wchodzić. Po powrocie z pracy zawsze zaszywał się tu na kolejne kilka godzin i tak dni mijały. Gabinet był naprawdę wielki.
Swego czasu była tu pewnie jakaś biblioteka.. Tak ten dom ma w sobie to coś. Jest bardzo stary, chociaż wcale na taki nie wygląda. Całe wnętrze urządzone jest w noweczysnym stylu... tylko tutaj pozostało
tak jak kiedyś. Nie wiem dlaczego. Może to jakieś szczególne miejsce ? Ale nie czas zawracać sobie tym głowy. Zaczęłam od wyciągania z półek starych książek. Wszystkie były bardzo zakurzone, ale
w dobrym stanie. Wzięłam kilka z nich. Lubię czytać książki, a teraz kiedy nie mam się do kogo odezwać będę mogła "rozmawiać" z nimi. Chwyciłam jedną i otwarłam.
"Mgła zapomnienia" - hm. Ciekawe. Zaraz przecież coś tu jest ! - w mojego głowie budowała się ciekawość. Był to starannie schowany list.
- Kolejny sekret ? - zapytałam sama siebie i zaczęłam czytać.... Nie przecież to niemożliwe !... - krzyknęłam po przeczytaniu...
***
Małymi krokami zbliżamy się do końca kolejnego opowiadania. Zostały nam jeszcze jakies 3, 4 rozdziały. Co dalej ? Mam dla Was małą niespodziankę ;D. Otóż założyłam kolejnego bloga ;). Oczywiscie również z opowiadaniami.

http://justinbieberofstory.blog.onet.pl/

Aczkolwiek nie wiem czy jest sens pisania, ponieważ nie wiem czy ktos to czyta. Na blogach oneta latwiej dodać komentarz no i jest bardziej estetycznie. Czy blog wystartuje ? To wszystko zależy d WAS. Czy będziecie chcieli czy też nie.
Miłego czytania :D < 333

piątek, 1 lipca 2011

18. Pamiętasz ten dzień jak się poznaliśmy ?

- Czy rozmawiam z Lauren Brower ? - usłyszałam głos po drugiej stronie.
- Taak. Czy coś się stało ? - odpowiedziałam pytaniem na pytanie. Czego po chwili żałowałam. To co usłyszałam było dla mnie ciosem. Znowu po mojej twarzy spływały łzy. Na chwilę odsunęłam słuchawkę.
Nie chciałam słyszeć już nic więcej... Te informacje całkowicie mi starczały.
- Justin. Ona nie żyje - wydukałam... Chłopak wstał i spojrzał na mnie z miną "WTF?".
- Oni nie żyją.. - dodałam po chwili.. Nadal patrzył na mnie jak na idiotkę.
- Kto nie żyje .? - zapytał.
- Wszycy.. Nie przecież to niemożliwe.. To jakiś głupi żart - mówiłam sama do siebie.. Bieber podszedł do mnie i delikatnie objął. Poczułam się bezpieczna, jednak nadal myślałam o tym co powiedział tamten
mężczyzna. Nagle w jego ramionach rozpłakałam się jak dziecko..
- Hej mała.. Co się stało. ? - pytał.. Opowiedziałam mu wszystko co do słowa. On również nie mógł w to uwierzyć.. Szybkim ruchem wyrwałam się z jego objęć i włączyłam telewizor na najbliższym
kanale informacyjnym.
- Informacje z ostatniej chwili... Lecący kilka godzin temu z L.A do Kalifornii samolot niespodziewanie rozbił się podchodząc do lądowania. Z 98 osób przebywających na pokładzie przeżyło
zaledwie 12. Przyczyny katastrofy nie są znane. Więcej informacjii można uzyskać dzwoniąc na naszą infolinię.... Łączymy się w szczerym smutku z rodzinami ofiar. - mówiła młodziutka, drobna dziewczyna
o ślicznych długich lokach. Staliśmy jak wryci spoglądając raz na TV raz na siebie nawzajem..
- Justin ja muszę tam jechać - wyszeptałam i wtuliłam się w niego.
*Oczami Justina*
Delikatnie gładziłem jej długie włosy. Czy to wszystko musiało się stać właśnie teraz ? Przecież mogliśmy... a zresztą. Zależy mi na niej i chcę jej pomóc.
- Dobra pakujmy się - wydukałem smutno. Nie chciałem tego, bo te wakacje bardzo mi się podobały, ale..
Wciągu następnych kilku godzin wszystko potoczyło się błyskawicznie. Lotnisko, bilety, odprawa.. i już
po kilku minutach byliśmy w drodze powrotnej. Lot w przeciwieństwie do tamtego przebiegł
bez problemów. Lauren przez całą drogę płakała. W jej oczach było widać chociaż trochę nadzieji, że oni żyją.
Przez cały czas sobie to powtarzała, ale chyba nie skutkowało..
- Justin co teraz będzie ?. Kim ja teraz jestem ? W ciągu kilku chwil straciłam tyle bliskim mi osób.
To wszystko moja wina.. Może gdybym nie uciekła oni zostaliby jeszcze ? Nienawidzę siebie.
To ja ich zabiłam ! Rozumiesz ? Oni zginęli przezemnie. Moja mama, tata, David, Adam, Weronica !
Przecież to niemożliwe - powtarzała przez cały czas.
- Wszystko będzie dobrze rozumiesz ? Musisz być teraz silna.. - odpowiadałem cały czas. Wreszcie wylądowaliśmy i udaliśmy się do wskazanego szpitala..
*Oczami Lauren*
Boję się. Tak cholernie boję się tam wejść. A co jeśli ich tam nie będzie ? - mówiłam do siebie. Nie Lauren nie możesz tak myśleć. Oni na pewno żyją nic im nie jest.
Przed wejściem starałam się uspokoić i opanować. W milczeniu weszliśmy do szpitala. Pielęgniarka skierowała nas pod odpowiednie sale. Wszystkie znajdowały się na intensywnej terapii.
Troszeczkę się przeraziłam, ale wiedziałam, że teraz strach nie jest odpowiednii.
- Mam iść z Tobą ? - wyrwło mnie z myśli pytanie Justina.
Zebrałam wszystkie myśli. Jasne, że chciałam aby poszedł ze mną, ale nie chciałam żeby to wszystko widział.
- Nie, zostań tu. Poradzę sobie - wydukałam.
Ruszyłam w stronę pierwszych sal. Stanęłam pod zamkniętymi drzwiami. Wzięłam głęboki oddech i lekko uchyliłam drzwi. Ku mojemu zdziwieniu nie było to aż tak odrażającę.
Dobra, dobra, żeby nie było, że samolubna jestem, ale myślałam, iż zobaczę tam gorsze rzeczy. Rozejrzałam się dookoła.
- Nic. - mruknęłam pod nosem. Starałam się być bardzo cicha, bo w większości z tych sal wykończeni ludzie spali... A może byli nie przytomni ? Nie wiem. W każdym razie
wraz z ilością odwiedzanych sal moja nadzieja robiła się coraz mniejsza.. Niestety. Została ostatnia sala. Obawiałam się najgorszego. Jednym ruchem otwarłam drzwi i weszłam. Czego od razu pożałowałam.
Nie mogłam w to uwierzyć... Stanęłam jak wryta. Nie mogłam się ruszyć, a co dopiero coś powiedzieć. Odwróciłam się i wybiegłam najszybciej jak potrafiłam. Chciałam znaleźć się jak najdalej od tego miejsca.
- Muszę stąd wyjść - rzuciłam krótko do Biebera nie zatrzymując się. Wybiegłam przed szpital i osunęłam się na najbliższą ławkę. Nie mogłam dojść do siebie.
- Przecież w tej sali.. to, to na pewno był on - mówiłam nie zważając na to, że Justin stanął nademną. Usiadł obok mnie.
- Kto tam był ? - zapytał spokojnie.
- Ten, ten człowiek, który napadł mnie w parku.. - wydukałam.
- Jaki człowiek ? - pytał dalej.
- Pamiętasz ten dzień jak się poznaliśmy ? - zapytałam..
- Tak, ale co ma jedno do drugiego ? - mówił zdezorientowany.
- Wtedy, wtedy jak się pokłóciłam z Caitlin ?... - zrobiłam przerwę. Chłopak przytaknął.
- Ja później pobiegłam no i wpadłam na tego człowieka.. On, on chciał - mówiłam przez łzy.
- Chciał mnie zgwałcić - wyszeptałam. W jego oczach pojawiło się przerażenie...
- Ale jak to ? - zapytał.
- W ostatniej chwili uratował mnie Ryan - kontynuowałam. Patrzył na mnie ze zdziwieniem.. W dodatku właśnie uświadomiłam sobie, że to była już ostatnia sala i oni rzeczywiście nie żyją..
To mnie jeszcze bardziej dołowało..
- Proszę wracajmy - wyszeptałam. Tak też zrobiliśmy. Wróciłam do domu.. sama. Znowu.
W jednej chwili moje życie straciło sens. Nic już nie ma. Został mi tylko Justin, z którym i tak naprawdę nie wiem co mnie łączy.. Krzątałam się po pokojach. Po mojej twarzy przez cały czas spływały łzy..
Miałam tego wszystkiego dosyć. Przerosło to mnie. Chciałam chociaż na chwilę od tego wszystkiego odpocząć.. Stanęłam przed ogromnym barkiem. Otworzyłam go i sięgnęłam po jakąś butelkę. Wzięłam kieliszek
i nalałam do niego odrobinę napoju. Nie lubię alkoholu, ale czułam potrzebę wypiać chociaż kilku kropel.
- Mmm dobre. - mruknęłam do siebie nalewając kolejny kieliszek. I tak przez cały czas puki nie opróżniłam całej butelki. Miałam wrażenie, że pozbyłam się wszystkich problemów. Czułam się szczęśliwa i wolna.
Zaczęłam robić bardzo dziwne rzeczy...
******
W końcu jest ;D. Wiem, że nawalilam i bardzo długo czekaliscie, ale wybaczcie. Mam nadzieję, że teraz się poprawię .! Miłych wakacji ; *.
A i jeszcze jedno chciałam Wam polecić bloga mojej koleżanki, a zarazem stałej czytelniczki naszego bloga . http://historiaodziewczynieijustinie.blogspot.com/
Dominikoo < 333