Nigdzie jej nie było. Wszedłem do jej pokoju i ujrzałem drzwi od łazienki. To chyba ostatnie miejsce w tym domu do którego nie zajrzałem - pomyślałam. Ostrożnie otwarłem je i ujrzałem... ją. Leżała w bezruchu i nie dawała oznak życia. Była cała zakrwawiona. Przeraziłem się i szybko wezwałem pomoc. Po kilku minutach zjawili się. Nie wiedziałem co robić. Czy jechać za nimi ? A może poinformować kogoś ? Byłem tak zdenerwowany i zdezorientowany , że jedyny numer jaki zdołałem wybrać to Caitlin. Wybrałem połącz. Pierwszy sygnał nic, drugi też. Spojrzałem na zegarek. Było kilka minut po północy. Kolejne sygnały również nie przynosiły spodziewanego efektu. Już miałem się rozłączyć, kiedy usłyszałem.
- Bieber pogięło Cię ? Wiesz, która godzina ? - po drugiej stronie mówiła zaspana.
- Cait posłuchaj. Natalia ona, ona jakby to powiedzieć. Miała... "wypadek" - wydukałem .
- Co ? Żartujesz ? Co z nią ? Gdzie jest ? - zadawała całą masę pytań.
- Nie wiem dokładnie. Sanitariusze właśnie ją zabierają. - powiedziałem
- Zaraz pojadę za nimi i spróbuję się czegoś dowiedzieć - dodałem po chwili
- Jadę z Tobą ! Daj mi 10 min - odparła i rozłączyła się.
Spojrzałem przez okno jej pokoju. Leżała na noszach i właśnie wkładali ją do środka. ( od aut. karetki rzecz jasna xd ). Stałem bezradny, nic nie chcieli mi powiedzieć. Jedyne co wiem to, że zabierają ją do jednego z najlepszych szpitali w stanie. Ruszyłem w stronę drzwi wyjściowych. Zamknąłem je, wsiadłem do samochodu i ruszyłem w stronę domu Beadlesów. Zatrzymałem się pod ich domem. Po chwili zjawiła się moja przyjaciółka. Wsiadła i ruszyliśmy.
- Co się stało ? - zapytała od razu, a ja opowiedziałem jej całą historię.
- Biedna, ale nie przypuszczałabym żeby ona zrobiła coś takiego - mówiła.
- Teraz już wiem dlaczego mój brat był dziś taki przygnębiony. Ciekawe co jej powiedział, że dopuściła się takiego czynu. I nie musisz się wypierać, że tego nie chcieliście, bo wiem że się kochaliście i nadal kochacie. - powiedziała. Przez dalszą drogę milczeliśmy. W końcu dojechaliśmy na miejsce. Szpital był ogromny, lecz bardzo spokojny. Tylko w kilku salach paliło się światło. Ruszyliśmy w stronę izby przyjęć. Nienawidzę szpitala. Kojarzy on mi się z chorobą i śmiercią. Podeszliśmy do jednej z pielęgniarek.
- Przepraszam, w której sali leży Natalia ..yyy jak ona się nazywa ? - szepnąłem do mojej towarzyszki, jednak i ona nie wiedziała.
- Właśnie ją przywieziona - dodałem.
- Ah tak. Jesteście z rodziny ? - zapytała
- Nie, ale jesteśmy jej przyjaciółmi - wydukała Cait.
- Niestety nie mogę udzielić żadnych informacji na temat pacjentki - powiedziała ze smutkiem
- Tylko najbliższej rodzinie udzielamy informacji - powiedziała po chwili.
- Rodzinie ? - zdziwiłem się . Przecież nie znam nikogo.
- Jej rodzina jest tysiące km stąd ! My jesteśmy jej rodziną ! - krzyczała załamana Caitlin.
- No dobra widzę, że bardzo Wam zależy jest teraz w sali 213 - powiedziała lekarka. Szybko pobiegliśmy do windy. Sale 200-230 są na 3 piętrze. Wjechaliśmy na górę. Pierwszą rzeczą jaka przykuła moją uwagę była tabliczka "Oddział intensywnej terapii ".
Cholera jest aż tak źle ? - pytałem siebie w myślach. Pospiesznie zaczęliśmy szukać sali z nr 213.
- O jest ! - krzyknęliśmy w jednej chwili i spojrzeliśmy przez szklaną szybę. Leżała tam. Chyba spała. Była taka maleńka i bezbronna. Zrobiło nam się jej żal. W sali było kilku lekarzy i pielęgniarek. Nagle jeden z nich zawołał..
- Tracimy ją ! - krzyczał. Co ? Co on mówi ? Jak to tracimy ? - pytałem Cait. Staliśmy tak wpatrując się w to co się tam działo. Wszyscy byli bardzo zdenerwowani. Jeden z lekarzy zobaczył nas, kazał odejść i czekać na korytarzu. Zrobiliśmy to co kazali. Siedzieliśmy tam czekając na jakąkolwiek informację. W końcu wykończona Caitlin zasnęła...
* Oczami Nat *
Ciemność przerywa nagły błysk światła. Wstrząsa mną wysoki, piszczący dźwięk, a potem nagle coś wyciąga mnie z ciemności mojego kokonu. Unoszę się w powietrzu, jestem w rogu pomieszczenia, z góry patrzę na panujące tu paniczne ożywienie. Widzę lekarzy, pielęgniarki, sprzęt medyczny, a potem jakąś dziewczynę. Zaraz, zaraz. To ja ! Leżę w szpitalnym łóżku.
- Brak akcji serca ! - krzyczy lekarz
- Elektrowstrząsy ! - woła inny. Podłączają moje ciało do masy kabelków. Dlaczego tutaj jestem ? Nie potrafię sobie przypomnieć. Czy ja umarłam ? Lekarze coś podłączają. Tracę zainteresowanie tą sceną. Bez problemu przenikam przez ścianę z pomieszczenia do długiego tunelu. Widzę jasne światło i czuję się taka szczęśliwa. Słyszę szepty i widzę swoją babcię. Macha do mnie ręką. Skąd ona tu jest ? Wiem, że umarła, ale mam ochotę podbiec do niej i mocno uściskać. Bardzo ją kochałam. Zastępowała mi matkę...
Tunel zaczyna wypełniać się pięknym światłem, a ja chcę go dotknąć. Wycofuję się. Czuję niepewność. Jakaś część mnie chciała iść do przodu, inna wracać. Co się ze mną dzieje ? Światło jest piękne i spokojne. Powinnam go dotknąć.
- Wracaj - mówi jakiś głos..
- Jeszcze nie teraz.. - szepcze inny.
Nie mogę wydobyć głosu, żeby odpowiedzieć. Cofam się z powrotem przez tunel z prędkością pociągu. Przez sufit przenikam z powrotem do pomieszczenia, wiruję nad moim ciałem jak woda. Usiłuję nie dać się wciągnąć do mego ciała. Bezskutecznie. Wchodzę do środka jak gorący wosk, wypełniając formę mojego ciała. W oddali słyszę...
- Jest akcja serca ! Wróciła do nas !
* Oczami Justina *
Moja cierpliwość się kończy. Siedzimy tu kilka godzin. Jestem wykończony, Pielęgniarka widzi to i podaje mi kawę. Wypijam ją jednym łykiem i czekam. Mijają kolejne godziny, nie dostałem żadnej informacji. Dlaczego nic nie mówią ? Z sali wychodzi lekarz i podchodzi do mnie. Obawiam się najgorszego. Przełyka ślinę i zaczyna mówić.
- Najprawdopodobniej to była próba samobójcza. Na moment traciliśmy ją, jednak wszystko jest w porządku. Straciła dużo krwi. Jest w śpiączce - te ostatnie słowa nie docierały do mnie. Lekarz pozwolił mi na chwilę wejść do niej. Usiadłem na krześle przy jej łóżku. Ująłem jej dłoń i delikatnie pocałowałem . Patrzę na jej bezradne ciało. Po mojej twarzy spływa kilka łez.
- Dlaczego mi to zrobiłaś ? - szepczę. Wiem, że mnie słyszy.
- Kocham Cię. Nigdy sobie tego nie wybaczę, ale teraz musisz być silna ! Słyszysz ? Nie możesz mi tego zrobić. Musisz się obudzić. Proszę.. - patrzyłem na nią błagalnym wzrokiem. Poczułem dotyk na swojej dłoni. Była to jej dłoń.
- Budzi się ! Ona poruszyła się ! - zacząłem krzyczeć ...
***
No mamy 20 ! ;). Wczoraj nie dałam rady, ale jest dzisiaj ;P. Życzę Wam Wesołych Świąt. I bogatego zająca ; D. Do wtorku ; *
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz