piątek, 27 maja 2011

10.Nad Twoim życiem zbliżają się czarne chmury..

Spojrzałam mu w oczu. Znowu rozpłynęłam się w jego czekoladowych tęczówkach. Patrzyliśmy tak przez krótką chwilę, po czym zbliżył swoją twarz do mojej. Moje myśli krzyczały. Nie rób tego ! Serce mówiło co innego. Byliśmy już bardzo blisko gdy nagle...drzwi od windy otwarły się. Gwałtownie odsunęliśmy się od siebie. Ci ludzie patrzyli na nas ze zdziwieniem. Sytuacja zrobiła się niezręczna.
- Dziękuje - wyszeptałam i uciekłam. Tak można to nazwać ucieczką. Taka opcja wydawała mi się w tamtym momencie najlepszym rozwiązaniem. Biegłam wzdłuż korytarz nie oglądając się za siebie. Po prostu nie miałam odwagi. Dobiegłam do wyznaczonych drzwi. 231 - apartament Caitlin. Weszłam do pokoju gdzie ta czekała już na mnie.
- Jak dobrze, że już jesteś. Współczuje Ci. Nie wytrzymałabym tyle czasu - powiedziała. Nie dochodziło to do mnie. Na chwilę zupełnie zapomniałam o tym zamknięciu. Cały mój świat krążył wookół zupełnie innej sytuacji. Nie czułam się fair wobec niej, ale uznałam, że zachowam to dla siebie, w końcu do niczego nie doszło prawda ? - mówiły myśli w mojej głowie.
- Tak. To były jedne z najgorszych godzin mojego życia.. - skłamałam. Bo przecież wcale tak nie było. Może na początku tak myślałam, ale teraz jest inaczej.
- Idź weź prysznic, zaraz Ci dam jakąś koszulkę - powiedziała i zaczęła grzebać w torbie. Wzięła jedną i rzuciła mi. Złapałam i udałam się do łazienki. W drodze napisałam tylko sms-a do Weronici, że nie wrócę na noc. Pewnie nie będzie miała nic przeciwko temu. Nadal była na mnie obrażona. Nie chciałam jej jeszcze bardziej drażnić dlatego oszczędziłam jej szczegółów gdzie jestem. Wzięłam krótki prysznic i położyłam się spać. Caitlin zgasiła światło. Leżałyśmy w osobnych kątach pokoju. Dookoła panowała cisza. Tylko w dole nadal panował gwar. W końcu to sobota.
- Lauren - wyszeptała dziewczyna.
- Noo. - powiedziałam udając zmęczoną.
- Co tak naprawdę jest między Tobą, a Ryanem ? - zapytała. Zupełnie nie wiedziałam co odpowiedzieć. Sama nie wiedziałam na czym stoję..
- Nie wiem. Sama chciałabym to wiedzieć - mruknęłam pod nosem.
- A między Tobą, a Justinem ? - dodałam po chwili. W końcu mogłam o to zapytać. Przez cały czas czekałam na moment kiedy będę miała okazję zapytać..
- Między mną, a Justinem ? Hm. Niby jesteśmy razem, ale to nie jest związek na dłuższą metę. Wiele się zmieniło. Kiedyś było nawet całkiem dobrze, ale on kocha kogoś innego.. - mówiła ze smutkiem.
- Kogoś innego ? - zapytałam ze zdziwieniem.
- Niestety...
- A ty, ty go kochasz ? - zapytałam. Zapadła głęboka cisza.
- Chyba, nie. Czuję coś, ale to nie jest miłość... - powiedziała i po chwili zasnęła. Leżałam z myślami dręczącymi moją głowę. Kogo on mógł kochać ? Kiedy mi to powiedziała zrobiło mi się tak jakoś.. przykro ? Nie to niemożliwe. Przecież masz Ryana. To nie jest realne - mówiłam sobie po cichu aż w końcu zasnęłam. Następnego ranka wstałam przed Cait. Ubrałam się, zostawiłam na wierzchu kartkę "Dziękuje i przepraszam, ale musiałam iść. Lauren" i wyszłam. Miałam nadzieję, że uda mi się nie spotkać niechcianych osób. Prawie by się to udało. No właśnie prawie. Przy samym wyjściu natknęłam się na Christiana.
- Gdzie uciekasz tak wcześnie ? -zapytał jak zwykle z bananem na twarzy (xd). Temu to chyba poczucie humoru nigdy nie znika.
- Do domu.. - powiedziałam i odeszłam. Do babci wróciłam taksówką. W domu było dziwnie cicho. Pewnie Weronica gdzieś wyszła. Zresztą ja też nie miałem ochoty na siedzenie pośród czterech ścian. Wybrałam się do miasta.. Krążyłam samotnie uliczkami w poszukiwaniu jakiegoś sensownego zajęcia. W końcu udałam się do najbliższego centrum handlowego. Spędziłam w nim kilka godzin, ale było warto. Udało mi się kupić kilka naprawdę fajnych ciuchów. Gdy wracałam było już ciemno, jednak nadal panował tu uliczny gwar.. Mijałam wielu ludzi zastanawiając się gdzie idą, co robią.... W końcu natknęłam się na pewną staruszkę. Wyglądała na miłą, ale trochę przerażającą. Wyszła z ciemnego zaułki ni stąd ni zowąd.
- Zaczkaj - zawołała. Gwałtownie się odwróciłam i spokrzałam na nią.
- Tak dziecko o Ciebie mi chodzi. Podejdź do mnie - wyszeptała. Posłusznie podeszłam. Dopiero teraz uświadomiłam sobie, że mam doczynienia z wróżką. W ręce trzymała talię kart, a w drugiej coś dziwnego czego nazwy nie znałam.
- Usiądź - powiedziała i wskazała ławkę. Tak też zrobiłam.
- Czego pani ode mnie chce ? - zapytałam ze skruchą. Staruszka chwyciła moją dłoń.
- Nie bój się. Nie skrzywdzę Cię. Ja chcę Ci tylko pomóc - powiedziała i spojrzała mi w oczy.
- Ale ja nie potrzebuję pomocy. - odparłam oschle.
- Nie okłamuj się dziecko - powiedziała.
- Widzę, że potrzebujesz pomocy.. nad Twoim życiem zbliżają się czarne chmury. - mówiła spokojnie.
- Chmury ? Co pani mówi ?
- Niedługo w Twoim życiu zdarzy się wielkie nieszczęście. Ucierpisz na tym ty i Twoi bliscy.. - spojrzała na moją dłoń i przejechała palcem po liniach...
- Potrzebujesz długiej rozmowy z kimś kto jest bliski Twojemu sercu... i a co to ? W najbliższym czasie dowiesz się czegoś co całkowicie zmieni Twoje życie.. - mówiła.
- Co też pani mówi ? Żartuje sobie pani ? Nie mam zamiaru dłużej tego słuchać - powiedziałam i odeszłam.....
****
Za nami 10 rozdziałów. Jest piąteek ! W końcu wolne... Dzis mam trochę zły humor i przez to rozdzial taki nudny... Rozdzial dedykowany pewnej anonimowej osobie, która ciągle pisze do mnie na GG... ;*. A i jeszcze jedno. Proszę nie piszcie ciągle do mnie. To moje prywatne gg i nie jestem w stanie wszystkim odpisywać. Przykro mi.. Do następnego...

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz